Niezbyt kosztowna pomyłka

"Sklep z zabawkami" - reż. Łukasz Kos - Teatr Lalka w Warszawie

W każdym spektaklu dobrze jest, kiedy forma, treść i przesłanie są w jakiś sposób zbieżne. W "Sklepie z zabawkami" tak niestety się nie dzieje. I spory potencjał formy zostaje nieco zaprzepaszczony przez banalną i niezrozumiałą fabułę. Przesłanie tego spektaklu jest osobną kwestią - dotyka kwestii ważnych dla człowieka w każdym wieku, ale w sposób, któremu można wiele zarzucić

Scenografia, kostiumy i lalki grające w spektaklu tworzą wrażenie grozy. Akcja toczy się częściowo w lesie nocą, a częściowo w tajemniczym sklepie z zabawkami. Las jest miejscem upiornym. Operowanie światłem oraz kostiumy aktorów, przypominające elementy krajobrazu albo obrzydliwe owady i potwory rodem z koszmarnych snów, wprowadzają atmosferę filmów niemieckiego ekspresjonizmu. Co ciekawe, zabawki w sklepie nie są estetycznie sympatyczniejsze. One z kolei bliskie są stereotypowi upiornego klowna. Ta zbieżność nie jest przypadkowa. Sklep to pułapka, z którą leśne nocne potwory mają wiele wspólnego. Pomysł bardzo mi się podoba. Oniryczna atmosfera, budowana przez plączące się w półmroku groteskowe maszkary jest uzasadniona i ma swój urok. Aż szkoda, że tak ciekawa forma została wykorzystana do niespecjalnie ciekawej fabuły.

Najbardziej nieudany w akcji spektaklu jest brak logiki i ciągów przyczynowo skutkowych. Dzieci dostrzegają te niekonsekwencje i w pewnym momencie zaczynają się nudzić. Wszystko dzieje się nagle, bez uzasadnienia. Kiedy dziewczynka goni za zającem nagle zapada noc. Nagle zając znajduje Panią Noc. Nagle i bez przyczyny ona decyduje się mu pomóc usypiając go i zsyłając mu sen, w którym odkrywa przed nim sposób ratunku. A w tak zwanym międzyczasie, dziewczynka wybierając kolejne zabawki i za każdą z nich płacąc rokiem życia, staje się bezsilną staruszką. Akcję można streścić w dwóch zdaniach, a jednocześnie jest ona przeciągnięta i obudowana do granic możliwości. Nic się nie dzieje, a choć nie dzieje się w ciekawej i atrakcyjnej formie, to niestety w spektaklu dla dzieci nie zastąpi dobrej fabuły.

Za każdą wymianę w sklepie z zabawkami płaci się rokiem życia. Z początku nie wydaje się to bohaterce żadną stratą, ale kiedy w jednej z ostatnich scen przedstawienia na scenę wchodzi siwa, z trudem poruszająca się kobieta, wrażenie jest kolosalne. W sumie to dość przykre. I bardzo trudne. Morał sztuki napisany jest wielkimi literami. Zbyt wielkimi, co odbiera inscenizacji resztki wdzięku. A jednocześnie, trudno zaprzeczyć, że problem przedstawiony w sztuce jest realny i bardzo aktualny. Można zadać sobie pytanie, czy współczesna cywilizacja nie oferuje nam takiego pełnego potworów sklepu z zabawkami. Najkrócej można by streścić to znanym cytatem:  „Ludzie wykonują pracę, której nie lubią, żeby kupić rzeczy, których nie potrzebują, aby zaimponować ludziom na których im nie zależy”. W kontekście spektaklu Teatru Lalka niestety pojawia się spora wątpliwość. Jeżeli chcemy przekazać tak trudną mądrość najmłodszym, powinniśmy mówić jasno, klarownie, ale bez przynudzania i moralizatorstwa. Sztuka wychowywania dzieci należy niewątpliwie do najtrudniejszych i najbardziej subtelnych w ogóle. Dlatego stwierdzam po prostu z przykrością, że w tym wypadku się nie udało.

Wydaje mi się, że może to być kwestia niespójności pomiędzy groteskową formą, banalną fabułą i filozoficznym przesłaniem. Czy jest to kosztowna pomyłka? Myślę, że nie bardzo. Po prostu trochę zgrzyta. Szkoda, bo problem jest istotny.

Judyta Berłowska
Teatrakcje
3 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia