Normalna rodzina
"Sekretne życie Friedmanów" - reż. Marcin Wierzchowski - Teatr Ludowy w KrakowieMarcin Wierzchowski, Daniel Sołtysiński „Sekretne życie Friedmanów", reż. Marcin Wierzchowski, Teatr Ludowy w Krakowie
„Sekretne życie Friedmanów" jest spektaklem udanym i przemyślanym, który opiera swoją siłę na niejednoznaczności i ciekawej formie. Otwiera Teatr Ludowy na niezwykle szerokie spektrum widzów, poruszając odważne tematy w sposób, który wzbudza zainteresowanie i porusza. Bez wątpienia jest to realizacja, która każe bliżej przyjrzeć się nadchodzącym realizacjom nowohuckiej sceny.
W roku 1998 na ekrany kin trafił „Festen" (reż. Thomas Vinterberg) – przejmujący obraz traumy związanej z brutalnością, jakiej może doświadczyć dziecko ze strony dorosłego. Czternaście lat później, duński reżyser powrócił to tematu pedofilii w „Polowaniu" – tym razem przyglądając się osobie, która jest podejrzewana o skrzywdzenie małej dziewczynki. Struktura obu filmów była jednak oparta na solidnych fundamentach pewności, co do winy bohaterów – w pierwszym z nich wiemy, że do tragedii doszło; w drugim z niemal całą pewności jesteśmy przekonani, że oskarżenia rzucane na bohatera są bezpodstawne. Historia, która leży u podstaw „Sekretnego życia Friedmanów", które od 19 listopada 2016 roku możemy oglądać na deskach Teatru Ludowego w Krakowie, nie jest już tak jednoznaczna; a wina Arnolda i Jesse'ego Friedmanów, którzy po koniec lat 80' ubiegłego stulecia zostali skazani za szereg przestępstw o charakterze seksualnym, może budzić wiele wątpliwości. Jednak prawdziwą siłą spektaklu Marcina Wierzchowskiego, jest właśnie to, że mimo pozornego poszukiwania winy w istocie nic o niej nie mówi.
Autorzy przedstawienia wrzucają nas w środek dramatycznych wydarzeń, których początek miał miejsce w 1987, gdy w domu szanowanego nauczyciela znaleziono czasopisma z dziecięcą pornografią. Stawiają nas obok członków rodziny Friedmanów, śledczych, adwokatów, sędziów i zabierają w podróż po mieszkaniu oskarżonych, sądzie, miejscu zbrodni, komisariacie policji. Podróż dosłowną, bowiem przemieszczamy się po zaaranżowanych z niebywałą zręcznością scenograficzną pomieszczeniach dawnego budynku technicznego Teatru. Naszym przewodnikiem jest Andrew Jarecky (Ryszard Starosta) – reżyser dokumentu „Sprawa Friedmanów", będącego bezpośrednią inspiracją do powstania przedstawienia. Z jednej strony bohaterowie mówią do nas i zwierzają się ze swoich problemów, z drugiej możemy podglądać ich w sytuacjach, w których prawdopodobnie nie mógł zobaczyć ich nikt inny. Krótko mówiąc dostajemy wszystko co potrzebne, aby wyrobić sobie na ich temat zdanie i wewnątrz własnych sumień wydać wyrok. Złudnym jednak jest przekonanie, że będziemy w stanie to zrobić.
Wierzchowski i Sołtysiński – autorzy dramaturgii do spektaklu – po mistrzowsku balansują na cienkiej i kruchej linii obiektywizmu, zestawiając ze sobą argumenty tych, którzy od początku widzieli we Friedmanach uosobienie zła, i tych po dziś dzień wątpiących w to co zarzucano Arnoldowi i Jesse'emu. W każdej kolejnej scenie zwodzą nas ku jednoznaczności, aby chwilę później zderzyć z faktem, pokazującym zupełnie inne oblicze całej sprawy. Osiągnięto dzięki temu efekty dwojakiego rodzaju. „Sekretne życie" od początku do końca (tego niemal trzygodzinnego spektaklu!) buduje wśród uczestników napięcie, oparte na uwewnętrznionej potrzebie odkrycia prawdy (która, co jest kolejnym atutem, nie zostaje odkryta), ale przede wszystkim zabieg ten otwiera przestrzeń dla zupełnie innego patrzenia na całą historię, nieograniczającego się do osądzania ojca i syna.
