Niezadowoleni

sytuacja polskich artystów oczami Pawła Wodzińskiego

Tocząc od lat niezliczone rozmowy z różnymi osobami ze środowiska teatralnego, dochodzę do wniosku, że prawie każdy - bez względu na wiek, osiągnięcia zawodowe i sukcesy artystyczne - jest niezadowolony.

Większość z nich sądzi, że jest dyskryminowana, wręcz prześladowana, że ktoś odbiera im coś, co im się bezwzględnie należy - szacunek, pozycję zawodową, pieniądze, możliwości rozwoju, zainteresowanie festiwali, uznanie krytyki. Co ciekawe, winą obarczają przeważnie innych przedstawicieli własnego środowiska. Moi rozmówcy żyją w świecie, w którym młodzi twórcy eliminują starych, starzy utrudniają życie młodym, teatr polityczny niszczy teatr zajmujący się tematami egzystencjalnymi, teatr środka blokuje szanse rozwoju teatrowi artystycznemu, teatr artystyczny absorbuje całą uwagę krytyki.

Uprzedzenia i środowiskową niechęć dostrzegłem także podczas dwóch publicznych debat w Instytucie Teatralnym, którym się w ostatnich tygodniach przysłuchiwałem. Pierwsza z nich poświęcona była postaci i twórczości Zygmunta Hübnera, a brali w niej udział współpracownicy reżysera. Im dłużej trwała debata, im bardziej dociekliwe pytania o znaczenie idei Hubnera, o wyjątkowość jego teatru na tle innych teatrów tego czasu padały z ust prowadzących, tym wyraźniej dyskusja zamieniała się z rozmowy w serię ironicznych komentarzy na temat teatru "intelektualnego", "artystycznego", komentarzy wywołujących salwy śmiechu i brawa publiczności, gdy ostrze ironii raniło twórców tych nurtów, których zgromadzeni niespecjalnie cenili.

Debacie poświęconej odwołanej premierze Nie-Boskiej komedii w reżyserii Ołivera Frljicia również towarzyszyły ironia i sarkazm. Pod niewinnie brzmiącymi pytaniami kryły się ironiczne zaczepki, pytania o tekst Krasińskiego, o jego użycie w spektaklu insynuowały brak wiedzy czy przygotowania merytorycznego dramaturgów i reżysera, na co odpowiedzią były głośne okrzyki niezadowolenia publiczności.

Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że polski teatr jest chory, a ludzie teatru mają problem z poczuciem wolności i własną podmiotowością. Ponosząc porażki na innych polach, tracąc pozycję społeczną i polityczną, przenoszą agresję na poziom wewnętrzny. Traktują teatr nie jako przestrzeń wolności, ale jako arenę barbarzyńskiej walki o zachowanie własnej pozycji, nie zauważając niestety, że najczęściej jest to jedynie "walka o kość". W tym samym czasie, w sposób niemal niezauważalny, "prawdziwy" świat bezwzględnie i realnie zmienia reguły gry.

W grudniu zeszłego roku Rada Miasta Poznania zmniejszyła dotację Teatrowi Ósmego Dnia o 300 tysięcy złotych, co stanowi niemal trzydziestoprocentowy ubytek w budżecie instytucji.

W tym samym miesiącu Rada Miasta Lublina uchwaliła "Stanowisko w sprawie tworzenia pozytywnego klimatu wychowawczego dla młodego pokolenia lublinian", w którym postulowała promowanie "sztuki najwyższej tak w wymiarze estetycznym, jak i w sferze zawartej w niej wizji świata", oraz wnosiła "o powstrzymanie finansowania z budżetu miasta Lublin dzieł i imprez uderzających w dobre obyczaje lub promujących skandalizujące treści". 20 grudnia ta sama lubelska Rada nie zgodziła się na dalsze finansowanie projektów współpracy międzynarodowej, prowadzonych przez Wschodnioeuropejską Sieć Sztuk Performatywnych, wspieranych do tej pory w równym stopniu przez Miasto Lublin oraz Instytut Adama Mickiewicza. W styczniu 2014 roku premier Donald Tusk ogłosił propozycje zmian ustawowych, mających na celu likwidację "umów śmieciowych". Na razie jednak likwidacji umów premier nie przewiduje, nie chodzi też o zmuszenie pracodawców do zawierania umów o pracę. Propozycja premiera dotyczy nałożenia na umowy zlecenia, a najprawdopodobniej także na umowy o dzieło, obowiązku odprowadzania składek do ZUS, co najmocniej uderzy w środowiska twórcze.

Niewiele osób stanęło w obronie Teatru Ósmego Dnia, nie słyszałem też głosów niezadowolenia z powodu ograniczania wolności twórczej przez lubelskich radnych.

Po zapowiedzi premiera Tuska zapadło głębokie milczenie. Środowisko teatralne nie ma nic do powiedzenia na te autentyczne przejawy dyskryminacji i rzeczywiste blokowanie możliwości rozwoju instytucji kultury oraz samych twórców. Możemy się jedynie spodziewać, że ludzie teatru - przeświadczeni o tym, iż to inni twórcy podważają ich społeczną, artystyczną i środowiskową pozycję - zaatakują swoich fantomowych przeciwników, po czym bez mrugnięcia okiem odprowadzą powiększoną składkę do ZUS, którą będą musieli zapłacić, żeby zasypać dziurę powstałą po przeniesieniu kolejnej polskiej firmy do raju podatkowego na Cyprze.

Paweł Wodziński
Teatr Pismo
1 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...