Nieudana próba wyzwolenia

"Wyzwolenie" - reż. Waldemar Modestowicz - Teatr Polski w Szczecinie

Ponad sto lat temu Wyspiański napisał "Wyzwolenie" - partyturę brzmień, ciągle żywych w naszym języku. O ich niesamowitej sile i aktualności świadczą codzienne doniesienia mediów ze świata polityki, tłumy "prawdziwych Polaków" głoszących puste frazesy i walczących o symbole, których znaczenia już nikt nie pamięta. Stonowany w formie, ale zarazem gorący od wewnątrz, pełen napięcia i tłumionego krzyku tekst "Wyzwolenia", stanowić może istotny głos w rozważaniach o współczesności

Chociaż Polska już dawno odzyskała niepodległość, wciąż jest zniewolona narodowymi mitami i romantycznymi kliszami. Dlatego teatr ma szansę stać się miejscem zastanowienia nad kondycją narodu, społeczeństwa, artysty. Waldemar Modestowicz nie wykorzystał tej szansy. Broniąc się przed wyraźnymi aluzjami do współczesności, chciał pozostać wierny tekstowi. Zabrakło mu jednak konsekwencji oraz pomysłu. Dzięki temu w Teatrze Polskim w Szczecinie powstał spektakl autorski, ale nudny. „Wyzwolenie” o niczym.

„Wyobraź sobie, że Polski nie ma – tak jak jej nie było 100 lat temu i jak jej nie będzie za kolejne 100 lat” – tymi dodanymi słowami rozpoczyna spektakl Przewodnik (w tej roli Sławomir Kołakowski), postać nieznana Wyspiańskiemu. To pierwsza ze zmian, na jakie zdecydował się Modestowicz. Pozornie wydaje się, że wygłaszane przez Przewodnika piękne teksty didaskaliów, zazwyczaj pomijanych w realizacjach teatralnych, stanowią atut spektaklu. Jednak w kontekście całego przedstawienia sprawiły, że wielkie marzenie Konrada o odzyskaniu wolności zostaje zastąpione przez bajanie wyimaginowanej postaci. Ogromnym zaskoczeniem stają się również decyzje obsadowe reżysera. Bohaterem Wyspiańskiego jest Konrad – młodzieniec, który pragnie działać, przeciwstawiać się wszechogarniającemu marazmowi. Chce zniszczyć to, co uświęcone, ale jednocześnie niezdolne do tworzenia i w istocie martwe. Wie, że jedynym sposobem na prawdziwe życie  jest uwolnienie się od cienia zmarłych, tyranii narodowych mitów, historycznej martyrologii i kłamstw serwowanych przez polityków i media. Modestowicz powierza tę rolę blisko siedemdziesięcioletniemu Jackowi Polaczkowi – bez wątpienia najlepszemu aktorowi Teatru Polskiego. Jego ranga, teatralny dobytek i doświadczenie nie są jednak wystarczającym uzasadnieniem takiego wyboru. Reżyser zrywa z tradycją wystawiania postaci Konrada – trudno jednak powiedzieć, co tym zabiegiem chciał osiągnąć.

Na tym zmiany niestety się nie kończą. Reżyser rezygnuje z kluczowych postaci dramatu. Na scenie nie pojawia się chociażby postać Reżysera (cały wątek dotyczący kondycji artysty jest zdecydowanie okrojony) czy Stary Aktor. Nie wybrzmiewają również najbardziej znane fragmenty monologów Konrada, a te, które aktor wygłasza, wydają się wręcz nieistotne.

Samemu tekstowi zdecydowanie szkodzi słabe aktorstwo szczecińskich artystów. Kładą oni niezwykły nacisk na ekspresję, przeżywanie, jednak w tej plątaninie gestów zostaje zagubione słowo. Jego sens dodatkowo został przyćmiony scenografią i rekwizytami. Modestowicz stara się czytać Wyspiańskiego bardzo dokładnie, dlatego każdy wspomniany przez poetę rekwizyt od razu pojawia się na scenie. Proponowana przez reżysera przesadna dosłowność nie jest jednak wiernością tekstowi. Podkreślić należy dobrze wykonaną pracę scenografa Marka Chowańca, którzy stworzył przestrzeń bardzo plastyczną i ciekawą estetycznie. Niestety staje się ona jedynie ilustracją słów padających ze sceny. W rezultacie widzom ukazywane zostają obrazy, a nie sensy.

Słowa tak bardzo dotyczące współczesnego widza i jego życia wydawały się niezwykle odległe. Aktorzy przyjęli konwencję grania w głębi sceny, nie zwracali swych kwestii do widowni. Ogromna szkoda. Wyzwolenie jest tym, co dotyczy nas, jest naszym wspólnym zadaniem – w ujęciu Modestowicza staje się jedynie teatralną grą.

Geniusz Wyspiańskiego przewidział wszystko, czym aktualnie żyjemy. Słowa jego dramatu dotkliwie komentują teraźniejszy rodzimy chaos ideowy, polityczny i społeczny. Po obejrzeniu spektaklu z Teatru Polskiego pozostaje olbrzymi żal, że reżyser nie przeczytał sztuki do końca. Oczywiście nie chodzi tu o „uwspółcześnianie na siłę” – aktualność i polityczność tkwi w samym tekście Wyspiańskiego. Należy również pamiętać, że teatr polityczny to nie tylko teatr propagandowy czy agitacyjny. Nie musi stanowić on „chaty rozśpiewanej” medialną plotką. Teatr polityczny traktuje przede wszystkim o „ogóle rzeczy wspólnych” – państwie, kulturze, historii, narodowej mentalności oraz zawiera w sobie niezgodę na „status quo”. Modestowicz tej niezgody nie akcentuje, nie próbuje nawiązać dialogu. Ukazuje obrazy, zakrywając sensy. Z ogromną szkodą dla sztuki.

Ewa Uniejewska
teatrakcje.pl
6 listopada 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia