Nigdy nie chciałam być aktorką

Rozmowa z Elżbietą Okupską.
Łukasz Karkoszka: Podczas finałowego wieczoru LOT-u będzie Pani świętować 30-lecie pracy artystycznej. Wróćmy więc do początków. Zawsze pani chciała być aktorką? Elżbieta Okupska: Nigdy nie chciałam być aktorką. Od dziecka wstydziłam się występować, co objawiało się tym, że nie znosiłam recytowania wierszyków “u cioci na imieninach”. Natomiast jako nastolatka byłam, tak jak wszystkie moje koleżanki, zafascynowana naszymi polskimi aktorami. Ta fascynacja spowodowała, że “połknęłam bakcyla” estrady. Najpierw zaczęłam udzielać się w szkolnym chórze, a później w zespole wokalnym, jednak nigdy nie miałam aspiracji bycia aktorką. Decyzja o tym, by spróbować swoich sił w aktorstwie przyszła do mnie samoistnie - w momencie gdy pracowałam jako suflerka w Teatrze Bałtyckim im. J. Słowackiego w Koszalinie. Ł.K.: Kto wtedy tak panią zafascynował, że zdecydowała się pani na zawód aktora? E.O.: W koszalińskim teatrze były dwie znakomite aktorki, które przychodziło się oglądać: Urszula Jursa, która w tej chwili już nie pracuje w zawodzie oraz Ewa Nawrocka. I to właśnie ich kreacje aktorskie zachwycały mnie najbardziej. Po dzień dzisiejszy z Ewą Nawrocką utrzymuję przyjacielskie kontakty. I nigdy bym nie przypuszczała. że z aktorką, którą podziwiałam na scenie, będę się kiedyś przyjaźniła. Ł.K.: A jak to się stało, że z rodzinnego Koszalina przywędrowała Pani na Śląsk, a konkretnie do Teatru Rozrywki w Chorzowie (1986 rok)? E.O.: Tak się po prostu dzieje, że człowiek przyciąga rzeczy, o których myśli pozytywnie. W jakiś wieczór we wczesnych latach 80., zobaczyłam Teatr Rozrywki w telewizji i pomyślałam sobie wtedy, że bardzo bym chciała kiedyś w tym teatrze wystąpić. I stało się. Dyrektor Miłkowski znalazł mnie gdzieś na trasie między Szczecinem a Gorzowem Wielkopolskim, zaproponował mi pracę i w ten sposób znalazłam się w Chorzowie. Ł.K. Czy już wtedy pani wiedziała, że z tym teatrem zwiąże swoją teatralną przyszłość? E.O.: Absolutnie nie. Planowałam, że w Rozrywce będę tylko jeden sezon. Tadeusz Ryłko przygotowywał wtedy wraz z Tadeuszem Woźniakiem spektakl “Bal w operze” Tuwima, w którym miałam zagrać rolę Wodzireja. Była to postać, której tak naprawdę w tekście nie ma. Zgodnie z założeniami zagrałam i już zostałam. Ł.K.: I bardzo dobrze, ponieważ śląska publiczność Panią uwielbia, a czy Elżbieta Okupska lubi Śląsk? E.O.: Elżbieta Okupska kocha śląską publiczność. Natomiast Śląsk jest jeszcze nie do końca przeze mnie poznany, co powoduje, że cały czas dokonuję jakiś nowych odkryć. Poza tym mimo, że jestem tutaj dwadzieścia dwa lata, to moje korzenie są nadal w Koszalinie i raczej, na “stare lata” powrócę jednak w moje rodzinne strony. Ł.K.: A jak to jest u pani ze znajomością śląskiej gwary? E.O.: Niestety, ale muszę bić się w piersi, ponieważ nie potrafię mówić gwarą. Owszem, grałam w “Angelusie” Lecha Majewskiego, gdzie mówiłam po śląsku, ale myślę, że Ślązacy mają duże poczucie humoru i wybaczyli mi tę moją gwarę. Z dużym żalem musiałam odrzucić rolę w “Cholonku” Janoscha, ponieważ wszyscy by zwariowali – ja, aktorzy i publiczność. (śmiech) Choć być może dzięki mojej znajomości śląskiej gwary byłoby parę niezamierzonych efektów komicznych, ale dla dobra sztuki postanowiłam zrezygnować z roli. Ł.K.:Na scenie stworzyła Pani szereg niezapomnianych kreacji: Lady Peachum w "Operze za trzy grosze", Fraulein Schneider w "Cabarecie", Ubica w "Ubu Król, czyli Polacy", Swatka Jenta w "Skrzypku na dachu", Narrator w "The Rocky Horror Show", czy “Madame Therease”. Nie boi się Pani podejmować trudnych ról – wystarczy przypomnieć kreacje kota Behemota czy prezydenta Barcelony, tak więc, czy jest jakaś postać, której by pani nie zagrała? E.O.: Osobiście nie boję się żadnych aktorskich wyzwań. Moim zdaniem, aktor to jest takie stworzenie, które z założenia musi grać to, co dostaje. Oczywiście może odrzucić rolę z którą się nie zgadza lub wobec której ma jakieś opory, ale mimo to aktorzy są pewnego rodzaju materiałem, w którym rzeźbi reżyser. Dlatego podstawowym zadaniem aktora jest podejmowanie wyzwań, które stawia przed nim reżyser. Co więcej, aktor jest na scenie ekshibicjonistą i powinien umieć zagrać wszystko - nawet kamień. Ł.K.: Teatr dramatyczny, czy muzyczny? Tragedia, czy komedia? Sztuka wielkoobsadowa, czy monodram? Czy też może taki podział w Pani przypadku nie ma znaczenia, bo w każdej roli czuje się Pani dobrze? E.O.: Jestem o tyle w dobrej sytuacji, że mogę występować i w Teatrze Rozrywki, i w Teatrze Korez, i Teatrze Muzycznym w Gliwicach. Tym samym mam szansę sprawdzenia się w różnych formach aktorskich, co według mnie, bardzo wzbogaca mój warsztat aktorski. Unikam w ten sposób zaszufladkowana w określonych rolach. Możliwość sprawdzenia się w dramacie, komedii, czy też w monodramie jest dla aktora bardzo rozwijające. Ł.K.: Porozmawiajmy więc przez chwilę o monodramie. Wszyscy pamiętamy pani kreację w “Madame Therese”. Nie myśli pani o kolejnym? E.O.: Bardzo kochałam ten spektakl, dlatego myślę, że jeszcze do niego wrócę. To jest za dobry materiał sceniczny, by go tak po prostu odłożyć do szuflady. Ta sztuka jest mi poniekąd bardzo bliska, ponieważ jakby na to nie patrzeć jest to tekst o aktorce i o kulisach aktorskiego życia. Ten zawód wymaga od aktora wielu poświęceń, np. trzeba zostawić własne dramaty w garderobie, wyjść na scenę i grać jak gdyby nic złego się nie stało. I nieważne są wtedy problemy realnego życia. A sam monodram – moim zdaniem - jest najtrudniejszą formą sceniczną: jest tylko aktor i publiczność i trzeba tak zająć widza sobą, żeby ten nie poczuł się znudzony. Jeśli w przyszłości zdecyduję się na kolejny monodram, to musi to być tekst nie gorszy niż “Madame Therese”. I będzie to raczej jakiś tekst komediowy. Ł.K.: A jak pani trafiła na tekst sztuki “Madame Therese” ? E.O.: Nigdy nie zabiegłam o role, to one same do mnie przychodziły. Wynika to, co jeszcze raz powtórzę, z pozytywnego myślenia o tym, co bym chciała kiedyś w przyszłości zrobić, lub co bym chciała kiedyś zagrać w teatrze. I w ten właśnie sposób przyszedł do mnie i teatr, i piosenka aktorska, i “Madame Therese”. Po prostu Michał Ratyński, reżyser mojego monodramu, przyszedł kiedyś do mnie i powiedział, że ma dla mnie rolę – rolę Madame Therese. Ł.K.: Jest pani także laureatką Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu (1981), a w swoim repertuarze miała pani recital pieśni B. Brechta “Uczciwe życie”. Czy publiczności będzie dany jakiś kolejny recital? E.O.: Jestem już namówiona z Laco Adamikiem na recital piosenek Jerzego Satanowskiego. Tak więc wierzę, że z czasem ten recital powstanie. Mam także pomysł na piosenki Ireny Kwiatkowskiej, ale jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Ł.K.: A czym w ogóle jest dla pani piosenka aktorska? E.O.: Piosenka aktorska to pewnego rodzaju forma monodramu, którą trzeba zainteresować widza. Jestem fanką piosenek z tekstem, które coś wnoszą do mojego życia i interpretacji, które dają mi do myślenia. Ł.K.: Występuje pani także w kabarecie... E.O.: Kabaret wbrew pozorom jest bardzo ciężką formą teatralną. Razem z trzema koleżankami z teatru (Marta Tadla, Małgorzata Gadecka, Beata Chren – przyp. red.) wymyśliłyśmy sobie kabaret... Ł.K.: “Moherowe berety”. E.O.: Tak i obecnie zaczynany podbijać rynek, co nie jest dla mnie zaskoczeniem, gdyż mam wokół siebie niezwykle zdolne i zabawne koleżanki. Natomiast dla nich powodzenie naszego kabaretu było pewnego rodzaju niespodzianką. Dwa lata temu zadebiutowałyśmy swoim pierwszym, składankowym programem. Cieszymy się, że publiczność “nas kupuje”, co dobrze wróży na przyszłość. Tym bardziej, że takiego składu i takiego kabaretu w Polsce jeszcze nie było. Ł.K.: A jak się zrodził pomysł kabaretu? E.O.: Początek był taki, że jedna z naszych koleżanek - Beata Chren dostała do wykonania “Balladę warzywną” Kabaretu Starszych Panów. Wymyśliła sobie, że dobrze by było gdybyśmy ją zaśpiewały we cztery. Po jakimś czasie któraś z nas rzuciła hasło: “a może byśmy z tego zrobiły kabaret”. I się zaczęło. Ł.K.: I na koniec, czym dla Pani, po tych 30 latach spędzonych na scenie, jest teatr? E.O.: Teatr to jest moja pasja, a przede wszystkim mój sens życia. Gdy zdarza się tak, że przez tydzień nie gram, to nie potrafię sobie znaleźć miejsca i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Bez teatru nie potrafię normalnie egzystować. Ł.K.: Dziękuję za rozmowę. Elżbieta Okupska. Aktorka. Laureatka wrocławskiego przeglądu piosenki aktorskiej (1984 - prywatna nagroda Krystyny Jandy), zaczynała od amatorskich popisów recytatorskich (laur publiczności na konkursie w 1978 r. w Warszawie). Potem była poezja śpiewana (Olsztyn 1980, 1981), monodram (nagroda główna w Zgorzelcu na Spotkaniach Teatru Jednego Aktora za interpretację Boboka wg F. Dostojewskiego) i praca adeptki w koszalińskim teatrze. Po zdobyciu aktorskiego dyplomu, na początku lat osiemdziesiątych z rodzinnego Koszalina przeniosła się do Szczecina, gdzie w Teatrze Współczesnym spędziła cztery lata. Od 1986 aktorka Teatru Rozrywki w Chorzowie. (Film Polski).
Łukasz Karkoszka
Dziennik Teatralny Katowice
30 sierpnia 2008

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia