Niezwykła „Madama Butterfly" w Operze Śląskiej
„Madama Butterfly" - komp. Giacomo Puccini - reż. Henryk Konwiński - Opera Śląska w BytomiuCiekawa byłam tej inscenizacji opery „Madama Butterfly". Tu było zetknięcie dwóch cywilizacji i religii. Butterfly, zgadzając się na związek z Pinkertonem, zerwała ze swoją religią i tradycjami, co było wielkim poświęceniem i spowodowało odrzucenie przez rodzinę.
Wystąpiła tu konfrontacja małości człowieka przybywającego z wielkiego kraju, bogatego, ale o niskiej moralności, oszusta, egoisty, który wykorzystał naiwność młodziutkiej Japonki.
Butterfly przewyższała go moralnie, była zakochana i lojalna, pomimo porzucenia nie chciała go zamienić na innego mężczyznę, a równocześnie oddała Pinkertonowi ukochane dziecko, by zapewnić mu lepszą przyszłość. Porzucona, nie widząc innego wyjścia, postanowiła odejść z honorem, popełniając samobójstwo.
Zachwyciła mnie reżyseria Henryka Konwińskiego, która poruszała wyobraźnię, a nie była nachalna. Oddawała doskonale klimat japoński, uwypuklała charakterystyczne cechy ludzi z innych cywilizacji i profesji. Występowały tu małość i wielkość, nędza i puszenie się bogactwem mało wartościowego pajaca.
Były uniżoność, czołobitność, podkreślanie hierarchii tak charakterystyczne dla Wschodu (i nie tylko), a także honor, też na Wschodzie istniejący, a u nas niestety zanikający. Przejmująca była scena wykonania harakiri przez Butterfly. Znakomicie został obmyślony przez reżysera ten trudny moment. Był kamuflaż w postaci parawanu, doskonale podświetlonego, a równocześnie zakrytego, by zostawić tajemniczość.
Scenografia Jana Bernasia była świetna, czułam się jak w Japonii: dom typowy dla tego kraju, rozsuwane ściany bez zbędnych sprzętów, drzewko kwitnącej wiśni, charakterystyczne kimona, fryzury, poruszanie się drobnymi kroczkami, uniżoność i siła władzy, posłuch i dyscyplina – to cechy typowo japońskie. Wszystko to wytwarzało klimat adekwatny do roli.
Niezwykłe były głosy Izabeli Matuły jako Butterfly i Anny Boruckiej w roli Suzuki oraz Stanislava Kuflyuka jako Konsula. Muzyka przepiękna, przeplatana nutką wschodnią, którą uwielbiam. Wiało egzotyką. Orkiestra spisała się znakomicie pod batutą Piotra Mazurka. Były piana i forte, które wprowadzały w nastrój grozy w odpowiednich momentach. Mam tylko jedno „ale" (jednak to drobiazg): wolałabym głośniej słyszeć chór żeński zza kulis. To wszystko.
Przedstawienie było wspaniałe, bajkowe. Lubię być w takim świecie. Serdecznie gratuluję całemu zespołowi (bo to wspólne dzieło) i dyrektorowi Łukaszowi Goikowi.
Dziękuję za zaproszenie. Brawo!