Nieśmiertelne tezy Norwida
"Pierścień wielkiej damy" - reż. Piotr Jędrzejas - Teatr im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze"Pierścień wielkiej damy" Norwida wrócił na deski jeleniogórskiego teatru po 41. latach. Wtedy inaugurował działalność Sceny Studyjnej Teatru Dolnośląskiego - dzisiaj Teatru im. Cypriana Kamila Norwida, a spektaklem tym jako reżyser debiutował Grzegorz Mrówczyński.
Wbrew lokalnym krytycznym ocenom i obiegowym opiniom uczestników internetowego forum dyskusyjnego (pewnie nie sprawdzi się tego, czy większość z nich jest pisana przez osoby, które naprawdę widziały ten spektakl czy to tylko "hejty" - "Hate" z angielska "nienawidzić") mam sympatię do tego przedstawienia. A być może te opinie są wciąż zniewolone kryteriami i przyzwyczajeniami minionej epoki, w której liczył się nade wszystko tzw. wydźwięk publicystyczno-polityczny. Może i nie jest to spektakl doskonały, ale jednak odważny, wrażliwy, inteligentny, zabawny i całkiem współczesny. Tekst płynie wartko, choć z jego zrozumieniem jest różnie. Język poety jest płynny, ale okazuje się, że nadal trudny. Reżyser, Piotr Jędrzejas, wskrzesił prawie cały wierszowany tekst z wszystkimi obocznościami mowy sprzed stu czterdziestu dwóch lat, a przecież mógł dopisywać sceny z dzisiejszych gazet. Bo często zdarza się i dziś, że osoba, którą się podejrzewa o podbieranie rzeczy czy kradzież, jest niewinna. Na ten przykład siedem lat temu w Hłudnie na Podkarpaciu rozegrała się tragedia: wrażliwy i pełen dobroci 13-letni ministrant nie mógł dłużej znieść, że proboszcz posądza go o kradzieże i zdesperowany powiesił się obok domu.
Spektakl zaczyna się krótkim intro, które wygląda na oderwane od reszty, ale to właśnie w nim - wydaje się - Piotr Jędrzejas ukrył klucz do tego, jak odczytał postać biednego Mak Yksa (sceniczny odpowiednik samego Norwida), dalekiego krewnego męża hrabiny Marii Harrys. Najpierw z książką na głowie Mak-Yks wygłasza pierwsze zdanie sztuki ("Oto pierwszy promień z tych, co rażą" - co ciekawe, w finałowej rozgrywce rażący promień w spektaklu to sztuczne ognie), które w napisanym przez Norwida monologu staje się niejako zapowiedzią mających nastąpić wypadków. Potem Mak-Yks machinalnie wyrywa kartki z książki i zakleja nimi swoją głowę, znajduje w kieszeni swój pistolet (pamiątkę po kimś?), chce popełnić samobójstwo.
Niezwykłe jest to, że Norwid przez komedię ukazał tragizm, przedstawił rzeczy prozaiczne. Jest tu stałe napięcie między ironicznie przedstawionym światem a znaczeniem przenośnym wydarzeń, między dosłownością a symbolicznym sensem. Bohaterowie są oddaleni od wszelkich spraw osobistych, tzn. nie należy tutaj doszukiwać się w nich konkretnych aluzji. To świat zachowujący się zgodnie z logiką, pragmatyką, świat doskonale potrafiący ukryć niewygodne emocje. Na tym tle wyróżnia się Mak-Yks, od początku ubrany w zielony płaszcz ze słuchawkami na szyi niczym ktoś w rodzaju "Błędnego rycerza" pióra Wojciecha Młynarskiego.
Finezyjną grą urzeka cały zespół aktorski. Dobra rola Mak-Yksa w wykonaniu Roberta Mani - człowiek zwyczajny, w ludzkich ułomnościach. Magdalena Kępińska doskonale odtwarza tytułową rolę Hrabiny - Marii Harrys. To wdowa lekceważąca "miłość ziemską", "tyleż piękna, ile powierzchownie pobożna, filantropka i fundatorka pensji dla panien", a pomagając innym przywołuje na myśl jakąś światowej sławy celebrytkę, która zawsze chętnie uczestniczy w akcjach charytatywnych. Hrabina ma zaufaną pannę do towarzystwa, Magdalenę Tomir (Marta Kędziora z naturalnością prezentuje postać młodej, zauroczonej dziewczyny, nie pozbawionej zmysłu praktycznego i zapobiegliwości), która w pewnym momencie staje się jej konkurentką. Ważna jest także rola służącej - odźwiernej Salome (Iwona Lach tworzy charakterystyczną sylwetkę postaci z elementów dawnego i współczesnego obyczaju, nie zapomina przy tym zabarwić ją ciepłą ironią). To właśnie Salome nadmienia o pokrewieństwie Mak-Yksa z Hrabiną.
Trudno nie wymienić Roberta Dudzika, który rolą Sędziego Klemensa Durejko bawi się z wdziękiem i gra bardzo pewnie, oraz zabawnie zarysowanej postaci Małgorzaty Osiej Gadziny w roli Klementyny Durejko - żony Sędziego z jej groteskowym charakterem aktorskiej interpretacji. Piotr Konieczyński jako Graf Szeliga - skupiony, cicho prowadzący postać - dopisuje kolejny aktorski sukces na swoim koncie. Jego Szeliga zna się na astronomii, choć wypowiada się dwuznacznie. W swoich wypowiedziach nawiązuje do Hrabiny - ona jest tą Wenus, którą niby ma obserwować, dlatego chciał pokój z widokiem właśnie na tę stronę, na posiadłości Hrabiny. Gdy Mak-Yks zachowuje się jak chory psychicznie, Szeliga słysząc to twierdzi, że to ktoś nieszczęśliwie zakochany - jak on sam. Dużą sprawność warsztatową jako Sztukmistrz-Urzędnik/Majster Ogni Sztucznych zaprezentował Andrzej Kępiński; udowadnia, że jest nie tylko świetnym technikiem - nie poprzestaje jedynie na rzemiośle.
Poezji przedstawienia dobrze służy oszczędna i optycznie "brzydka" scenografia Marka Brodowskiego harmonizująca z kostiumami Anety Tulisz-Skórzyńskiej oraz piękna muzyka Sławomira Kupczaka. To, co można wyczytać z obrazów scenicznych Piotra Jędrzejasa, to lekko upiększone nieśmiertelne tezy Norwida. A to już bardzo wiele.