Nieustraszeni pogromcy wilkołaków

"Tajemnicza Irma Vep" - reż.A.Orzechowski - Teatr Wybrzeże

Świetne aktorstwo, absurdalny humor i mnóstwo autoironii - spektakl Teatru Wybrzeże "Tajemnicza Irma Vep" to półtorej godziny doskonałej zabawy.

"Tajemnicza Irma Vep" Amerykanina Charlesa Ludlama to szalona farsa, szczodrze czerpiąca z tradycji gotycyzmu, grająca z gatunkami i konwencjami filmowymi (oraz teatralnymi). Jednak najciekawszy w sztuce jest prosty zabieg - wszystkie siedem ról (męskich i kobiecych) gra dwóch aktorów. Występujący w polskiej prapremierze Marek Tynda i Łukasz Konopka stanęli na wysokości zadania: doskonale różnicują swoje postacie, radzą sobie bardzo dobrze z błyskawicznymi przebierankami. Grają ze swadą i mnóstwem autoironii, świetnie przy tym bawiąc się na scenie. Nie wybiła ich nawet z rytmu 10-minutowa przerwa, spowodowana awarią mikroportu. 

Podobnie jak w najlepszych skeczach Latającego Cyrku Monty Pythona, w "Tajemniczej Irmie Vep" wyrafinowane, abstrakcyjne żarty mieszają się z dowcipami plebejskimi, prostackimi wręcz. I doskonale ze sobą współgrają. Jest jednak jeszcze coś, co (prócz obsadzenia dwóch aktorów we wszystkich rolach) odróżnia sztukę Ludlama od większości innych fars. Jest to świadome ogrywanie konwencji i stylów teatralnych. W polskim tłumaczeniu sztuki przewijają się także cytaty i parafrazy między innymi z utworów Stanisława Wyspiańskiego czy Adama Mickiewicza.

Reżyser Adam Orzechowski oraz aktorzy, których wkład w ostateczny kształt przedstawienia był niemały konsekwentnie łamią sceniczną iluzję (o ile w przypadku sztuki Amerykanina w ogóle o iluzji można mówić): bohaterowie dostrzegają widzów, z ogromnym dystansem odnoszą się do swoich ról ("Zemdleć, zemdleć. Przecież to zadanie z pierwszego roku" - mruczy do siebie Konopka jako służąca Jane), proszą kierownictwo o podwyżkę, czy nawiązują do ostatnich wydarzeń w Teatrze Wybrzeże (m.in. do awarii świateł w trakcie jednego z pokazów "Ożenku" Gogola). 

"Tajemnicza Irma Vep" nie jest spektaklem wybitnym i pewnie za parę lat mało kto o nim będzie pamiętał. Jednak nie taki był zamysł jego twórców. Przedstawienie Wybrzeża to ogromna dawka świetnego aktorstwa, sporo absurdalnego (teatralnego) humoru i mnóstwo autoironii. W odróżnieniu od ostatnich fars w Wybrzeżu - choćby "Loretty" czy "Łupu" - to półtorej godziny naprawdę doskonałej zabawy. Zabawy, która nie obraża inteligencji widza.

Mirosław Baran
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
27 lipca 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...