Nieudany reportaż

"Terezin" - reż: Z. Mich - Stary Teatr w Krakowie

Próba przeniesienia materii z gruntu dokumentalnej i publicystycznej do teatru to intrygujący pomysł Teatru Starego. Ta tzw. "scena reportażu" miała swoją pierwszą odsłonę wraz z premierą spektaklu Mikołaja Grabowskiego pt. "Uczta grudniowa 1840 r", ukazującego historyczny i wielokrotnie opisywany, poetycki pojedynek Mickiewicza i Słowackiego.

W kolejnym sezonie Maria Spiss w wyreżyserowanej przez siebie sztuce „Pani Bóg Halina” w oparciu o autentyczne reportaże sięgnęła po temat sekt i związanych z nimi zagrożeń. Teraz przyszedł czas na „Terezin” Zbigniewa Micha. Tematyka sztuki jest nieporównywalnie cięższa niż dwie poprzednie. Spektakl jest opowieścią o żydowskich kabaretach w hitlerowskim obozie koncentracyjnym.

Reportażowo należy przywołać parę historycznych faktów – „Teresienstadt” na terenie północnych Czech powstał w 1941 r. W ciągu niecałych pięciu lat zginęła tam niemal połowa spośród 140 tys. więźniów. Ci, którzy przeżyli, w większości trafili do Auschwitz-Birkenau. To, co wyróżniało Terezin od innych obozów koncentracyjnych, to pewien obszar autonomii, na jaki mogli sobie pozwolić osadzeni. Prowadzone przez Żydów obozowe życie kulturalne to za mało, by wspominać słowem o jakiejkolwiek wolności. Niewątpliwie jednak dla uwięzionych teatr, kabaret i muzyka stanowiły chwilową ucieczkę poza betonowe mury i były powrotem do świata normalności, którego większość już nigdy nie doznała.

Taki niewyobrażalny i poruszający kontrast oddany już na wstępie spektaklu niesie ze sobą ogromny ładunek emocji. Tragedia i komizm, śmierć i sztuka w tak granicznych obliczach rzadko współistnieją obok siebie. Zadanie, przed jakim staje reżyser jest niezwykle trudne. Z jednej strony przywołane powyżej liczby, suche fakty i dokumentalny charakter (w końcu mamy do czynienia ze sceną reportażu) nie przemówią do widza z odpowiednią siłą. Z drugiej strony - łzawe i nazbyt ckliwe ukazanie tragicznej historii zamieni ją w najpospolitszy banał. 

Z tych zagrożeń Zbigniew Mich musiał zdawać sobie sprawę. Spektakl od strony technicznej jest poprawny. Bardzo udana, „kartonowa” scenografia Stasysa Eidrigeviciusa przemawia do wyobraźni. Także sam sposób wykonania kabaretowych utworów, w oryginalnych zresztą wersjach językowych, nie pozostawia powodów do narzekań. Różnorodna, raz bardziej sentymentalna, innym razem wesoła muzyka stanowi mocny punkt spektaklu. Jednak już sama jego formuła po chwili staje się przewidywalna i nudna. Elementy muzyczne przeplatane są opowieściami obozowymi, opartymi na autentycznych słowach zarówno więźniów, jak i katów.

Na scenie widzimy bardziej narratorów historii niż uczestniczących w niej bohaterów. I tu właśnie gubi się gdzieś tylko miejscami zauważalna siła spektaklu. Muzyczne fragmenty powinny być pretekstem do opowiedzenia historii, która, przy całym swoim tragizmie, ma przecież wszelkie predyspozycje, by wywrzeć mocny efekt, wzbudzić uczucia i emocje oraz zapaść głęboko w pamięci. Jest natomiast na odwrót – losy przedstawionych bohaterów, choć dramatyczne, są przewidywalne i nie poruszają widza. Wydają się być mniej istotnym przerywnikiem, zakłócającym tylko wesoły, żydowski kabaret. Za dużo tu reportażu i dystansu, nie widać celu i kierunku, w którym zmierza cała historia. Bo o tragizmie egzystencji w obozach każdy widz, na tyle, na ile to możliwe, zdaje sobie sprawę. „Terezin” do tych wyobrażeń nie wnosi niczego nowego. Ani z teatralnego, ani z reportażowego punktu widzenia.

Michał Myrek
Dziennik Teatralny Kraków
28 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...