Niewykorzystane terytoria
o ":PK: Kayi Kołodziejczyk" - 8. Festiwal Dialogu Czterech KulturPrzestrzeń starej łódzkiej fabryki, muzyka, taniec, projekcje filmowe, parkour - a we wszystko to w sposób symboliczny wpleciona osobista historia rodzinna choreografki Kayi Kołodziejczyk - tak w skrócie można opisać jej najnowszy spektakl, którego premiera miała miejsce 10. września podczas Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi. :PK: to projekt w założeniu niezwykle atrakcyjny, w praktyce zaś i realizacji nie wykorzystujący w pełni tkwiącego w nim potencjału. Trochę szkoda.
Tytuł spektaklu to skrót od słowa "parkour", oznaczającego swoistą miejską dyscyplinę sportu, której główną ideą jest przemierzanie przestrzeni miasta - z przeszkodami - w jak najbardziej efektywny i jednocześnie najprostszy sposób. To właśnie do niej w swojej choreografii postanowiła sięgnąć Kaja Kołodziejczyk zapraszając do współpracy "traserów" Łukasza Strzelczyka, Radosława Grzankę i Mariusza Marciniaka ze Stowarzyszenia Parkour Łódź i Parkour Parku, czyniąc z nich swoistych przewodników po niedostępnym terenie fabryki EC1.
Spektakl rozpoczyna się dość nieoczekiwanie dla publiczności, którą trzy szybko przemieszczające się w głąb fabrycznego terenu, efektownie pokonujące architektoniczne przeszkody postacie zapraszają do wędrówki, śledzenia poszczególnych akcji i "numerów", które w industrialnej przestrzeni nabierają dodatkowego znaczenia i widowiskowości. Dzięki przewodnikom poznajemy teren fabryki, miejsca, zakamarki, do których normalnie nikt nie ma dostępu. Zgodnie z interpretacją narzuconą przez opis projektu - mającego dotykać osobistej historii rodzinnej, odkrywania i rekonstrukcji wspomnień - przestrzeń starej, zniszczonej fabryki możemy potraktować symbolicznie - jako miejsce, w którym zamknięta jest pamięć o przeszłości, ruiny wspomnień. Podążanie śladami traserów to wdzieranie się w nieznane nam, intymne zakamarki reminiscencji. Krok po kroku próbujemy rekonstruować ukrytą w zgliszczach historię. Przemierzanie opuszczonej, upadłej fabryki ujawnia zatem także mechanizmy pamięci, w której jedne wspomnienia tkwią bardzo wyraziście, inne zaś znikają niepostrzeżenie - tak jak nasi przewodnicy, którzy niekiedy nikną gdzieś, by za chwilę zaskoczyć nas swoją obecnością w kolejnym punkcie na mapie fabryki. Historia staje się przez to ciągiem urywków, trudno dających się poukładać w linearną opowieść. Motyw ten powraca także w drugiej części spektaklu, kiedy pojawiają się nagrania fragmentów niekiedy trudno dających się zrozumieć rozmów.
Forma pierwszej części projektu początkowo budzi ciekawość - dokąd nas zaprowadzą przewodnicy, co przed nami odkryją? Jak daleko uda nam się wedrzeć w niebezpieczną przestrzeń ruin fabryki? Początkowo wzniecone zaciekawienie, skupienie na efektownych wyczynach i industrialnej przestrzeni oraz koncentracja na spektaklu szybko opada, trudno bowiem nadążyć za biegnącymi traserami. pojawia się pewien chaos, któremu próbują zaradzić wolontariusze, wskazując gdzie należy patrzeć, dokąd iść, co czyni całą sytuację dość komiczną. W bałaganie, chaosie spojrzeń i rozmów zdezorientowanych widzów ginie także widowiskowa i pozostająca na długo w pamięci, melancholijna scena z Kayą Kołodziejczyk tańczącą wysoko na jednym z mostków. I tak dobrze zapowiadająca się podróż przy kolejnym z przystanków nagle się urywa, widzom zaś pozostaje niedosyt, zdziwienie (to już?), odwrócenie się i powrót tą samą drogą do wejścia do fabryki.
Nie da się ukryć, że w pierwszej części spektaklu tkwił bardzo duży potencjał, oddziałujący na wyobraźnię, pozwalający budować wielopłaszczyznowe sensy i interpretacje zwłaszcza w odniesieniu do elementu podróży, przemieszczania się po nieznanym terenie, poszukiwania drogi oraz obecności charakterystycznych przewodników, wprowadzających element "bycia w drodze". Szkoda więc, że niedociągnięcia koncepcyjno-organizacyjne poniekąd zabiły całkiem niezły pomysł.
Druga część spektaklu odbywa się już wewnątrz fabryki. Tutaj znów spotykamy Kayę Kołodziejczyk, która początkowo ukryta jest pod wielką białą płachtą przymocowaną do ściany. To właśnie ten element posłużył tancerce do opowiedzenia historii o uwięzieniu we wspomnieniach, ich funkcji w życiu oraz próbie określenia własnych korzeni, tożsamości i osobowości, a także o dorastaniu, poszukiwaniu swojego miejsca w świecie. Od momentu połowicznego wydobycia się na powierzchnię aż do całkowitego uwolnienia widzimy zmaganie się Kayi z historią, z której wyrasta, wspomnieniami, które ją kształtują, od których być może próbuje się uwolnić. Jednak pozbycie się ich, bunt przeciw nim, pozostawienie ich za sobą nie przynosi spokoju - tancerka powraca bowiem do tego samego punktu, nakładając znów na siebie materiał, który wcześniej ją więził, dobrowolnie decydując się w ten sposób na miejsce, które zostało wyznaczone jej przez tradycje, historie, których nie wybierała, które jednak kształtowały losy jej rodziny. Teraz już świadomie staje się ich częścią. Przestają one być jedynie ograniczającym balastem lecz spoiwem do budowania własnej tożsamości i osobowości. Widzimy to w momencie, kiedy tancerka odpina część białej płachty zabierając ją ze sobą, odchodzi jakby z garścią swoich świadomie ocalonych i wybranych wspomnień. Pozostała część materiału posłuży w trzeciej części spektaklu za ekran do projekcji filmu przedstawiającego traserów przemierzających przestrzeń miasta, stare ulice, dachy, fabrykę - wszystko to, co na co dzień ukryte jest przed wzrokiem ludzi, często wyjęte poza obszar zainteresowania, traktowane jako mało istotny i niezauważalny element. W ten sposób akcje parkour utworzyły swoistą klamrę spektaklu.
Zarówno koncepcja projektu konfrontującego fabryczną przestrzeń z próbą symbolicznego ukazania osobistej historii, jak i połączenie tak wielu zjawisk wykorzystanych w spektaklu zasługuje na uwagę. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że kluczowym problemem w odbiorze stała jego niespójność - głównie na poziomie powiązań poszczególnych części, z których każda zdaje się funkcjonować niezależnie od kolejnej. Nie zmienia tego nawet pojawienie się wysoko nad sceną traserów kojarzących się z cieniami, czy duchami obserwującymi taniec Kayi Kołodziejczyk. Zawiedli się wszyscy ci, którzy liczyli na ich aktywny udział w tej części spektaklu. Wydaje się także, że dość spory teren fabryki EC1 nieco przerósł twórców. Jej przestrzeń już w pierwszej, otwierającej duże możliwości eksploracji części projektu, została wykorzystana jedynie w niewielkim stopniu, stanowczo za małym wobec oczekiwań odbiorców i potencjału jaki się w niej krył. Podobne odczucia pojawiają się także po drugiej części, w której z kolei obskurne, lecz niezwykle ciekawe wnętrze pełniło jedynie funkcję naturalnej, oryginalnej scenografii.