Niewielki przestrzenią, ogromny duchem

"Don Giovanni" - reż. Ryszard Peryt - 21. Festiwal Mozartowski

Spośród wszystkich, jakże rozmaitych inscenizacji najpiękniejszej opery Wolfganga Amadeusza Mozarta "Don Giovanni", jakie dotąd widziałam, właśnie ta w Warszawskiej Operze Kameralnej dokonana przez wybitnego reżysera Ryszarda Peryta ze scenografią śp. Andrzeja Sadowskiego jest mi najbliższa. O dziwo, za każdym razem, kiedy słucham i oglądam ten spektakl (a dzieje się tak rokrocznie w ramach Festiwalu Mozartowskiego) odbieram go z takim zainteresowaniem, jakbym widziała go po raz pierwszy

Piękna, bogata w rozmaite odcienie uczuć muzyka, znakomite wykonanie i doskonała inscenizacja, której myśl wywodzi się z partytury muzycznej, to walory ponadczasowe tego spektaklu. Właśnie "Don Giovannim" zakończył się XXI Festiwal Mozartowski w Warszawie.

Mały kubaturą, ale wielki duchem i artyzmem, to jedyny taki teatr na polskiej mapie teatralnej, czyli Warszawska Opera Kameralna, która w tym roku obchodzi pięćdziesięciolecie swojego istnienia. Właściwie wszystkie pozycje prezentowane na tej scenie to rzeczy piękne i wartościowe, ale największym powodem do chwały WOK jest Festiwal Mozartowski odbywający się rokrocznie latem od połowy czerwca prawie do końca lipca i prezentujący wszystkie dzieła sceniczne Mozarta oraz obszerny wybór utworów oratoryjnych, symfonicznych i kameralnych. WOK jest jedyną instytucją operową i koncertową z tak olbrzymim repertuarem dzieł Mozarta.

A wymyślił ten festiwal dyrektor WOK Stefan Sutkowski, by w ten sposób uczcić dwusetną rocznicę śmierci Mozarta, która przypadała w 1991 roku. Warszawska Opera Kameralna uznawana jest na świecie za teatr mozartowski. Bo chyba nigdzie indziej nie ma takiego teatru, w którym wystawiono by wszystkie dzieła sceniczne Mozarta, i to w dodatku zrealizowane przez jednego twórcę Ryszarda Peryta. Mówiąc nieco żartobliwie, Ryszard Peryt za swoje monumentalne dzieło powinien być wpisany do Księgi Guinnessa. Ten cykl inscenizacji Mozartowskich stanowi bowiem rodzaj studium życia i twórczości tego genialnego kompozytora i jest ewenementem w historii opery. Księga Guinnesa należy się też, oczywiście, Warszawskiej Operze Kameralnej za festiwal. A przy okazji wyrażę raz jeszcze (pisałam już o tym w czerwcu br.) swoje ogromne zdziwienie, iż ten właśnie, doceniany na różnych kontynentach Festiwal Mozartowski, na który specjalnie przyjeżdżają melomani z wielu krajów, nie znalazł się w prezentowanym w Europie i na świecie programie kulturalnym towarzyszącym naszej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Natomiast wśród pozycji, które w tym programie się znalazły, sporą ilość stanowią takie, co do których aż wstyd się przyznać, że jakoby reprezentują polską kulturę.

"Don Giovanni" w reżyserii Ryszarda Peryta harmonijnie łączy dwie rzeczywistości: muzyczną i teatralną. Ta inscenizacja, wyprowadzona wprost z porządku muzycznego, a więc z dogłębnie zanalizowanej przez reżysera partytury, jest silnie zanurzona w muzyce i doskonale wizualizuje to, co w muzyce Mozarta ma charakter teatralny. To właśnie w inscenizacjach Peryta widać, jak wiele tropów stricte teatralnych zawartych jest w partyturach oper Mozartowskich, a zwłaszcza w "Don Giovannim". Sam Peryt powiada, że Mozart jest Szekspirem teatru muzycznego, i twierdzi, iż partytury Mozarta to scenopisy zaklęte w nuty, więc każdy gest czy ruch w jego spektaklach, a także stylistyka całości, są wyczytane właśnie z nut.

Toteż cały zespół wykonawców, wszyscy śpiewacy, prócz zadań ściśle wokalnych, pełnią tu także role aktorskie. Dysponujący wspaniałym głosem o dużych możliwościach interpretacyjnych Robert Gierlach w roli tytułowego Don Giovanniego operuje stricte aktorskimi środkami wyrazu. Tak zresztą jak i Leporello w wykonaniu Dariusza Macheja. Ale najbardziej wyrazista aktorsko jest Marta Boberska. Jej pełna wdzięku, kokieterii i zarazem niewinności połączonej ze sprytem Zerlina to znakomita rola aktorska. Dodajmy, że Marta Boberska jest obdarzona pięknym, ujmującym głosem, osobistym wdziękiem i urodą. Wszystkie te dary wspaniale wykorzystuje, jak m.in. w scenie ze znakomitym Bogdanem Śliwą w roli Masetta. A już aria "La ci darem la mano" w doskonałym duecie z Robertem Gierlachem to prawdziwy hit, na który publiczność czeka. Zresztą nie jedyny w tym spektaklu, wciągającym widza i słuchacza od pierwszej po ostatnią scenę.

Wspaniała strona muzyczna opery pod dyrekcją Kaia Baumanna, uroda wizualna spektaklu, piękne głosy: czy to Małgorzaty Rodek (debiutującej w roli Donny Anny), czy Anny Wierzbickiej jako Donny Elwiry (szkoda, że aktorsko bez większego wyrazu), czy Leszka Świdzińskiego (Don Ottavio), czy Bogdana Śliwy (ogromnie zabawny Masetto), czy wreszcie Roberta Gierlacha (pyszałkowaty, egoistyczny, zadufany w sobie uwodziciel Don Giovanni porzucający kobiety w chwilę po uwiedzeniu) - to prawdziwe walory tego przedstawienia. Zabrakło mi większej siły basu Komandora w wykonaniu Dariusza Górskiego.

Warto podkreślić też doskonałe rozwiązania inscenizacyjne, jak niezwykle efektowna i urocza scena balu z chwiejącymi się żyrandolami w pałacu Don Giovanniego czy symbolika kolorów: biały kostium Don Ottavia, czarny tytułowego bohatera będącego uosobieniem zła. Wreszcie uroczy i zabawny finał z porwaniem Don Giovaniego do piekła przez diabły.

Radością i nadzieją napawa świadomość, iż w tym wprawdzie niewielkim przestrzenią, lecz ogromnym duchem teatrze wciąż żyje prawdziwa sztuka, która nie ulega presji niszczących prądów. Jest więc na co czekać przez cały rok, aż do następnego Festiwalu Mozartowskiego.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
6 sierpnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia