Nokaut

"Rewolucja, której nie było" - reż. Justyna Sobczyk - Teatr 21

Miała być z tego rewolucja, ale nie było. Protestującym w Sejmie opiekunom i opiekunkom, które prosiły go, by z nimi został, Lech Wałęsa odpowiedział: "ja chcę z wami zwyciężać, a nie siedzieć". I poszedł. Protest rozpoczęty 18 kwietnia 2018 roku był szansą na poważną dyskusję na temat osób z niepełnosprawnościami; dyskusję, jaka w Wielkiej Brytanii odbyła się w 1976 roku między Związkiem Niepełnosprawnych Fizycznie Przeciwko Segregacji a Sojuszem ds. Niepełnosprawności.

Wtedy zostały ustanowione fundamenty dyskursu na temat niepełnosprawności: sformułowane zostały tezy na temat społecznych uwarunkowań niepełnosprawności i wykluczenia, odrzucające obowiązującą dotychczas w kulturze perspektywę tragedii osobistej. Niepełnosprawność jest wytwarzana kulturowo - na poziomie języka i praktyk społecznych; wykluczenie ma charaktery systemowy, jest uwarunkowane ekonomicznie. Dziś w Wielkiej Brytanii - i w wielu innych krajach - to sprawy oczywiste.

W Polsce w mainstreamowym dyskursie, utrwalanym przez media, ciągle obowiązuje protekcjonalny ton, w którym nie mówi się o prawach osób z niepełnosprawnościami, lecz okazuje się litość. Trwający czterdzieści dni protest RON mógł być rewolucją. Postulaty miały charakter socjalny: pięćset złotych dodatku rehabilitacyjnego dla osób niepełnosprawnych, niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu osiemnastu lat i zrównanie wysokości renty socjalnej z najniższą rentą ZUS z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Pojawienie się osób niepełnosprawnych i okupacja Sejmu były zaś - po raz pierwszy w Polsce - jawnie politycznym wystąpieniem środowiska osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów oraz opiekunek. Jednak 27 maja Iwona Hartwich ogłosiła zawieszenie protestu.

Sejmowe wydarzenia z później wiosny 2018 roku są punktem wyjścia dla spektaklu Teatru 21. W pierwszej części "Rewolucja, której nie było" Justyny Lipko-Koniecznej w reżyserii Justyny Sobczyk wprost relacjonuje protest. Na scenie pojawiają się transparenty i hasła, które zostały rozwieszone w Sejmie. Były przekazywane przez stacje telewizyjne, a teraz są w teatrze - medium o znacznie mniejszej sile oddziaływania społecznego - lecz tutaj pracują inaczej. To nie jest po prostu rekonstrukcja zdarzeń z Sejmu: tu widoczność - i haseł, i osób z niepełnosprawnościami - od razu zyskuje komentarz wynikający wprost z brytyjskich doświadczeń lat 70. Jeśli ktoś mógł być jeszcze zaskoczony politycznym charakterem protestu w Sejmie - politycznym nie dlatego, że odbywał się w siedzibie władzy, lecz dlatego, że redefiniował reguły obecności osób z niepełnosprawnościami w przestrzeni publicznej - to tu sprawa jest jasna: niepełnosprawność jest sprawą polityczną.

Spektakl zaczyna się zresztą sceną, w której sprawni widzowie i widzki wytrącane są z pewnego komfortu. Maciej Pesta zaczyna opowiadać o śmiechu - jak działa organizm ludzki, który się śmieje, jak śmiech wpływa na funkcjonowanie ciała. Omawia różne rodzaje śmiechu, wywołując na widowni pewne rozluźnienie. W końcu śmiech to zdrowie. Atmosfera porozumienia z widownią trwa, dopóki Aleksandra Skotarek nie zaczyna mówić o swoich chorobach. I przestaje być miło.

