Niesumienny teatr sumienia

"Przyjaciel" - reż. Krzysztof Rekowski - Teatr Polski w Poznaniu

"Przyjaciel" na bazie tzw. sprawy Olewnika - nowa premiera Teatru Polskiego - zawodzi. Sztuka, która miała być uniwersalnym dramatem sumienia, kurczowo trzyma się pierwowzoru, a portret psychologiczny tytułowego "przyjaciela" jest wyjątkowo rozmazany.

"Przyjaciel" w reż. Krzysztofa Rekowskiego to coś, jak teatralna wersja komisji śledczej w sprawie śmierci Krzysztofa Olewnika. Tyle że z jednym oskarżonym - Jaco [wzorowany na Jacku K. - przyjaciel i wspólnik Olewnika] przesłuchiwanym przez Śledczego. Tenże Jaco (Łukasz Chrzuszcz) od początku struga wariata i do znudzenia powtarza: "ja i on, on i ja" (o przyjaźni z Krzysztofem Olewnikiem), "może 10, może 11" (godzina, o której skończyło się przyjęcie w domu Olewników w dzień porwania), "1,5 tysiąca połączeń na miesiąc" (nocne z porywaczami rozmowy). Ta poza może być irytująca i męcząca, ale jest jak najbardziej uzasadniona - Jaco testuje wytrzymałość Śledczego (i naszą przy okazji). Jest to jednak nie tyle przesłuchanie, co publiczny rachunek sumienia, w którym przesłuchujący usiłuje wymusić żal za grzechy. A przesłuchiwany w końcu wypowiada sakramentalne "moja wina, moja wina" (choć nie dowiadujemy się dlaczego). Odpowiadając na pytanie - który z dwójki przyjaciół sprytniejszy, który mądrzejszy - mówi: ja, bo ja przeżyłem. I rysuje brutalny świat: kasa, interesy, samochody, męskie sprawy, przestrzelone kolana. Jednak już chwilę później znów wraca do pozy wariata. To przejście jest tak niewiarygodne, że nie uwierzyłby w nie nawet bohater dowcipów o policjantach. Coś co do tej pory mogliśmy traktować poważnie, zmienia się w tragikomiczną farsę - Jaco wodzi funkcjonariusza za nos zwinnie, przeskakując nad linią obrony niepoczytalny/wyrachowany. Do tego co jakiś czas oglądamy monologi rodziny Olewników, które niczego, prócz skojarzeń z pierwowzorem, nie wnoszą. Może poza wyznaniem Włodzimierza Olewnika (wolałbym sam zabić syna, niż jeszcze raz przez to przechodzić), które nasuwa skojarzenia z Abrahamem i choć na chwilę odrywa nas od tu i teraz. Właśnie tego odrywania w "Przyjacielu" najbardziej brakowało. Zwycięzca tegorocznej edycji konkursu "Metafory Rzeczywistości" na scenie wypadł dużo gorzej niż poprzedni laureat - "Walizka" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. 

Tekst Radosława Paczochy, który bronił się na papierze, potraktowany literalnie w inscenizacji Krzysztofa Rekowskiego poniósł spektakularną porażkę. Zamiast teatru sumienia, którym miał być "Przyjaciel" według zamysłu Paczochy, zobaczyliśmy spektakl zrobiony niesumiennie - z niekonsekwentnie poprowadzonymi bohaterami i scenami, które nie tworzą żadnej całości. Rekowski do dramatu Paczochy wprowadził tylko jedną wartość dodaną i była nią wprawiona w ruch, hipnotyzująca popielniczka, która nie chciała się zatrzymać.

Michał Gradowski
Gazeta Wyborcza Poznan
15 grudnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia