Nieustające wakacje

"Jedną ręką" - reż. Anna Smolar - Teatr Studio w Warszawie

Spektakl zaczyna się efektownie. Światło na widowni i scenie zgaszone, huk latających samolotów, wycie psów - odgłosy wojny. Na ekranie znikająca wiejska droga, widziana z okna pędzącego samochodu. Maszyna rozkręca się. W ciemności majaczą dwie postaci kobiece; jedna z nich, jakby dotknięta chorobą, histerycznie wpada w ramiona drugiej. Zapowiada się frenetyczny seans teatralny.

Anna Smolar przejęła jako konwencję formę, w jakiej tworzy Joel Pommerat - zainscenizowała proces "pisania na scenie". "Jedną ręką" to spektakl "otwarty". Scenografia uboga: tworzą ją właściwie same krzesła, przestawiane co jakiś czas przez aktorów oraz schowany w rogu sceny stolik, zastawiony polnymi kwiatami i butelkami. W takim pustym krajobrazie bardzo wiele zależy od aktorów, którzy siedzą tuż obok widzów po bokach sceny; gdy jest ich czas, schodzą z krzeseł, potem na nie wracają. Robi się trochę niezręcznie, gdy jednak nie mogą się wycofać, wtedy przysłuchują się i przyglądają innym dialogującym postaciom. Aktorzy wyraźnie czują się zagubieni w tej sytuacji pomiędzy graniem a niegraniem, nie wiedzą, co zrobić ze swoim nachalnie obecnym ciałem i rozbieganym umysłem. Trzymają ręce w kieszeniach, snują się, opierają o sceniczne belki, stoją tyłem z założonymi rękami. Coś tu nie dorasta... Sceniczna niepiśmienność?

Kolejna odsłona przypomina dramaty Antona Czechowa. Grupa ludzi energicznie wkracza na scenę, targając za sobą podróżne walizki. Zresztą tak jak u Czechowa - jesteśmy na prowincji. Pommerat, dokonując przemieszczenia centrum na prowincję, czyni jednak tę sytuację nieznośnie sztuczną. Letni dom Ojca odwiedzają osobistości. W przedstawieniu Smolar ich wysoki status poznać można po rodzaju ubioru: garnitury, krawaty, ciasno upięte koki i garsonki. Jest jeszcze jedna postać, stojąca nieco z boku - charakterystyczna przez swą kwiaciastą sukienkę, tenisówki i permanentnie zmoczone włosy, w dramacie nazwana Elegancką Dziewczyną (Monika Obara).

Elegancka Dziewczyna to postać, której poświęcono niewiele miejsca w polskich analizach tekstu Pommerata. Pisano o nim jako o nowym dramacie władzy, gdzie odwróceniu ulega kompleks Edypa, tragedia szekspirowska i antyczna, przechodząc w nieznośny dramat snów i tego, co nieświadome. Analizowano dwudzielność tego dramatu, z wyraźnie zarysowanym punktem kulminacyjnym. Wydaje się jednak, że studium opozycji, tego, co za kulisami i na scenie, rozgrywa się tutaj także pomiędzy typami postaci. Są wśród nich przedstawiciele establishmentu, którym zależy na podtrzymywaniu status quo i wytyczaniu wyraźnej granicy między sceną a kulisami: Ojciec (Stanisław Brudny) - stary mężczyzna o niejasnej przeszłości, Córka (Izabela Szela) - działaczka partyjna wysokiego szczebla, Mężczyzna (Michał Żurawski) - minister obrony narodowej, Przyjaciółka (Paulina Kinaszewska) - doradca ministra obrony narodowej, oraz Ta, Co Ma Bronić Ojca (Anna Sroka) - adwokatka. W relację z nimi wchodzą Syn (Krzysztof Skonieczny) - reżyser teatralny, Druga Córka (Grażyna Rogowska) - niedorozwinięta, Starsza Kobieta (Elżbieta Piwek) - zajmująca się domem i Elegancka Dziewczyna. To oni rozbijają porządek, dokonują odwrócenia sytuacji i zdarcia masek. Można powiedzieć o nich - "jurodiwi". Ciekawie układają się relacje między płciami: "w grupie władzy" kobiety posiadają rysy męskie, starają się dorównać mężczyznom (Córka Ojcu, Przyjaciółka Mężczyźnie), mężczyźni spośród "jurodiwych" mają rysy kobiece (a Elegancka Kobieta to właściwie hermafrodyta).

Napięcie dramaturgiczne w "Jedną ręką" tworzy konflikt między Synem i Ojcem. Przyczyny nie są ważne, bardziej chodzi tutaj o nieustannie odwracającą się relację kata i ofiary. Spektakl w Teatrze Studio odebrał tej walce dramaturgię, całkowicie ją wyletnił, rozproszył pośród morza innych, błahych spraw. U Pommerata jej fundamentem jest starcie dwóch równorzędnych sil. Tutaj rząd dusz posiada jedynie Syn: jest w nim pozorny spokój, magnetyczny chłód, staranne ważenie słów. Ojciec w walce z nim przegrywa, odchodzi w cień. Zapowiedzią niejasnej zbrodni jest zakrwawiony bandaż, który na początku spektaklu oglądają ze wszystkich stron uczestnicy letniska. Jak się okazuje, Syn owija nim swój kikut, pozostałość po rzekomo odciętej przez Ojca ręce. Nieco nonszalancki w obyciu, ubrany w rozciągnięty dres i nie dopięte sandały, wolnym krokiem przemierza scenę. Początkowo dialog między Ojcem a Synem rozgrywa się w oddaleniu, na dwóch przeciwległych końcach przestrzeni gry. Syn próbuje zagłuszyć toczące się wokół niego rozmowy, puszczając na cały regulator utwory Schuberta i Beethovena; potem, chcąc być lepiej słyszalny, wypowiada swój monolog przez mikrofon, który następnie odłącza Córka. Czy chodzi tutaj o zdobycie przez Syna - pięknoducha siły i przewagi nad resztą nieprzyjaznego świata? Czy użycie muzyki, jako symbolu sztuki wysokiej, ma być kontrargumentem wobec oschłych politycznych negocjacji? Czy to po prostu świadectwo szaleństwa? Mam wrażenie, że trochę zabrakło pomysłu na poprowadzenie dialogu, na budowanie napięcia między zwykłymi słowami. Podobnie banalne jest wprowadzenie gry w karty, która toczy się między Córką a Ojcem, dopóki Syn nie rozrzuci kart po podłodze.

Nie ma nic gorszego niż rekwizyt pojawiający się znikąd i na chwilę, nawet jeśli jest uniwersalnie rozpoznawalnym znakiem. Fatalne są puste aktorskie gesty, na przykład kasłanie, które coś markuje, ale nijak się ma do panującej na scenie atmosfery. I oczywiście motyw intermedialny: Syn zakłada kominiarkę, drapie widelcem swój zabandażowany kikut, udając bohatera filmu animowanego "Salad Fingers". Pomysł świetny, ale nie jeśli po raz kolejny na zawieszonym u góry ekranie znane z kreskówki dziecięce pismo informuje "Brak mi sił" albo "Chcesz mi pomóc?".

Jak już wcześniej wspomniałam, "Jedną ręką" to dramat przemiany. Ta, Co Ma Bronić Ojca staje się brzydka - w przedstawieniu Anna Sroka deformuje sobie twarz, wkładając małą piłkę do ust. Córka upodabnia się do Drugiej Córki - przejmuje jej nieskoordynowane ruchy, zakłada to samo ubranie. Elegancka Dziewczyna obnaża swoje doczepione do majtek dildo. Wraz z dogasającą w tle zabawą, której odgłosy słychać na scenie, atmosfera rozluźnia się, opadają maski. Ojciec w rozpiętej koszuli popija trunek, Mężczyzna przechadza się w szortach, Przyjaciółka upija się do nieprzytomności. Mające się za chwilę rozpocząć przedstawienie Eleganckiej Dziewczyny i Mężczyzny, nagle przerwane wypadkiem, w którym ginie Córka, staje się pretekstem do zdarcia nie tylko masek, ale wręcz ubrań. Swój mundur zdejmuje Przyjaciółka, by za chwilę pomóc Mężczyźnie w rytualnej kąpieli (na scenę wprowadzona zostaje wanna). Nie ma chyba łatwiejszego sposobu, by obnażyć się mentalnie, obnażając się fizycznie. Mam wrażenie, że w przedstawieniu Anny Smolar głównym środkiem obrazującym przemiany wewnętrzne bohaterów był kostium. W świecie po katastrofie, czy też po złożeniu rytualnej ofiary, Ta, Co Ma Bronić Ojca nie nosi już surowej spódnicy i do końca dopiętej bluzki, lecz czerwoną seksowną suknię, Przyjaciółka zrzuca męski garnitur i zamienia go na dziewczęcą sukienkę, a Elegancka Dziewczyna zakłada dżinsy unisex. Reżyserka poszła tu za sugestią Pommerata, który przebiera swoje postaci w ostatniej części dramatu. To jednak za mało, by uprawomocnić toczącą się przez cały dramat walkę i przemianę będącą jej konsekwencją.

Zapowiadany na początku spektaklu nastrój grozy w trakcie widowiska budowała jedynie muzyka, gasnące co jakiś czas światło i zapalające się jarzeniówki. Bardzo chciałam, aby w którymś momencie zabrakło mi na tym przedstawieniu tlenu, by choć na chwilę poczuć duszną atmosferę Strindbergowskiej nocy świętojańskiej. Na letnisko Pommerata wyjechali aktorzy, ale nie odgrywane przez nich postaci. Były też bardzo dobre role, które dzięki tym słabym było widać lepiej: Krzysztofa Skoniecznego, Grażyny Rogowskiej czy Moniki Obary. Na koniec wyjątkowo zabrzmiała wyśpiewana przez Annę Srokę "Pieśń partyzantów".

Zupełnie niechcący udało się reżyserce wydobyć z tekstu Pommerata metakomentarz do stworzonego przez siebie widowiska. Wypowiada go Mężczyzna: "teatr to najprostsza ze sztuk i dlatego jest nowoczesny, bo nowoczesność musi być prosta i bezpośrednio trafiać do ludzi". W twórcach "Jedną ręką" jest jakiś osobliwy pozytywistyczny optymizm, taki właśnie jak credo artystyczne Mężczyzny. Może gdyby choć odrobina zwątpienia i relatywizmu, jakie w dramacie ma Syn - były reżyser, stała się udziałem reżyserki, wówczas postawiono by wobec tego tekstu więcej pytań, zamiast dawać łatwe odpowiedzi. El

Kamila Paprocka - absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, studentka Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Kamila Paprocka
Teatr
21 sierpnia 2009
Portrety
Anna Smolar
Prasa
TEATR

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...