Niepokój pokoleń

"Mój niepokój ma przy sobie broń" - reż. Julia Mark - Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Teatr im. Stefana Żeromskiego nie zapomina o twórcach związanych z regionem świętokrzyskim. Kilka lat temu tu miały miejsce prapremiery dramatów Andrzeja Lenartowskiego czy Jana Krzysztofczyka. Obecnie wystawiono tekst "Mój niepokój ma przy sobie broń" pochodzącego z Kielc Mateusza Pakuły. Autor, mimo młodego wieku (rocznik 1983), ma dość pokaźny dorobek literacki i teatralny, jest dwukrotnym finalistą Konkursu o Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną.

"Mój niepokój ma przy sobie broń", podobnie, jak poprzednie utwory Mateusza Pakuły, miesza konwencje i style literackie. Odwołuje się do "Podróży Guliwera" Jonathana Swifta, ale też do szeregu utworów z literatury: od Jana Brzechwy do Michela Houellebecqa, popularnych piosenek popowych, również do Apokalipsy św. Jana. Struktura dramatu przypomina surfowanie po Internecie - dzisiejszy sposób poruszania się i przenoszenia w różne miejsca, przy pomocy myszki odwiedzania coraz to nowych krain. Pokazuje zagrożenia i pułapki, które funduje nam dzisiejszy stechnicyzowany, odhumanizowany świat. Stąd tytułowy "niepokój". Słowo, które w literaturze polskiej najbardziej chyba kojarzy się z wybitnym poetą Tadeuszem Różewiczem, autorem tomu wierszy "Niepokój". Podobne problemy występują również w jego dramatach "Świadkowie albo Nasza mała stabilizacja" czy "Stara kobieta wysiaduje". Chociaż Mateusz Pakuła nie przywołuje w swoim utworze tej twórczości, to jest tu wyraźny trop tych samych rozterek i przerażenie tym, do czego zmierza ziemska cywilizacja: protest przeciw przemocy i okrucieństwu, wizja świata zagrożonego zagładą ekologiczną, obojętność i brak uczuć, poczucie osamotnienia, uprzedmiotowienie człowieka, dominacja techniki, ekscytacja modą i popkulturą prowadząca do zaniku indywidualności. Okazuje się, że mimo przepaści pokoleniowej, różnicy w doświadczeniach życiowych i historycznych - podobne zagrożenia ciągle istnieją, świat ma cały czas te same problemy. Oczywiście występuje ogromna różnica w języku. Język Pakuły to potok słów, mieszanka stylistycznie wręcz piorunująca. Groteska i surrealizm obok hipernaturalizmu, liryka obok wulgaryzmów. To krzyk młodego człowieka, który szuka swojego miejsca, a każde kolejne spotkanie coraz bardziej go rozczarowuje. Forma wędrówki przez telewizyjno-komputerowe zmienianie kanałów śmieszy, straszy, przeraża.

Taki też jest kielecki spektakl wyreżyserowany przez Julię Mark. Cztery obrazy, cztery światy, które odwiedza główny bohater nazwany Guliwerem. Totalitarny kraj, wirtualne archiwum, ziemia po nuklearnej zagładzie, "troskliwa" komuna. Scenograf Justyna Elminowska umieściła je w tej samej, niezmiennej scenerii. Bryle prostopadłościanu zbudowanego z paździerzowej płyty , gdzie wyjście jest tylko przez dwa małe otwory, a podłoga wysypana trocinami. Przypomina to prowizoryczne miejsce stworzone dla na przykład hodowli trzody chlewnej. Jednoznacznie określa kondycje i mentalność zamieszkujących tu istot. Mimo technicznych osiągnięć - teleportacji i podróżowania w czasie - świat nadal daleki jest od trwałych humanitarnych wartości. Zmienia się tylko aktorski kostium, różnicując poszczególne kraje. Ta forma znakomicie oddaje treść utworu, tworzy bardzo dobry jego ekwiwalent. Dodatkową wartością jest grana na żywo muzyka przez perkusistę Antonisa Skoliasa i didżeja Mr Krimea (Wojciecha Długosza ).

Aktorsko spektakl jest bardzo wyrównany. Przekonująca gra zespołowa. Większość scen to sceny grupowe. Reżyser Julia Mark prowadzi je bardzo konsekwentnie dbając o każdy detal i ruch. Aktorzy odtwarzają po kilka ról, więc mają też możliwość wykazania się indywidualnymi możliwościami, zróżnicowania odtwarzanych postaci. W tym przypadku najbardziej w pamięci pozostają Joanna Kasperek i Wojciech Niemczyk. Kasperek wzrusza w krótkim monologu kobiety z wyspy Hibakusza, poraża w okrutnym tekście o aborcji Liliputa Facetki, a w finale znakomicie wykonuje piosenkę jako Lana Del Rey. Niemczyk kolejny raz udowadnia, że aktorstwo to za każdym razem umiejętność przeistaczania się w zupełnie odmienne postaci i budowanie roli innymi środkami. Tu oczywiście mógł się szczególnie podobać jako Troskliwy Miś Brytan i wykonawca piosenek Bryana Adamsa. Z trudnym do powiedzenia monologiem Renifera Hansa zmagała się Dagna Dywicka i trzeba przyznać, że wyszła z tego zwycięsko. Przekonywał także Edward Janaszek w roli Renifera Arvoa. Debiutujący w Kielcach Krzysztof Grabowski w naturalny sposób pokazał zagubienie Guliwera 4, a Dawid Żłobiński, parodiując postaci telewizyjnych showmanów jako Liliput Wodzirej wprowadzał elementy ironii i czarnego humoru.

"Mój niepokój ma przy sobie broń" to kolejny udany przykład poszukiwań dramaturgicznych i teatralnych na kieleckiej scenie.

Grzegorz Cuper
Świętokrzyski Miesięcznik Kulturalny Teraz
20 lutego 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...