Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka
"Don Juan" - aut. Molière - reż. Piotr Kurzawa - Teatr Polski w Warszawie„Don Juan" Moliera (przekład: Bohdan Korzeniewski) w reżyserii Piotra Kurzawy to bez wątpienia doświadczenie niezwykłe i zaskakujące. Choć nie od pierwszej chwili, ani sceny. W tym wypadku smak potrawy doceniamy w miarę trwania posiłku, a pełnego zachwytu doznajemy po wyłączeniu świateł.
Tytułowy bohater (Krzysztof Kwiatkowski) to nie tylko lowelas i bawidamek pierwszej wody. To również człowiek, który w nic nie wierzy, ani o nikogo poza sobą nie dba. Co prawda jest moment, w której wykazuje się życzliwością wobec żebraka (Michal Breitenwald), jest to jednak wyjątek potwierdzający regułę, a może wręcz obrazujący jego nieposkromioną pychę.
Opowieść zaczynamy od skojarzenia bohatera z popkulturowym don juanem, terminem który wszedł już do języka potocznego jako określenie na łamacza niewieścich serc. Taki tryb życia z pewnością bywa przyjemny, jednak nader często kłopotliwy. Don co i róż staje do konfrontacji z uwiedzionymi przez siebie kobietami (Dorota Bzdyla, Hanna Skarga, Ewa Makomaska) oraz opiekującymi się nimi mężczyznami lub mężami szukającymi pomsty za doznane krzywdy (Paweł Krucz, Krystian Modzelewski, Tomasz Błasiak, Dominik Łoś).
Mistrzowsko balansuje na linie erystyki równoważąc przeciwności butą i zdumiewającą pewnością siebie. Także wykorzystując do tego celu swego wiernego sługę – doskonały Adam Biedrzycki. Postępowanie młodzieńca nie znajduje akceptacji nie tylko u obcych, ale w kręgach swoich najbliższych – u wspomnianego sługi oraz ojca (Antoni Ostrouch), którzy starają się nakłonić bohatera do zmiany postępowania.
Molier za każdym razem udowadnia, że nie bez powodu jest nieśmiertelny. Jego sztuki po setkach lat wywołują śmiech, ale i potrafią uczyć. Są dla nas zrozumiałe, bo dotyczą kwestii, które pomimo upływu czasu pozostają niezmienne – ludzie źli wprawnie potrafią manipulować ludźmi dobrymi; ludzie wpływowi często mają złudne poczucie potęgi i nieuzasadnione przeświadczenie o własnej niezniszczalności.
Warto zgłębić tę historię nie tylko dla tekstu, o którego jakości świadczy sławne nazwisko autora. Spektakl bowiem błyszczy pod względem oprawy (Dekoracje i kostiumy: Małgorzata Pietraś) oraz aktorskim. Na pierwszy plan wybija się niezrównany Adam Biedrzyński, który podołał bardzo trudnemu zadaniu, które postawił przed nim reżyser. Przez całe przedstawienie bawił wybornie. Finał jednak to kazus bardziej złożony.
Im bliżej końca, tym widz czuje coraz więcej całkowicie różnych emocji. Nie tylko rozbawienie, co to to nie. Pojawia się obawa – między innymi przez perfekcyjną grę świateł i muzykę (Muzyka: Paweł Szamburski; Reżyseria światła: Jarosław Wardaszka), nawet strach, a w końcu nawet i obrzydzenie związane z postępowaniem głównej postaci. Wspomnianym zadaniem było... rozbawienie widowni kilka sekund po jakże dramatycznym i wstrząsającym finale. Uczucie szczerego śmiechu następujące po dojmującym osłupieniu, było całkowicie niezwykłe, bo było zupełnie czyste i niezmącone. Co wydawać by się mogło niemożliwe. Były to dwie osobne warstwy jak woda i olej. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyłem.
Chciałbym jeszcze przedłożyć kilka zdań na temat Krzysztofa Kwiatkowskiego, który wcielał się w tytułową rolę. Przyznam, że z początku nie byłem, co do tej kreacji przekonany. Jawiła mi się bowiem, jako sztuczna. Może nie kanciasta, ale na pewno w pewien sposób toporna. W przypadku Adama Biedrzyckiego od początku widziałem na scenie Sganarela, prawdziwego sługę. Główny bohater zaś był dla mnie aktorem na scenie. Nie wierzyłem w niego. Z czasem jednak – nie wiem, czy to moje złudzenie czy fakt – bohater jakby nabrał wiatru w żagle. Aktor stał się Don Juanem, człowiekiem, którego się nie lubi.
Człowiekiem, który odpycha, a nawet wywołuje w pewnym momencie wstręt do swojej osoby. Człowiekiem, którego jednak do pewnego stopnia nie sposób nie darzyć swego rodzaju estymą – to że tyle razy i tak zręcznie potrafił uniknąć kłopotów jest do prawdy niezwykłe, a myśli o podziwie pojawiają się w głowie widza mimowolnie i z racji na całokształt postaci wbrew samemu sobie. Krzysztof Kwiatkowski bez wątpienia wykonał wielką pracę, którą trzeba zdecydowanie docenić. Był Don Juanem – nieważne, że nie od razu.
Niezwykle się cieszę, że po raz kolejny mam za sobą wspaniały wieczór, a Państwu szczerze i zdecydowanie „Don Juana" w reżyserii Piotra Kurzawy w Teatrze Polskim mogę polecić!