Nikt nie jest tylko widzem

27. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta

Wyczekiwane zwieńczenie festiwalu Malta - chorwacki "Turbofolk" w reżyserii Olivera Frljicia - zawstydza bierną publiczność.

Oliver Frljić - jeden z kuratorów idiomu tegorocznej Malty - nie przyjechał na festiwal w geście protestu przeciwko cenzurze politycznej, której wyrazem było nieprzyznanie dofinansowania ze strony Ministerstwa Kultury, jednak swoim spektaklem będącym swoistym zwieńczeniem tegorocznych festiwalowych działań, zabrał głos w dyskusji o polskiej kulturze i polityce. Na to wydarzenie przyszły tłumy widzów ciekawych nie tylko sztuki kontrowersyjnego reżysera, ale przede wszystkim stanowiska jego dzieła wobec obecnej sytuacji politycznej. Czy sztuka o Chorwacji miała w ogóle szansę poruszyć Polaków skupionych teraz przede wszystkim na własnej wolności sztuki i słowa?

Tajemniczo brzmiący tytuł "Turbofolk" to nazwa muzyki, która narodziła się w latach 80. w krajach byłej Jugosławii, a swoimi korzeniami przypomina polskie disco polo. W Polsce jednak temu ludycznemu gatunkowi brakuje przynajmniej dwóch cech stanowiących o wyjątkowości turbofolku - orientalnych wpływów oraz nacjonalistycznego wydźwięku. W latach 90., czyli czasie wojny na Bałkanach, stał się narzędziem nacjonalistycznej propagandy, głoszącej kult przemocy, okrucieństwa, macho i patriarchalizmu. Frljić wykorzystuje te muzyczno-polityczne skojarzenia, obrazując znane bałkańskim słuchaczom hity scenami brutalnego seksu i przemocy, motywami gwałtu i kastracji. Z kolejnych sekwencji wyłania się obraz gwałtownej, brutalnej kultury, w której niewielki jest dystans między uwielbieniem a nienawiścią. I choć chorwacki kontekst kulturowy może wydawać się odległy, reżyser mówi o tak podstawowych emocjach - przede wszystkim o strachu, wrogości i miłości - że polski widz mógłby je poczuć nawet bez napisów objaśniających teksty i dialogi.

Prócz tego jednak "Turbofolk" jest manifestem reżysera dotyczącym współczesnego teatru. Dragica Potočnjak nazwała teatr Frljicia terroryzmem teatralnym, on sam w wywiadzie z drugim kuratorem tegorocznej Malty, Goranem Injacem, postrzega swoją odwagę jako rodzaj nowej teatralnej estetyki. Czuje się w obowiązku interweniować poprzez teatralny gest wobec otaczającego zła, ponieważ jego zdaniem teatr jest źródłem i narzędziem społecznych przemian. W Polsce taki pogląd może się zdawać zbyt idealistyczny, biorąc pod uwagę, jak bardzo niszowym medium jest nowoczesna scena, lecz z drugiej strony nie da się ukryć, że Frljić sporo już w polskim społeczeństwie namieszał. Dość zajrzeć do komentarzy pod recenzjami jego spektakli, w których zarzuca mu się nie tylko brak poszanowania dla polskiej i katolickiej kultury, ale też uzurpację do wypowiadania sądów o obcym kraju. Jako obcokrajowiec Frljić z jednej strony ryzykuje podejrzliwość widzów, z drugiej zaś zajmuje pozycję na tyle zdystansowaną, że wolno mu więcej niż polskiemu artyście. I tak oto, nie wybierając się nawet na poznański festiwal, wetknął kij w mrowisko, dopisując do tekstu "Turbofolku" jednego bohatera: ministra kultury Piotra Glińskiego.

Frlijć przełamuje muzyczno-choreograficzną kompozycję pierwszej części spektaklu, zmuszając aktorów do wyjścia z ról i zakwestionowania jego metateatralnego manifestu - każe im rzucać obelgi pod swoim adresem, pod adresem spektaklu i widzów. Jeszcze później nakazuje im wytłumaczyć, o czym właściwie jest ten spektakl - oczywiście o Polsce. A przede wszystkim o polskich politykach i autorytetach, z Piotrem Glińskim na czele. Robi Glińskiemu antyreklamę, obnażając absurdy działania polskich instytucji kulturalnych oraz politycznej cenzury. Wywołuje tym oczywiście nietłumioną radość polskiej publiczności, która entuzjastycznie przyjęła radykalny głos przeciwko działaniom rządu. Wkrótce jednak Frljić zamienił poważny wniosek o upadku wolności sztuki w ludyczny karnawał, zapraszając widownię do radosnych podskoków na scenie w rytm nacjonalistycznego turbofolku. Niektórzy dali się ponieść tym beztroskim rytmom, inni zamarli zawstydzeni. Jak zapomnieć o tych wszystkich drastycznych scenach, które oglądaliśmy przez ostatnią godzinę, a które z dnia na dzień pozbawiają nas swobody?

Frljić na szczęście nie pozwala zapomnieć, ponieważ jego spektakl nigdy się nie kończy. Po podniesieniu kurtyny z sielankowym obrazem przypominającym nasze malarstwo socrealizmu, widzimy aktorów siedzących na widowni znajdującej się po przeciwnej stronie sceny. Nie wstają, nie kłaniają się, czekają na naszą odpowiedź. Nikt tu nie jest tylko aktorem, każdy jest człowiekiem, który ma prawo oczekiwać od innych działania. "Zróbcie coś z tą Polską" - zdaje się mówić "Turbofolk" Frljicia. Następna scena tego spektaklu należy do nas.

Malta Festival Poznań 2017

"Turbofolk"

reż. Oliver Frljić

premiera: 31.05.2008, Chorwacki Teatr Narodowy w Rijece, poznańska premiera: 23 i 24.06

Anna Rogulska
kultura.poznan.pl
29 czerwca 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...