Niespokojne akwarium
"Zimowla" – aut. Dominika Słowik - reż. Jakub Roszkowski – Teatr im. Juliusza Słowackiego w KrakowieMałe miejscowości mają to siebie, że tworzą zorganizowane mikroświaty. Mają swoją ustaloną hierarchię i akceptację niestandardowych rzeczy czy zachowań, które są pewną normą. Podobnie jest w akwarium: wszystko jest w porządku, dopóki dzieje się według ustalonych zasad. Jeśli z jakiegoś powodu coś się zmienia: zaburza codzienny rytm. Natomiast przyczynę zauważy zwykle szybciej postronny obserwator niż ktoś, kto w tym żyje. Ten mechanizm świetnie pokazany jest w „Zimowli" w reż. Jakuba Roszkowskiego, zrealizowanej przez Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Na początek – zaskoczenie: do swojego miejsca w Małopolskim Ogrodzie Sztuki (na scenie którego grany jest spektakl) dotrzemy tym razem, prowadzeni przez Obsługę nieznanymi korytarzami. Scenę obchodzi się naokoło, obserwując z góry aktorów, którzy już rozpoczęli grę. Zielono-niebieskie kolory nasuwają skojarzenie z autentycznym, wielki akwarium, znajdującym się w jakimś oceanarium. Na scenie zobaczymy mnóstwo roślin, nawet małe wzgórze pokryte będzie czymś w rodzaju mchu/ kępek trawy. Jest też egzotycznie – na proscenium z prawej strony bucha dym z krateru. Palona szałwia szczypie w oczy.
W tej przestrzeni poruszają się aktorzy, którzy przypominają kolorowe rybki: każdy z nich ma wyrazisty charakter, podkreślony kostiumem. Koncepcja plastyczna (scenografia, kostiumy, światło) została stworzona przez Mirka Kaczmarka, który subtelnie też łamie idylliczność tego obrazu poprzez umieszczenie w sadzawce wystających rąk topielca (na środku sceny), czy umieszczając po prawej stronie prawdopodobnie zamordowaną przez powieszenie osobę. Jest śmiesznie, jest strasznie – jest groteska.
Obserwujemy zwykłe życie mieszkańców Cukrówki – małej wioski pod Wadowicami. Zaprezentowana społeczność przypomniała mi serial „Plebania", emitowany w Telewizji Polskiej w latach 2000-2012, której akcja rozgrywała się na wsi, a najważniejszą postacią był ksiądz. Tu jest podobnie, jednak wyróżnia się także Prezes Dygnar (Wojciech Skibiński), którego zakład zapewniał ludziom pracę, a teraz rozrywkę oraz Wróż Arrevald (Rafał Dziwisz) – „kolorowy ptak" tego miejsca. To jednak córka Dygnara (Magda Dygnar – w tej roli Magdalena Osińska) zapoczątkuje serię dziwnych zdarzeń na wsi.
Wszystko to obserwować na bieżąco i komentować będzie Towarzyszka Sarecka (Anna Tomaszewska) – matka Arrevalda, która w finale zmaterializuje się nagle niczym James Bond na scenie i dokładnie wypunktuje każdemu jego grzechy. Sarecka przypomina tu Klarę Zachanassian, którą w „Wizycie starszej pani" w reż. Roberta zagrała Elżbieta Donimirska Czechowskiego (w realizacji Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze): kobietę, która po latach wraca do prowincjonalnego miasteczka Güllen i wypunktowuje całe zło, jakiego mieszkańcy dopuszczali się przez lata. Sarecka wraca ze Stanów Zjednoczonych: zna lepszy świat, coś osiągnęła i te symboliczne „kolorowe rybki" jawią się jej jako oślizgłe, morskie stwory.
Na marginesie warto natomiast dodać, że tytułowa „zimowla" to okres zimowania pszczół, w trakcie którego pszczoły nie opuszczają ula, tworząc kłąb, pozostający cały czas w ruchu. Bohaterowie spektaklu dokładnie tak się zachowują: cały czas poruszają się między wzgórzem, kraterem a kapliczką. Mimo tego, że na środku mają jeziorko – chodzą po nim, co nie tylko podkreśla teatralność tego świata, ale też jego absurd. Jakby wszystko było i tak umowne i oni o tym wiedzieli. Niezależnie od tego, czy są aktorami na scenie, czy też mieszkańcami wsi o ściśle ustalonych zasadach.
Oglądając „Zimowlę" w reżyserii Roszkowskiego ma się wrażenie oglądania świata w makabrycznym akwarium. Oglądanie rybek pływających w zamkniętym, szklanym pojemniku, odpowiednio przygotowanym i zaaranżowanym – uspokaja. W tym spektaklu wciąż mamy chaos, napięcie i nerwowość, która szybko może przerodzić się we wrogość. Aktorzy świetnie oddają dyskomfort, jaki towarzyszy im w byciu mieszkańcami Cukrówki, a przy tym pokazują przyzwyczajenie do niego. Ze wszystkim trzeba sobie poradzić: najwyżej ucieknie się do przemocy. Końcowy monolog Sareckiej jest fenomenalny, oczyszczający – uwalnia mieszkańców ze wszystkich tajemnic, odziera z zakłamania.
Na scenie w „Zimowli" dzieje się dużo, czasem nawet panujący chaos męczy. Ale ma to swój cel, ponieważ każe zastanowić się, jaka jest recepta na spokojne i komfortowe życie? Czy życie na wsi to na pewno raj na ziemi? I co jest ważniejsze – konformistyczny spokój czy bezwzględna walka o własny interes, niezależnie od poniesionych kosztów?