Nieprofesjonalna terapia grupowa, czyli każdy może być lekarzem
„Nerwica natręctw" - reż. Mirosław Neinert i Robert Talarczyk - Teatr Korez w KatowicachPrzychodzi baba do lekarza, a tam...go nie ma, czyli wydaje się wręcz typowa sytuacja, którą każdy z nas doświadczył udając się do lekarza. Nie ważne czy prywatnie, czy na NFZ, czy to lekarz rodzinny lub specjalista zawsze pół dnia spędza się w samej poczekalni.
I właśnie w tej poczekalni do bardzo znanego i skutecznego lekarza spotykają się bohaterowie sztuki Nerwica natręctw. Sama poczekalnia nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest to mały biały pokój z kilkoma krzesłami, sofą, stołem, automatem na wodę, magazynami do czytania i grami planszowymi, które mają w jakiś sposób zabić czas jaki spędza się w oczekiwaniu na swoją wizytę. Na podłodze i ścianach namalowano różnokolorowe linie by jakoś ożywić ten prosty wystrój. Samo miejsce jest więc tym czego możemy spodziewać się gdy pomyślimy o lekarskich poczekalniach.
Do tego początkowego pustego i nudnego pokoju po kolei wchodzą kolejni pacjenci.Widzimy tam przemiłego starszego pana z Tourett'em; taksówkarza, który przelicza wszystko i zapamiętuje każdą datę; przerażoną chorobami laborantkę; religijną kobietę z nerwicą natręctw; programistę, który panicznie boi się stawać na liniach oraz młodą kobietę, która mówi wszystko po dwa razy.
Wszyscy pojawili się tam, ponieważ za wszelką cenę chcą pozbyć się swoich natręctw, samodzielna walka nie dała skutków więc liczą na pomoc specjalisty tej dziedzinie. Jednak po samym specjaliście nie ma śladu. Przemiła asystentka informuje bowiem skołowanych pacjentów, że doktor utknął na lotnisku i zmuszeni są oni czekać na niego kilka godzin.
Źli, zrezygnowani i zdesperowani pacjenci postanawiają nie rezygnować z długo wyczekiwanej wizyty, wszyscy decydują się pozostać w poczekalni i razem spędzić te kilka godzin oczekiwania. W ostateczności jednak gdy czas przybycia doktora ciągle się wydłuża postanawiają wziąć leczenie we własne ręce. Kierując się swoimi doświadczeniami nabytymi przez wiele lat spędzonych u lekarzy tworzą własną terapię grupową, gdzie każdy z nich stara się mierzyć z własnymi lękami i problemami. Po wielu próbach wydaje się, że wszystkie z nich kończą się porażką, gdyż żadna osoba teoretycznie nie pokonała własnych lęków. Okazuje się jednak, że prawda jest zupełnie inna, gdy tak bardzo skupiali się na sobie, na własnych słabościach i natręctwach nie byli w stanie ich przezwyciężyć dopiero gdy swoją uwagę skierowali na innych, gdy chcieli szukać pomocy dla kogoś innego zapominali o sobie i bez problemu radzili sobie z czymś co wcześniej wydawało im się niemożliwe. Wspólne działanie dla kogoś, nie dla siebie, dało najlepsze efekty i nie potrzebowali do tego lekarza prowadzącego ani skomplikowanej terapii lecz prostej rozmowy, interakcji z drugim człowiekiem, empatii i chęci pomocy.
Pokrzepieni tymi efektami pacjenci w ostateczności rezygnują z czekania i udają się do domu, pełni nadziei, bardziej szczęśliwi i przede wszystkim na drodze do rozwiązania swoich problemów.
Co zatem z samym lekarzem, tu wydaje się on najmniej istotny gdyż zadziałała wspólnota. Ale tak naprawdę lekarz był ze swoimi pacjentami od samego początku, obserwował ich, słuchał i pozwalał by ci własnymi metodami i na własną rękę byli w stanie sobie pomóc. Wyczekiwany lekarz okazał się być jednym z pacjentów, który przez cały ten czas przebywał z innymi w poczekalni. Czy samą chorobę udawał? Otóż nie. Czy pomógł swoim pacjentom? To z całą pewnością.
Morał z tej sztuki jest zatem taki wszyscyś my są dziwaki.
Sztuka mówi bowiem o tym, że wspólnie jesteśmy w stanie bardziej efektywnie rozwiązywać swoje problemy, gdy nie stawiamy się w samym centrum zainteresowania, gdy bierzemy krok w tył i pozwalamy sobie skupić się na innych, dostrzec ich problemy i podjąć próbę ich rozwiązania, dopiero wtedy osiągamy najlepsze wyniki, nie tylko jako jednostka ale także jako grupa. Bo gdy działamy razem nie ważne jest lekarskie wykształcenie, ważne jest to czy faktycznie chcemy sobie pomóc. Każdy zmaga się z własnymi natręctwami, nie ma ludzi, którzy są całkowicie normalni i dotyczy to każdego, nawet i lekarza.
Warto więc udać się na terapię grupową do teatru Korez w postaci spektaklu Nerwica natręctw, bo wspólnie jesteśmy w stanie się wyleczyć