Normalny teatr
rozmowa z Dominiką Knapik, Dominikiem Nowakiem i Piortem Siekluckim- Tak, nie burzymy świata. Tworzymy po prostu konsekwentny i kreatywny teatr, w którym będziemy robili nowe rzeczy, oraz takie, które nie mieszczą się w instytucjonalnych teatrach mieszczańskich - o Teatrze Nowym w Krakowie mówią jego twórcy - Dominika Knapik, Dominik Nowak i Piotr Sieklucki
JOANNA JOPEK: "Filozofia w buduarze" to ciekawy wybór repertuarowy, jak na 3 maja...
WSZYSCY (śmiech).
Dominika Knapik: No tak, ale publiczność, jak widzisz, dopisała.
JOPEK: Mija drugi rok istnienia Teatru Nowego - chyba już czas, żeby mówić o programie sceny, która jest dobrze w Krakowie zadomowiona... Ktoś napisał, że jest to teatr "repertuaru środka": trochę najnowszej dramaturgii, trochę przedstawień, na które każdy się może wybrać. Mnie się wydaje, że tak "Versus", jak "Filozofia w buduarze" nieco zmieniają ten kurs...
PIOTR SIEKLUCKI: Myślę, że oba tytuły są spektaklami, które powinny tu powstawać. Trzeba pamiętać, że jesteśmy teatrem stale ubiegającym się o dotacje na kolejne projekty, więc nie możemy sobie wybierać repertuaru zupełnie dowolnie. Możemy realizować tylko te pomysły, na które możemy dostać pieniądze. O dziwo, premierę według Markiza de Sade\'a chciało wesprzeć zarówno Ministerstwo Kultury, jak Urząd Miasta, co chyba świadczy o tym, że nie wiedzą, co to jest. Ale dzięki wsparciu tych jednostek powstał doskonały spektakl.
JOPEK Może to raczej bezpruderyjność? (śmiech)
SIEKLUCKI No tak (śmiech). Rzeczywiście, i "Versus", i "Filozofia" zmieniają kierunek naszego teatru. Jak sądzę, na ten właściwy. Właśnie taki powinien być ten teatr: opowiadać o czymś ważnym, nie przebierać w środkach. Teatr, który może budzić niesmak. Widz nie dostanie tu teatru mieszczańskiego czy jakiegoś kabaretu, ale może zetknąć się z dobrą literaturą, fantastycznymi młodymi aktorami i czymś, co ma szansę obejrzeć po raz pierwszy, jak w przypadku de Sade\'a. Oczywiście, jest problem, żeby pokazać ten spektakl gdzie indziej, bo dyrektorzy boją się go zapraszać. A my nie mamy nic do stracenia. Chciałabym po prostu, żeby Teatr Nowy oznaczał dobrą jakość teatru. Mam poczucie, że ta energia, która się pojawiła przy tych dwóch spektaklach, to jest dobry trop.
DOMINIK NOWAK Pierwszy raz się spotykam z określeniem "teatr środka". Zastanawiam się, skąd to określenie, które wydaje mi się trochę krzywdzące. Na pewno mamy w repertuarze takie spektakle, na które może przyjść każdy i dobrze się bawić, ale i one nie są robione najprostszymi, mieszczańskimi środkami.Wydaje mi się, że szczególnie wystrzegamy się takiego skojarzenia - "teatr środka", czyli jakieś mieszczaństwo. Jesteśmy wszyscy przeciwni takiemu modelowi. Jeśli to się przydarza, to raczej jako wypadek przy pracy, a nie jakaś tendencja.
JOPEK Nie jestem pewna, czy dobrze mnie zrozumiałeś: to nie jest zarzut. Łukasz Drewniak, który tak określił wasz repertuar, też nie używał tego określenia w pejoratywnym znaczeniu. Chodziło raczej o to, jest to fajna inicjatywa ludzi, którzy chcą coś ciekawego zrobić, oparta na różnorodności propozycji, ale nie posługująca się retoryką "wietrzenia Krakowa", itp.
NOWAK Myślę, że chodziło o to, że nie mamy zamiaru wyważać otwartych drzwi. Według przekonania Drewniaka i "środowiska" nie ma tutaj rewolucji, prawda? Tak, nie burzymy świata. Tworzymy po prostu konsekwentny i kreatywny teatr, w którym będziemy robili nowe rzeczy, oraz takie, które nie mieszczą się w instytucjonalnych teatrach mieszczańskich.
SIEKLUCKI Może w określeniu "repertuar środka" (jak zwał, tak zwał) chodzi o to, że jest de Sade i jest Herbert, jest Czechow i jest Brecht, jest Ibsen i Dea Loher. Zawsze, podejmując działanie, podejmuje się pewnego rodzaju ryzyko, nigdy do końca nie wiadomo, co powstanie. "Filozofia w buduarze" mogła być równie dobrze żenującym spektaklem, a świetna literatura Czechowa mogła kiepsko wyjść na scenie...
JOPEK Mówiłeś, że "Versus" i "Filozofia..." to dobry kierunek. Kiedy zobaczyłam obydwa spektakle, pomyślałam, że to nie tylko ciekawy zwrot tematyczny, ale też ciekawe wykorzystanie "niedogodności" tej sceny, jej ciasnoty, bliskości... Scenę, na której nie można za bardzo poszaleć scenograficznie, wykorzystujecie w pełni przez choreografię; bardziej zostają wyakcentowane sensy cielesne. Dominiko, jak w tej przestrzeni przebiegała praca nad choreografią?
KNAPIK Faktycznie, scena jest mała, czego też choreograficznie nie można bardzo mocno zmienić. Chociaż, kiedy graliśmy "Versus" w Warszawie, poczułam, jak ważna jest przestrzeń - moim zdaniem, pokaz na scenie przy Wierzbowej to nie był ten spektakl. "Versus" to była nasza pierwsza wspólna praca z Radkiem Rychcikiem i zdarzył się chyba jakiś mały cud. Nie znając się prawie zupełnie, zaczęliśmy pracować z dużym zaufaniem do siebie i bardzo równo. Byłam na wszystkich próbach, a nie tak, jak zazwyczaj jest,gdy choreograf przychodzi na tydzień przed premierą, ustawia kankana albo sposób w jaki pani siedzi na krześle. Pomysł chyba chwycił. Z tego co słyszę po reakcjach, spektakl się podoba..
NOWAK "Versus" powstał w ramach projektu "Brecht Klasyka 6x5". Założeniem było, że robimy "wielką" klasykę na trzydziestu metrach kwadratowych, za około trzydzieści tysięcy i z ludźmi, którzy mają około trzydziestu lat. Założyliśmy także, że twórcom wszystko wolno w ramach tych trzech fizycznych ograniczeń. Co można zrobić na takiej scenie? - to jest wyzwanie.
KNAPIK Mnie ciekawi coś innego - zupełnie nie odpowiada mi teatr gadających głów, a w "Versusie" spełniły się moje marzenia. Nie grałam, robiłam tylko choreografię - ale pewna metoda, którą znaleźliśmy na to, jak dojść od słowa do ciała albo od ciała do słowa, była dla mnie w tamtym momencie idealnym spełnieniem się. A potem pojawiła się kolejna propozycja. Bohdan Hussakowski był na "Versusie" i spodobało mu się, jak bezkompromisowo zostało tam użyte ciało... Miał też trochę problemów obsadowych - aktorki rezygnowały. Gdy do mnie zadzwonił, byłam trochę zdziwiona, bo dawno nie grałam w teatrze. Nie wiedziałam, czy mam grać, czy robić choreografię - powiedział, że i to, i to. Wcale nie jest łatwo robić te dwie rzeczy równocześnie.
SIEKLUCKI Ale mając tak sprawnych aktorów...
KNAPIK Oczywiście, mając aktorów tak wybitnych fizycznie to zupełnie inna sytuacja (śmiech). Paradoksalnie, wydawało mi się oczywiste, że wielki teatr w Polsce będzie potrzebował choreografii, ale... Może to jest dobry moment, żeby się trochę wyładować i powiedzieć, co myślę o roli choreografii w polskim teatrze. Ostatnio byłam na spektaklach Need Company w Łaźni Nowej i słyszałam peany tych wszystkich krytyków, którzy się znają na teatrze... że to jest wspaniałe, że wybitne, że w Belgii rozumie się to połączenie: że nie aktorzy są na scenie, ale tancerze i śpiewacy... Potem jako choreograf idę do dużego, instytucjonalnego teatru w Polsce i widzę kompletne niezrozumienie: "choreografia? to jest takie coś, co się do muzyki robi, bo jak nie do muzyki robi, to już nie jest choreografia".To jakaś schizofrenia. Mam wrażenie, że choreografia postrzegana jest jak dodatek, że przyjdzie pani albo pan i ułoży parę kroków... A jak przyjeżdżają spektakle z Zachodu, wtedy się ludziom podoba, widzą, że może być ciekawie użyte. Tymczasem na własnym podwórku mało kto chce, jak Teatr Nowy, spróbować tego eksperymentu, naprawdę dać ludziom przestrzeń. Wydaje mi się, że jedna z najmniejszych scen w Krakowie wypłynęła bardzo ciekawie pod względem choreograficznym.
JOPEK To ciekawe, że w rozmowie ciągle pojawia się wątek przeciwstawiania się. Zastanawiałam się, z jakiej potrzeby rodzi się taki teatr. Śledząc go cały czas, od powstania do dziś, miałam raczej wrażenie, że to jest pozytywna siła: energia, bezpretensjonalność, pokazywanie nowego... Nowy to fajne miejsce dlatego też, że młodzi aktorzy mogą zagrać, młodzi reżyserzy coś sprawdzić, wypróbować siebie...
NOWAK Wychodzę z założenia, że to my jesteśmy normalnym teatrem. Teatr ma służyć społeczeństwu, miastu. Teatr jest po to, żeby robić przedstawienie na dziś, pokazywać nowe trendy, ciągle pracować... A teatr mieszczański służy temu, żeby klepać po pupie starszych panów i panie, którzy byli dwadzieścia lat temu w sile wieku mówić im "nie, nie, wszystko jest w porządku, nic się nie zmieniło". To, że teatr mieszczański jest w przewadze, uważam za jakąś chorobę społeczną, mam awersję do spektakli niektórych krakowskich teatrów.
KNAPIK Zupełnie nie rozumiem takiego kategoryzowania. Albo jest ciekawy teatr, albo nieciekawy, a nie mieszczański i niemieszczański. Nie obchodzi mnie, czy jest antymieszczański czy antyklerykalny - interesujące jest tylko to, czy wciąga.
SIEKLUCKI Ale powstaje pytanie: dla kogo jest ciekawy?
KNAPIK Patrząc na dzisiejszą widownię, właściwie nie wiedziałam, co to są za ludzie. Zastanawiacie się, kto przychodzi na spektakl? Przecież na tym spektaklu nigdy jeszcze nikt nie zrobił skandalu, nie wyszedł trzaskając drzwiami...
SIEKLUCKI Myślę, że powoli zaczynamy już mieć swoją publiczność, jak każdy teatr w Krakowie... STU ma swoją publiczność - starsze panie w garsonkach, które przychodzą na kabaret albo wielkiego Dostojewskiego, płacąc za to gigantyczne pieniądze. Teatr im. Słowackiego ma swoją publiczność, która przychodzi pocałować te złote klamki. I my mamy swoją, która przychodzi "do nory", do teatru znajdującego się w jakimś podpiwniczeniu, ale robiącego fajne rzeczy. Często widuję po raz kolejny te same twarze - ludzi, którzy przyprowadzają swoich znajomych i tak to idzie dalej... Właściwie to wszystko bardzo naturalnie zaczęło się kręcić. Jeszcze rok temu, pamiętam dni 2-3 maja, gdy graliśmy "Pana Jaśka" - nasz pierwszy spektakl. Nie mieliśmy publiczności, był straszny dramat. A teraz: na spektaklach granych 2-3 maja były komplety. To już sukces: mamy swoją publiczność. Zupełnie odmienną od publiczności, powiedzmy, Teatru im. Słowackiego. Myślę, że tamta nie odnalazłaby się tutaj i odwrotnie.
JOPEK Ale, na przykład, także Stary Teatr ma swoją widownię, może nie tak różną od Waszej. Wydaje mi się, że Kraków jest dość trudnym miastem dla działania, choćby dla młodych aktorów. Czy powołanie Teatru Nowego wynikało z potrzeby stworzenia sobie miejsca?
NOWAK Właśnie nie. Wydaje mi się, że powstanie miejsca dla młodych ludzi to efekt uboczny tego zjawiska. Teatr Nowy wypełnił lukę. Weszliśmy w jakąś wielką pustkę, przestrzeń do zagospodarowania - dla normalnego, współczesnego teatru. Właściwie, żeby powstał ten teatr, nie trzeba było z czymś specjalnie walczyć. W Krakowie ta przestrzeń była po prostu wolna.
Przypomnij sobie, co się działo w Krakowie kilka lat temu, był to mocno prowincjonalny teatralnie ośrodek, a jeśli były jakieś inicjatywy, które mógłbym nazywam normalnym teatrem, to były to projekty, które pojawiały się i niknęły. W Starym Teatrze działo się sporo takich rzeczy.
SIEKLUCKI Druga rzecz: po prostu nie mieliśmy konkurencji. Warunki w Krakowie są bardzo trudne, jeśli nie ma kogoś, kto dałby przestrzeń, kto powiedziałby po prostu: ożywcie to miejsce. Mieliśmy szczęście - udało nam się poznać Janusza Marchwińskiego, z którym fantastycznie się dogadujemy, który udostępnił nam tę przestrzeń. Chociaż teraz szukamy większej sali, bo potrzeby są większe.
Robiąc ten teatr nie zastanawialiśmy się, czy będzie to teatr taki czy owaki, czy będzie promował to czy tamto, a tor myślenia będzie określony... Teatr wziął się z czystej potrzeby serca. Już na początku, kiedy byliśmy z Dominikiem i Anetą na I roku, zrobiliśmy "Grigę". I trzeba było coś dalej robić. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby mieć coś swojego. Własne miejsce, w którym można nie przejmować się wszystkim, co obok, co w innych teatrach, bo tu my jesteśmy najważniejsi - przecież tak się zawsze myśli, prawda? Teatr nie wziął się z jakiejś gigantycznej potrzeby pod szyldem "zmieńmy Kraków", wziął się z naszej lokalnej, uczuciowej potrzeby. Nikt z nas nie spodziewał się, że w ciągu dwóch lat powstanie scena, która będzie się liczyć na teatralnej mapie Krakowa.
To jest proces, w którym uczestniczy wiele osób. Na przykład nasza menadżer, Dana Bień, która pozyskuje środki - bez niej teatr nie istniał by. Czy nasz dyrektor techniczny Marek Kutnik, czy nasz Art. Director Łukasz Błażejewski. To jest miejsce, w którym siedzi kilku młodych ludzi, którzy robią to za zupełne grosze, ale mają z tego ogromną satysfakcję.
JOPEK Jak dobieracie reżyserów? Mam wrażenie, że to też siła tej sceny. Wybory nie do końca oczywiste, a - jak się okazuje - celne, na przykład Radek Rychcik i Szymon Kaczmarek?
SIEKLUCKI Reżyserów bierzemy ze szkoły, bo tak jest najłatwiej. Po prostu oglądamy spektakle czy egzaminy na Wydziale Reżyserii. Oni chcą pracować, decydują się chętnie na takie, a nie inne warunki. Bierzemy tych, którzy są tutaj, na razie nie z Warszawy, bo nas po prostu nie stać na zaproszenie młodego reżysera stamtąd - to są znacznie większe pieniądze, związane z dojazdami, zakwaterowaniem tutaj. Zresztą pojawiła się dziwna zależność: im tańszy spektakl, tym lepszy. Im więcej pieniędzy wydajemy na produkcję, tym gorzej wychodzi.
Nie staramy się wpływać na reżyserów co do obsady czy innych kwestii. Nie kontrolujemy, nie tylko przyjęcie przedstawienia się liczy. Jeśli reżyser zostaje zaproszony do współpracy, to już z pełnymi konsekwencjami tego wyboru.
JOPEK Jakie macie plany?
SIEKLUCKI Ostatnio zrobiliśmy "Re_kreacje Ibsen". Następny projekt, który Dominik przygotowuje, "Europa - sztuka bez granic" to kolejna edycja niemiecko-polskiego festiwalu. Później gramy całe wakacje - jako jedyny teatr krakowski mamy ustalony repertuar na cały lipiec i sierpień. To był złoty strzał: scena letnia, która nie sili się, jak inne teatry, tylko na coś lekkiego, kabaretowego albo muzycznego, albo w języku angielskim...
Gramy swój stały repertuar, od śmiesznego "Grigi" po skandalicznego de Sade\'a. Ludzie przychodzą na wszystko, w ubiegłym roku frekwencja latem była naprawdę świetna. To jest zupełnie inna publiczność, przychodzą głównie turyści. Nie jest to "nasza" publiczność, jakkolwiek by ją określać: środowiskowa, czy ta, która już nauczyła się tu bywać. Przychodzą ludzie, którzy po prostu przyjechali do Krakowa i myślą, że trzeba by jakiś teatr zobaczyć, a że gramy tylko my... Następnie szukamy środków na "Lubiewo" Michała Witkowskiego ( co okazuje się bardzo trudne) oraz przygotowujemy jubileusz Edwarda Linde-Lubaszenko. Spektakl, który reżyseruję z udziałem Edwarda i Joanny Senyszyn na podstawie "Lęków porannych" Grochowiaka, będzie mam nadzieję ważnym wydarzeniem.
NOWAK Nie wydaje mi się, żeby to byli przypadkowi widzowie. Może jedna trzecia to turyści, którzy chcą na wieczór "jakąś kulturę". Większość jednak wie, gdzie przychodzi. Nie ukrywajmy - nie jesteśmy blisko Rynku czy jakiegoś miejsca turystycznego. To jest sam koniec Kazimierza, tutaj trzeba chcieć przyjść.
Zabawne, że już od czterech lat gramy w wakacje i od tego czasu także w innych teatrach zaczęto powoli grywać spektakle w lato, robić projekty letnie. Poczuli oddech konkurencji na plecach. Kiedy zaczynaliśmy to robić, lato w Krakowie to był typowy sezon ogórkowy.
JOPEK Fajnie słyszeć tak optymistyczną opowieść...
SIEKLUCKI Nie ma co sobie wkręcać, że jest źle, jak jest dobrze. W naszym wypadku czego więcej oczekiwać? I tak mamy tyle produkcji w sezonie, że już nie ma miejsca na więcej. Spektakle są fajne, ludzie przychodzą, jesteśmy już zauważani przez urzędników. Miasto szarpnęło się na coś więcej w tym roku niż w zeszłym. Jest bardzo dobrze i nie ma powodów, żeby płakać czy narzekać. Doskonale się ze wszystkimi dogadujemy, żyjemy sobie bardzo miło, z fantastycznymi ludźmi. Potrzebujemy tylko większej przestrzeni. Żartujemy, że przejmiemy Teatr im. Słowackiego. Niech oni przyjdą tutaj, robić tę swoją nudę, my pójdziemy tam. Taki mamy plan (śmiech).
Piotr Sieklucki- Dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Nowego
Dominik Nowak- Z-ca dyrektora
Dominika Knapik- aktorka/ choreograf Teatru Nowego