„Sekretne życie Friedmanów" porusza bowiem tematy dużo szersze i powszechniejsze, niezamykające się w ramach tego konkretnego przypadku. Jest to także spektakl stanowiący doskonałe studium rodziny, w której tłumione problemy i ukryte zależności ukazują się, i uderzają w jej członków ze zdwojoną siły wraz z doświadczeniem potężnego wstrząsu. W sposób szczególny na pierwszy plan wyłania się tu postać matki (Małgorzata Kochan). Jest to postać rozerwana między lojalnością wobec człowieka, z którym spędziła wiele lat życia, a wstrętem wobec tego o co jest oskarżony. Co więcej, sytuacja, w której się znalazła jest silnie naznaczona przez obojętność, jakiej doświadczała ze strony swojego męża oraz niezrozumienie i agresję płynącą ze strony synów, stojących murem za bratem i ojcem. Jej niezmiernie ciekawa postać burzy wewnętrzną zgodność rodziny, przełamując odrzucenie tego co na Friedmanów spada za sprawą wymiaru sprawiedliwości, mediów i opinii publicznej; aby równocześnie, pozostając przy swoich najbliższych, utrwalać (świadomie czy nieświadomie) wizerunek normalnej rodziny, w której do tego typu dramatu nie miało prawa dojść.
Spektakl Teatru Ludowego intryguje także sposobem w jaki został przedstawiony sam problem pedofilii. W żadnym razie nie usprawiedliwiając zjawiska, poddaje on refleksji to czym w istocie pedofilia jest i co to znaczy być pedofilem. „Pedofilem nie jest więc tylko ten, kto molestuje dzieci" – czytamy w programie przygotowanym przez Teatr, a na scenie widzimy Arnolda – człowieka, który (abstrahując od tego czy swoim popędom uległ czy nie) jest słaby, zniszczony i przerażony. Każe to zastanowić się nad prawdziwością konstruowanych przez naszą wyobraźnie (przy niemałym udziale mediów) obrazów potwora, kojarzących się nam z pojęciem pedofilii. Błędne pojmowanie zjawiska jakim jest pedofilia, leżące u podstaw tworzenia mechanizmów jej zwalczania, może natomiast doprowadzić do znacznego obniżenia jego efektywności. Przestępstwa o tak dramatycznym wymiarze i skutkach w sposób szczególny nie mogą być przedmiotem medialnego i społecznego polowania na czarownice (które w przypadku Friedmanów z pewnością do pewnego stopnia miało miejsce), a raczej wnikliwego i dogłębnego śledztwa, opartego na racjonalnych, nie emocjonalnych wyborach.
Starając się znaleźć określenie, które w sposób idealny opisywałoby „Sekretne życie Friedmanów", trzeba podkreślić, że największym i podstawowym atutem spektaklu jest to, że jest on gruntownie przemyślany. Twórcy poruszają się w obszarze materii niezwykle delikatnej, unikając popadnięcia w skrajności, a jednocześnie ubierają poruszaną tematykę w oryginalną i atrakcyjną dla odbiorcy formę. Marcinowi Wierzchowskiemu udało się osiągnąć niezwykły i raczej niespotykany efekt, połączenia cech zupełnie różnych typów przedstawień, dzięki czemu czas spędzony w Teatrze Ludowym zadowoli bardzo różnych widzów teatralnych (a i tych, którzy w teatrze bywają raczej sporadycznie). Krótko mówiąc – warto odwiedzić Nową Hutę.