Normalna rodzina
„next to normal" – reż. Jacek Mikołajczyk – Teatr Syrena w WarszawieCzym lub kim jest normalna rodzina? Taka, w której nie ma problemów, rodzice pracują, a dzieci uczą się wzorowo praktycznie nie istnieje.
Każda rodzina ma swoje sekrety, które oddziałują na codzienność jej członków. Historia, którą poznajemy w „Next to normal" jest na pozór normalna. Ojciec pracuje, dzieci chodzą do szkoły i na zajęcia dodatkowe, matka dba o dom, ale prawda jest jednak inna.
„Next to normal" to musical z rokową muzyką, ale opiera się na motywie dramatu, a nie komedii. Dzieło Toma Kitta i Briana Yorkeya to była, ponad dziesięć lat temu nowa forma musicalu, gdzie rock wplata się w fabułę życia współczesnych ludzi, dlatego od ponad dekady dalej wzrusza i zachwyca widzów. W Polsce od 2019 roku oddziałuje na oglądających tak samo jak na Broadwayu. Jest po prostu wyjątkowy, a drugiego tak bliskiego tematyką widzom musicalu nie ma. Wielkie gratulacje należą się Jackowi Mikołajczykowi za podjęcie się przetłumaczenia niełatwych dialogów i utworów, które trafiają do coraz większej publiczności.
Musical bez dobrej muzyki byłby wybrakowany. Brzmienie pod patronatem Tomasza Filipczaka uzupełnia treść i dodaje tego, charakterystycznego dla przedstawienia rocka. Z racji tego, że fabuła obsadzona jest w latach dwutysięcznych, bohaterowie noszą stroje, które nosi na co dzień każdy z nas. Mimo tego każda z postaci przebierała się wielokrotnie w przeróżne stroje – kolorowe, czarne, dresy, sukienki. To dodało uroku i pokazało, że akcja rozgrywa się w długim okresie czasu. Najważniejszym elementem scenografii, przygotowanej przez Mariusza Napierałę, są schody, a właściwie wiele schodów tworzących rusztowanie, po którym aktorzy sprawnie się poruszają. Jeżeli akcja rozgrywa się poza domem schody zakrywa pleksa, to pomaga widzom zrozumieć, gdzie toczy się akcja w danym momencie.
„Next to normal" porusza tematykę walki z chorobą dwubiegunową Diany – matki i żony i pokazuje jaki wpływ ma ona na kobietę, jej męża i dzieci. Choruje jednostka, ale cierpią wszyscy. Jak oni sobie radzą? Jedni bardziej, drudzy mniej. Oprócz leków i terapii ważne jest wsparcie i miłość rodziny. Dan jest mężem na medal. Bardzo wspiera ukochaną i chce jej pomóc wyjść z choroby. Dobrze, że teatr porusza tematy tabu, o których zazwyczaj się milczy, a jeżeli kogoś dotykają to powodują wstyd. Warto uświadamiać ludzi. Spektakl Kitta i Yorkeya robi to w przystępny, ale również pouczający i wzruszający sposób.
Na scenie widzimy tylko sześcioro aktorów, co znaczy, że każdy z nich jest tak samo widoczny i ważny. Nikt nie może się ukryć. Katarzyna Walczak jako Diana jest cudowna. Zagranie osoby chorej na depresje nie jest łatwe. Do tego aktorka śpiewa jak anioł, tańczy i gra. Jest swoją postacią, a na twarzy widać pełnie bólu i cierpienia. Damian Aleksander jako mąż wcale nie stał w cieniu żony. Oczarowywał wokalem i ekspresją. Można rzec, że był cichym bohaterem, z pozoru twardym, ale my widzowie mogliśmy zobaczyć, że równie cierpi, ale przed rodziną tego nie pokazuje. Duety Dana i Diany były wokalnymi perełkami. Walczak i Aleksander mają potężne głosy, które pasują do siebie. Marcin Wortmann jak na psychiatrę przystało był opanowany. W każdym ruchu wprowadzał spokój do napiętej fabuły. Był kontrastem do innych bohaterów, którzy byli zdecydowanie bardziej ekspresyjni. Karolina Gwóźdź i Michał Juraszek jako para nastolatków sprawdzili się świetnie. Wybuchowi, lekko konfliktowi zakochani wprowadzili do fabuły trochę śmiechu i rozładowywali atmosferę, chyba dzięki temu ich bohaterowie pod koniec mieli szansę na normalne życie.
Gabe'a zagrał Maciej Dybowski, któremu długo nie potrafiłam dać szansy się wykazać, ponieważ pamiętałam innego Gabe'a, z poprzedniej wizyty. Teraz żałuję. Od początku podobała mi się gra Dybowskiego, jego ekspresja, mimika i dobrany do sytuacji ton głosu. Widać było, że czuje się swobodnie na scenie. Nie mogłam przywyknąć do wokalu, mimo że był niezwykle czysty. Z piosenki na piosenkę Pan Maciek pokazywał swój talent. Wyławiał go i oczarowywał. W przedostatniej piosence, gdzie jego bohater śpiewa z ojcem (ang. „I am the one") wspina się na jakieś niewidoczne wyżyny i uświadamia mi, że jest niesamowicie uzdolniony, a potem przypieczętowuje to w ostatniej piosence. Teraz wiem dlaczego. Dopiero pod koniec Gabe ma szansę zaśpiewać solówkę do muzyki zdecydowanie spokojniejszej, w której nie ma rozpraszaczy w postaci gwałtownych brzmień i innych głosów. Gratuluję Panie Maćku. Jestem nową fanką. Takie dochodzenie powoli do wewnętrznego piękna dla mnie było czymś magicznym. Być może inni pokochali Dybowskiego od razu. Dla mnie osobiście rozkwitał jak kwiat z niepozornego pąka.
Czy normalna rodzina istnieje? Tego nie wiem. Natomiast wiem, że polecam musical „Next to normal", bo jest w nim wszystko czego potrzebuje spragniony sztuki widz. Świetna muzyka, dialogi, niesamowite kreacje aktorskie, fabuła, która chwyta za serce, czasem rozbawi lub wzruszy. Oprócz tego spektakl mówi w imieniu chorych i uświadamia nam prawdy życiowe. Nie jest to przedstawienie odstresowujące, ale mimo tego magiczne.
Na jego magię składają się te czynniki, które wymieniłam wyżej oraz prawda, która puka ze sceny do serca i rozumu widza.