Nieistnienie "Hamleta"

"Hamlet" - reż. Elizabeth LeCompte - 13. Festiwal Szekspirowski w Gdańsku

Oglądanie spektaklu The Wooster Group jest jak ćwiczenie z percepcji: znajdź jak najwięcej szczegółów różniących dwa obrazki; z tą różnica, że tutaj "obrazków" do porównywania jest więcej. Tło sceny zajmuje duży ekran, na którym wyświetlana będzie filmowa wersja "Hamleta" z sześćdziesiątego czwartego roku, wyreżyserowana przez Johna Gielguda, z Richardem Burtonem w roli tytułowej.

Spektakl jako „teatrofilm” był retransmitowany przez dwa wieczory i prezentowany w dwóch tysiącach sal kinowych na obszarze całych Stanów. Przedsięwzięcie jak najbardziej w stylu i na skalę amerykańska. W spektaklu the Wooster Group aktorzy będą śledzić cały czas nagranie pełnej wersji tego spektaklu-wydarzenia, wyświetlane na sześciu niedużych ekranach zawieszonych w wyższej partii konstrukcji scenografii (jeden ekran zamontowany jest nisko na proscenium). Dzięki temu rozplanowaniu aktorzy, niezależnie od miejsca na scenie, w ktorym się znajdują, mogą kontrolować swój ruch, „uzgadniać” gesty z obrazem. Bo własnie na tym opierać się będzie ruch sceniczny postaci – na nieustannej koordynacji pozycji ciała i mimiki z tą, jaka utrwalona została na taśmie filmowej. Choreografia tym bardziej złożona, że taśma oprócz szybkich przeskoków do następnego kadru (rzecz sztuce filmowej właściwa), została poprzecinana licznymi pauzami.

Ciągłe śledzenie przez aktorów akcji filmu na ekranie buduje efekt pustego spojrzenia. Rzadkie są momenty kiedy wzrok aktorów na scenie spotyka się; oni na siebie nie patrzą. Dopiero w momentach, gdy film zostaje przerwany z powodu fałszywej usterki, braku sekwencji, wzrok aktorów odnajduje się w odgrywanej bezradności wypełnienia czasu, kiedy nie widzą co grać. W takiej też wmontowanej przerwie w filmie Ofelia sięga po gazetę.

Jeszcze wyraźniejszej obróbce technicznej niż wyświetlany na małych ekranach model choreografii dla aktorów, poddana została wersja nagrania filmowego jaka pojawia się na ekranie tła sceny. Ten sam film Gielguda jest tutaj przewijany na podglądzie, „zapętlany”, „retuszowany” aż do momentów całkowitego zanikania sylwetek postaci. Niektóre brakujące sekwencje są zastępowane fragmentami pochodzącymi z innych fimów. Choreografię rozmowy Poloniusza z Leartesem wspomaga scena z filmu z Billem Murray’em, a popisowy monolog wygłaszany przez jednego z aktorów przybyłej na dwór trupy zostaje zaprezentowany w wersji pochodzącej z filmu Kennetha Branagha. Manipulacja zrekonstruowanym nagraniem jest jak najbardziej niezatajana – na ekranie widać ikony „play”, pauzy, czy okna otwieranych plików.

Jeżeli w spektaklu zaznacza się sieć powiązań aktorów (mówienie o interakcji byłoby zapewne przesadne), to właśnie z tym ścieranym filmowym nagraniem. Głos aktorów filmowych momentami nakłda się na głos aktorów na scenie, czy wręcz całkowiecie go zastępuje. Odwrotnie niż w kinie niemym gdzie dźwięk jest dokładany do obrazu, tu dźwięk zarejestrowany służy jako dubbing żywych aktorów. Film wnika w „rzeczywistość” sceny i siłą skierowaną odwrotnie: elementy namacalnego teatralnego „tu i teraz” przenoszą się na ekran. Czerwona, wyszywana marynarka scenicznego Guildensterna pojawia się na ciele Guildensterna stojącego przed Burtonem. Kolorowy wzór bluzki scenicznej Gertrudy zastępuje jednobarwny kostium aktorki grającej w filmie. Film/teatr, teatr/film – komunikacja. 

LeCompte włącza do spektaklu elementy, które mogłyby skusić widza do próby poszukania dla tego „Hamleta” interpretacji poza grą kopia-oryginał, poza zapośredniczeniem multimedialnym. Od początku przedstawienia z boku sceny widać ustawiony wózek na kółkach, na jakim podpierają się starsze osoby, mające problem z chodzeniem. Hamlet przysiada niekiedy na tym wózku, jak na taborecie. Jako inny taboret służy mu część krzesła, od jakiego odpiłowano oparcie; kaleki mebel. Elementy scenografii wzorowane na dekoracji filmowej – długi stół i ustawiony przy nim fotel/krzesło – wydają się przynależeć bardziej do wyposażenia szpitalu niż komnaty zamkowej. Fotel nawiązuje stylem do wózka inwalidzkiego, a stół ma metaliczny pobłysk stołu operacyjnego/prosektoryjnego. Motyw szpitalny zaznacza się również delikatnie w kostiumach: nakładana od przodu, otwarta na plecach sukienka Ofelii ma lekki krój kaftanu bezpieczeństwa. Już bezpośrednim cytatem stroju szpitalnego jest czepek pielęgniarki i maska na twarz (tu: z półprzezroczystego materiałum co daje efekt, jakby twarz była pokryta woskiem) noszona przez nie wypowiadającą ani jednego słowa, obsługującą część technicznej instalacji na scenie, aktorkę. Zamknięcie, choroba, inwalidztwo, może nawet upośledzenie, kontrola/brak kontroli/ kontrola zamaskowana, wreszcie: psucie się, niszczenie, zaraza  jaka panuje w tym więzieniu.

Motyw wyniszczenia/choroby odpowiadałby kolejnym, pokazywanym na ekranie tła sekwencjom filmu. Oglądane nagranie coraz bardziej „skacze”, coraz rzadziej widać na nim ciągle zatuszowywane sylwetki postaci. W jednej ze scen zastąpi je kontur cienia pary żywych aktorów. Przy końcu spektaklu ekran stanie się na moment całkowicie biały; potem pojawi się na nim „śnieg”. Obraz „zgrał się”, zatarł (opcja być może mało wiarygodna w czasach Blu-ray) uległ implozji, znikł. Zainfekowany?

W spektaklu the Wooster Group znajduje się jeszcze jednen element, odsunięty nieco z pola widzenia przyspieszonej głównej akcji. W niektórych momentach przedstawienia poszczególni aktorzy schodzą na bok sceny i siadają przed ustawioną tam kamerą. Biorą w dłonie rekwizyty, zmieniają część kostiumu, przyjmują określoną pozę i zamierają w niej na chwilę, aż kamera utrwali ich obraz, wyświetlany na jednym z bocznych ekranów jeszcze chwilę po tym, jak odejdą sprzed obiektywu. Hamlet z szalem szlachetnej tkaniny na ramieniu i czaszką w dłoni. Portret dostojny/portret vanitas. Ofelia z otwartą książką i przechyloną głową; białe strony; „dziewczyna czytająca list”. Guildenstern z włosami do ramion, w berecie. Autoportret malarza. Malarskie konotacje (bez wskazywania konkretnych płócien) zdawać się będzie posiadać także zatrzymane filmowe ujęcie martwego, leżącego z dłońmi splecionymi na brzuchu Poloniusza. Pozowane obrazy wyświetlane na bocznym ekranie są nie ostre, mają jakość zdjęć rentgenowskich jakie wykonuje się płótnom dawnych malarzy, by móc prześledzić kolejne etapy procesu twórczego, by zobaczyć jakie elementy zostały zamalowane. Patrząc na te tworzone na żywo zdjęcia rentgenowskie pojawia się myśl: „Hamleta” nie ma; tak jak nie ma tych renesansowych obrazów. I nie chodzi tutaj o żadną efemeryczność sztuki, ale o doskonałość symulakru. „Hamlet” stał się doskonałym symulakrem; symulakrem dzieła sztuki literackiej/dramatycznej/teatralnej. „Hamleta” nie ma, a teatr naśladuje film; tak jak robi to historia „realna” powtarzająca obrazy filmowe. Spektakl kończy sekwencja wyświetlanych napisów końcowych z obsadą filmu.

Alicja Binder
Gazeta Festiwalowa 4/09
5 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia