Nieśmieszna komedia o celebrytach

"Mizantrop" - reż. Grzegorz Chrapkiewicz - Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy

Zachwycająca, ascetyczna scenografia, będąca połączeniem eleganckiego pola golfowego i nowoczesnej galerii sztuki, w której pokazywane są prace surrealisty Rafała Olbińskiego, świadkuje historii niedojrzałości i braku więzi.Wychłodzone wnętrze z rozrzuconymi gdzieniegdzie instalacjami artystycznymi świetnie oddaje uczuciowy chłód i blichtr, któremu hołdują bohaterowie spektaklu.

Właścicielką miejsca, do którego nas zaproszono, jest Celimena (Agata Wątróbska), panienka piękna i pusta jak wydmuszka, emocjonalna Mesalina, prostytuująca się towarzysko w zamian za uwagę i komplementy. Bywają u niejcelebryci,dla których celem życia jest zaistnienie, ubrani w ciuchy niczym od Kupisza, śmieszni, metroseksualni, żałośni i poklepujący się nawzajem po plecach. Bywa u niej także Alcest (Wojciech Solarz), indywidualista, który za wszelką cenę musi udowodnić swoją odrębność, dlatego – twierdząc, że jest orędownikiem szczerości, prawdy i prostoty – obraża wszystkich, odrzuca i odstręcza. Według Junga im bardziej życie człowieka jest kształtowane przez zbiorowe normy, tym większa jest jego indywidualna niemoralność, dlatego Alcest odcina się od zbiorowości. Jest osobny.

Przyjaciela, który stoi przy nim na dobre i na złe (świetny Sławomir Grzymkowski) traktuje gorzej niż psa. Kobietę, która go prawdziwie kocha (Maria Dejmek) obraża i rani. Sądzi, że kocha Celimenę, ale nie potrafi nawiązać z nikim głębszej relacji. Jest skupiony wyłącznie na sobie. Pozuje na idealistę, udaje, że chciałby jakoś wpłynąć na środowisko, w którym się obraca, ale to tylko maska nonkonformisty, kryjąca pełnego kompleksów pieniacza i narcyza. Jego klęska nie zaskakuje – a co najgorsze: w ogóle nas nie obchodzi. Zasłużył na nią, podobnie jak Celimena. Zderzenie dwóch skrajnie różnych bytów, które powinno stać się osią dramaturgiczną spektaklu, jest w efekcie tylko zestawieniem dwóch tak samo pustych, niedojrzałych i pozbawionych uczuć wytworów dzisiejszego świata.

Chrapkiewiczowi udała się transkrypcja tekstu Moliera na język współczesności, choć nic to nie wnosi do wartości sztuki. Nowe tłumaczenie Jerzego Radziwiłłowicza jest urzekające i świeże – ale co z tego, jeśli aktorzy mówią prozą, nie pozwalając wybrzmieć ani pauzom, ani rymom. Spektakl jest skonstruowany bardzo przyzwoicie i dobrze zagrany (świetna Magda Smalara jako Arsena, znakomici Krzysztof Szczepaniak jako Klitander i Kamil Siegmund jako Akast), ale nie sposób przejąć się sercowymi kłopocikami ludzi, którzy w gruncie rzeczy nic nas nie obchodzą. Spędzamy przyjemny wieczór w teatrze, lecz umieszczona w światku celebryckim satyra nie jest ani śmieszna, ani zajmująca, ani poruszająca. Zapomnimy o niej po pięciu minutach, jak o kolejnym newsie na Pudelku.

Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
21 lutego 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia