Niewolnicy rozpaczy i trwogi
„Płatonow" - aut. Anton Czechow - reż. Małgorzata Bogajewska - Teatr Śląski w KatowicachW salonie owdowiałej arystokratki, generałowej Anny Wojnicew, właścicielki ziemskiej, kobiety obdarzonej umysłem ostrym i jasnym, pogubionej w życiu, świadomej, że już nie załatwi swych trudnych spraw; znowu zebrała się okoliczna śmietanka towarzyska. Cóż to za towarzystwo. Ciągłe narzekania na wszystko, jednym słowem, wegetacja zapuszczonej prowincji rosyjskiej początku lat osiemdziesiątych XIX wieku.
Błazenada, cynizm, przygody miłosne, duchowy marazm i próżniactwo. Na stole, jak zawsze, niezawodne lekarstwo na chorobę duszy, która toczy zapomniany przez świat zaścianek. Wszyscy czekają na niego. Za drzwiami muzyka. Jego nie ma i nie będzie. Nie opowie im, jak to robił dawniej, o rzeczywistości, nie przypomni - ten pozer - o błędach, mizerii moralnej pustego życia, nie będzie tyrad i pouczeń. Nie będzie, bo Platonów tym razem po prostu nie przyjedzie do wdowy po generale. Ta nieobecność pokaże, jak nigdy dotąd, brak rzeczy najważniejszej: kontaktu duchowego między ludźmi żyjącymi w zbiorowości, obcującymi ze sobą nieustannie.
Małgorzata Bogajewska, laureatka Nagrody im. Zygmunta Hübnera „Człowiek Teatru" 2022, wzięła po raz kolejny na warsztat Czechowa. Ma wyczucie wszelkich trudnych do zagrania dźwięków tego autora więc i tym razem, w Teatrze Śląskim na zakończenie sezonu wykonała koncert złożony z dramaturgicznych fraz szarej codzienności, niepokojącej powszedniości. Niebywałe, że ten młodzieńczy dramat, pisany przez dwudziestolatka, czekający długie lata na zaistnienie, niezbędny do zrozumienia dojrzałej twórczości artysty, nadal stanowi dla współczesnych powód do wyrażenia lęków, niepokojów, opisywania duchowego ubóstwa, marazmu, w jakim tkwi teraźniejszość. Być może prawdy dotyczące ówczesnej codzienności, nadal są aktualnie, trafne choć przecież wtedy jak i dzisiaj niejednoznaczne.
Bogajewska podjęła się trudnego zadania. Jak wybrzmieć ma Platonów Czechowa, gdy tak niedaleko toczy się wojna, a tu rosyjska inteligencja topiąca w morzu wódki frustracje, pomiętą miłość, własną niemoc i przeciętność - milczy. Zresztą, co miałaby powiedzieć? Wszyscy czekają. Czekają, nieświadomi swego celu w życiu. To nie będzie dramat oparty na konflikcie, głośnym starciu, wielkim napięciu, nic z tego, tutaj usłyszymy najwyżej krzyk rozpaczy, gniewny skowyt poślubionego wybrańca, śmieszny żal do przodków za zmarnowane życie, przerażenie wobec faktu nieprzystosowania, no i morze ironii, przenikliwe ostrze prawdy, która kaleczy ludzi trawiących czas na rozpamiętywaniu pustki, nudy bezsilnej egzystencji na własne życzenie.
Być może twórcy spektaklu chcieli pokazać bohaterów Płatonowa zastygłych w swych wadach, troskach, pretensjach, jakby nie tyle nie mogli, co nie chcieli ruszyć się z miejsca, by w końcu coś zrobić, osiągnąć, przestać okłamywać siebie, nie zasłaniać pustki, ślepoty, niepoważnym, papierowym buntem. Sam Czechów pisał o tym do Suworina, promotora i wydawcy jego dzieł poza granicami Rosji: „My opisujemy życie takie, jakie widzimy a dalej - ani rusz". Coś podobnego mamy w tej inscenizacji. Niemoc i oczekiwanie. Przyjedzie oczekiwany Płatonow i pomoże wszystkim ruszyć z miejsca, wypłynąć. Tak się nie stanie. Od razu wiadomo, że się nie pojawi. Nie oznacza to, że goście Anny Wojnicew usiądą w spokoju przy obszernym stole w gościnnym salonie. Spokoju tam nie doświadczymy, bo nieustanne pretensje, awantury, potyczki słowne, oskarżenia, interesy będą odbijać się od ścian, przypominając wrzenie świata, które zdaje się nie docierać do ich świadomości.
Każdy szuka sposobu, by radzić sobie z rzeczywistością, biorąc udział w toczącej się grze pozorów. Zatem udają, zwodzą innych, robią wszystko, żeby nie spojrzeć prawdzie w oczy, bo strach przed demaskacją jest silniejszy niż obawa, że ktoś przejrzy ich niecne zamiary, oszustwa i dowie się wszystkiego. Bogajewska pokazała sposób bohaterów Czechowa na przetrwanie, wytrzymanie rzeczywistości, zniesienie tego, czego znieść już niepodobna, bo w świecie nie ma dla nich miejsca.
Przyjrzyjmy się im bliżej, spróbujmy nieco ogarnąć tę dziwną wspólnotę pozbawioną współczucia i bliskości, a może tylko udanie skrywającą prawdziwe intencje. Korowód niewolników miłości, nudy i rozpaczy otwiera zagrana mistrzowsko przez Annę Kadulską generałowa. Barwna, wolna, demaskująca wszelki fałsz, jednocześnie ukazująca w spojrzeniu nostalgię. Doprawdy, nie bardzo wiadomo, jak wygrała wszelkie subtelne warianty celnej ironii oraz bezlitosnej prawdy własnego losu. Cóż z tego, że zadbała o gości, skoro o siebie nie była już w stanie. Nawet majątek, którym kiedyś dysponowała, przepadł i stał się wspomnieniem.
Pozostało trwonienie resztek pożyczonych pieniędzy i tyrady pretensji wobec pasierba, syna generała Wojnicewa z pierwszego małżeństwa, który zajęty jest wyłącznie niedawno poślubioną żoną, pełną wspomnień, smutku i żalu. Marcin Szaforz zagrał tę postać bardzo oszczędnie, jakby nie wiedząc, którą z cech wyróżnić, jak rozłożyć akcenty, odsłonić charakter Sergieja. Inaczej jest /.jego żoną graną pięknie i subtelnie przez Irminę Liszkowską, pojawiającą się na scenie niczym powiew wieczornego wiatru wpadającego przez uchylone okno pokoju. Mikołaj, młody lekarz, kochający kobiety oraz zabawę, w interpretacji Mateusza Znanieckiego zachwycił powściągliwością i wyczuciem. Bardzo łatwo przerysować niejednoznaczną postać syna pułkownika Tryleckiego, jemu udało się zagrać coś pomiędzy buntem a rezygnacją. Ta postać z pewnością pozostanie w pamięci widzów. Podobnie jak jego siostra Sasza, żona nieobecnego Płatonowa, w wykonaniu Aleksandry Przybył, która dobrze zagrała godność, prostotę, skromność, odsłaniając w swej twarzy odbicie głębokiej samotności.
Natomiast Antoni Gryzik ujmująco, ciepło, niemal lirycznie wcielił się w postać adoratora gospodyni, właściciela ziemskiego, sąsiada i powiernika, którego nie są w stanie zniechęcić nawet ostentacyjnie lekceważące tyrady generałowej. No i światowy syn Głagoljewa, Cyryl, dobrze odnajdujący się w tym wcieleniu Piotr Bułka, który zagrał tę interesującą rolę w sposób przemyślany i wiarygodny. Jest jeszcze żywiołowa, kreślona ostrymi liniami osobowość Marii Greków Agnieszki Radzikowskiej - o niej jeszcze za chwilę; Kamil Suszczyk oddający bardzo prosto natrętnego kupca Bugrowa; zjawiskowy, pojawiający się znienacka Grzegorz Przybył jako koniokrad Osip, głos sumienia, echo dawnych win, zjawa z innego świata. Niezwykła zbieranina zasiadła przy stole generałowej.
Wróćmy do Marii Greków. Autorka katowickiej adaptacji Czechowa tej właśnie postaci przypisała szczególne znaczenie. Wspomniano już o kontekście, w jakim przyszło mierzyć się twórcom spektaklu z dramatem Czechowa. Niezwykła glosa wybrzmiewa, gdy Maria zaczyna mówić frazami współczesnego rosyjskiego pisarza Władimira Sorokina - jednego z sygnatariuszy apelu autorów piszących po rosyjsku w sprawie szerzenia prawdy na temat wojny wewnątrz Rosji - frazami protestu przeciw napaści na Ukrainę. Agnieszka Radzikowska mówiąc pięknie Czechowem, mówi jednocześnie manifestem Sorokina. Przejmujące jest to, że fragmenty obu autorów tak odległych przecież brzmią unisono, bez fałszu i dysonansu. Aktorce udało się przekonująco, bez cienia publicystyki wyrazić w sposób prosty zwykły ludzki strach, niezgodę na przemoc, śmierć, okrucieństwo wojny i porażającą obojętność niektórych ludzi wobec zła.
W twórczości Czechowa Płatonow zajmuje miejsce szczególne: wyznacza szlaki, motywy, kierunki i tematykę przyszłych, dojrzałych dramatów. Być może stąd wybór Małgorzaty Bogajewskiej, by zmierzyć się właśnie z tym tekstem. Poszukać pośród właściwości, jakie oferuje punktu oparcia, wyjścia do spraw szerszych ogólniejszych. Bardzo udanie powiodło się na scenie Teatru Śląskiego pokazanie problemów, wątków, cech charakterystycznych dla całej dramaturgicznej spuścizny autora. Wobec braku tytułowego bohatera, puste miejsce zajął portret zbiorowy. Nieobecność stała się inspirująca, prowokująca do rozmów, wyzwań, to dzięki niej możliwym stało się pokazanie prawdziwych emocji, stosunku jednych do drugich, próby odpowiedzi na banalne pytania: jak żyć, jak znaleźć miejsce w teraźniejszości, gdzie dla podobnych bohaterom Czechowa miejsca po prostu nie ma.
Kiedy siądziemy któregoś wieczoru w salonie Anny Wojnicew, damy się ponieść chaotycznym, głośnym rozmowom, gdy nikt nikogo nie słucha, bo nie chce, tak wygodniej, może zobaczymy raz jeszcze ten odchodzący powoli w zapomnienie świat. Tam ciągle mówi się o rozpoczęciu jakiegoś nowego życia, co nigdy nie następuje, z nudów zabawia wzajemnym znęcaniem nad sobą, zapewnia o konieczności zabrania się do pracy, kochania innych, a pielęgnuje bezsilność i rozpacz. A może to wszystko obudzi u niektórych przekonanie wpisane w intencje samego Czechowa, że trzeba coś w końcu zmienić, by nie być jak oni obojętnym, pogubionym, zapatrzonym w ziejącą pustką dal.
Bo ostatecznie warto zdobyć się na słowo protestu przeciw podłości świata i niezrozumiałego lęku przed życiem.