Teraz wchodzi już protest i matki (Martyna Peszko i Beata Bandurska) jadące pociągiem ze swoimi dziećmi (Aleksander Orliński, Daniel Krajewski) do Warszawy. O szóstej rano. Oczywiście nie mówią, że na protest. Na pytania Pesty grającego konduktora odpowiadają, że do zoo czy zobaczyć miasto. Bo jak można ciągnąć dzieci z niepełnosprawnościami na protest? To nieludzkie, a matki zapewne jadą do Sejmu tylko po to, by się tam lansować i robić karierę kosztem dzieci. Tak mówiła przecież posłanka Krystyna Pawłowicz, a ten dyskurs kontynuował będzie Pesta już jako sejmowy strażnik: "Ta tona pudru i balejaż? Matka chorego dziecka się tak wymalowała?". No właśnie. Spektakl Teatru 21 pokazuje narracje na temat niepełnosprawności, wyrywa niepełnosprawność z bezpiecznej prywatności i ostentacyjnie demonstruje praktyki dyskursywne, które w istocie ją wytwarzają. Dotyczą one zarówno osób z niepełnosprawnościami, jak i tych, które się nimi opiekują i nie mogą liczyć na opiekę wytchnieniową - odpoczynek, gdy ktoś inny zajmuje się chorym dzieckiem.

Aktorzy i aktorki Teatru 21 cytują publiczne wypowiedzi polityków. Te parodystyczne występy pokazują oczywiście bezradność władzy wobec protestu osób z niepełnosprawnościami (z Czarnym Protestem było jednak łatwiej, bo wszystko można było zwalić na feministki), lecz także kabotyństwo wypowiedzi Wałęsy (Lityńska) czy Doroty Stalińskiej (Martyna Peszko). Protest jednak zostaje zawieszony. I ze sceny obwieszcza to Lityńska w przejmującym monologu.

Po przerwie, choć nastroje są minorowe, a Pesta tym razem - cytując "Autora komedii" Bohomolca - opowiada o żalu, walka trwa. Teraz dopiero się na dobre zaczyna. Na scenie negocjowane są normy i podważana normatywność. Martyna Peszko wspomina, jak do niej w szkole mówiono "ty Downie" - sama, jak opowiada, jest nieogarnięta w życiu: nie umie gospodarować pieniędzmi, kupuje niepotrzebne rzeczy, gdy ma debet na koncie; Pesta w duecie z Orlińskim dzielą się doświadczeniami - jeden umie gotować, drugi nie, jeden jest bardziej zaradny, inny mniej, jednak ta wymiana nie polega na prostej negacji, bo pełnosprawny aktor też czasem nie spełnia oczekiwań społecznych i norm zachowań. Nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek diagnozą medyczną. O tym też - o demedykalizacji dyskursu otaczającego niepełnosprawność - mówili przedstawiciele i przedstawicielki brytyjskiego Związku Niepełnosprawnych Fizycznie Przeciwko Segregacji w latach 70.

Beata Bandurska jako matka syna przykutego do łóżka oprowadza po swoim mieszkaniu poznanego faceta, który liczył raczej na romantyczny wieczór, a w domu u kobiety prawdziwa apteka, worki leków, dziesiątki urządzeń. Ta scena odpowiada na język nienawiści stosowany wobec "matek terrorystek" z monologu Pesty w pierwszej części spektaklu, kiedy mówił o wypindrzeniu i balejażach kobiet opiekujących się niepełnosprawnymi dziećmi. Odpowiedź Bandurskiej to nokaut. Rozbrojenie wizerunku matki terrorystki, odsłonięcie prywatności - pokazanie kobiecości, która wyłamuje się związanym z poświęceniem się dziecku oczekiwaniom społecznym.

Powołany w finale spektaklu Downtown Club i fenomenalny koncert Teresy Foks to rzeczywistość teatru. Nie chodzi jednak o fikcję przedstawienia, lecz o widzialność, którą zapewnia scena. Jeśli siłą protestu w sejmie była właśnie obecność osób z niepełnosprawnościami w miejscu publicznym i zanegowanie opozycji między tym, co publiczne, a tym, co prywatne, to to samo robi teatr. Ale też Downtown Club nie jest wcale fikcyjnym bytem - powołane przez Teatr 21 Centrum Sztuki Włączającej to instytucja, która ma właśnie poszerzać pole widzialności i refleksji na temat niepełnosprawności. Nie tylko przez teatr. Zawieszona rewolucja trwa nadal, choć nie towarzyszą jej kamery TVN-u.

**

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)

Piotr Morawski
dwutygodnik.com
28 lutego 2019
Portrety
Justyna Sobczyk

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia