Nostalgicznie o Odessie

"Dawno temu w Odessie" - reż. Łukasz Czuj - Teatr Współczesny we Wrocławiu

Łukasz Czuj z upodobaniem eksploruje właściwą teatrowi zdolność do wędrowania pod prąd upływu czasu. Widzowie Wrocławskiego Teatru Współczesnego mieli już szansę przyjrzeć się z nostalgią Paryżowi, do którego reżyser zaprosił ich przy okazji "Cafe Panika". Teraz Czuj wędruje do Odessy doby zmierzchu carskiej Rosji, przekonując publiczność, jak ważny - a zarazem trudny do osiągnięcia - w teatrze jest nastrój

Reżyser portretuje rzeczywistość, która skazana jest na zagładę. Dla półświatka żydowskich gangsterów nie ma bowiem miejsca ani pod rządami cara, ani, tym bardziej, w nowym, porewolucyjnym ustroju. Zaczerpnięta z powieści Izaaka Babla i Wiktora Jerofiejewa postać mafijnego króla Odessy, Beni Krzyka (Marcin Gaweł), symbolizuje więc pewien bezpowrotnie utracony wymiar ukraińskiego miasta. Krótkie scenki przeplatane utworami wykonywanymi przez Elektryczną Bandę Beni przybliżają widzom karierę gangstera – od pierwszych kroków w krymskim „biznesie” po tragiczny koniec – pozwalając jednocześnie zasmakować atmosfery wielokulturowego odeskiego półświatka.

Bo w spektaklu Czuja chodzi przede wszystkim o nastrój. Jak zaznacza sam reżyser, podtytuł „Prawdziwa historia” jest przewrotny, a „Dawno temu w Odessie” prezentuje rzeczywistość przez pryzmat nostalgii i fantazji. Stąd prostota fabuły i oddanie sceny piosence – cóż bowiem oddziałuje bardziej bezpośrednio niż muzyka? Czuj zatrudnił znakomitych instrumentalistów, jego aktorzy, spośród których na słowa uznania w szczególności zasługują Marta Malikowska i Anna Błaut, są zaś biegli w sztuce scenicznej interpretacji piosenek (niestety jednak albo umiejętności tej nie zawsze towarzyszy techniczne przygotowanie, albo problemy z dykcją należy tłumaczyć niewłaściwym nagłośnieniem). Przywodząca na myśl dokonania klezmerów, dopełniona prostą scenografią, nawiązującą do obskurnych wnętrz gangsterskich melin, muzyka hipnotyzuje widzów. Czuj proponuje im doświadczenie teatralne, umiejętnie operując magicznymi właściwościami sceny. Sukces ten jednak wiąże się z pewnym ryzykiem.

Każde wrażenie jest bowiem tyleż sugestywne, co ulotne. Stawiając na „impresjonistyczny”  wymiar teatru, Czuj musi więc liczyć się z kruchością  osiągniętego rezultatu. O delikatności tego produktu scenicznego przekonujemy się w finale spektaklu, który, niestety, narusza misterną konstrukcję nastroju. Na zakończenie reżyser przenosi nas do współczesnej odeskiej dyskoteki, zastępując klezmerski klimat parodią kultury nocnych klubów. Farsa, do tej pory przyprószona sympatyczną siwizną, rysuje się zbyt wyraźną kreską (Bolesław Abart w roli didżeja, „pornograficzny” t-shirt jednego z bywalców dyskoteki), a figura Żydowskiego Mściciela wprowadza, nieobecny wcześniej, pomimo nawiązania do bolszewickich prześladowań, nastrój gniewu i resentymentu.

Wydaje się,  że w ostatniej scenie załamuje się koncepcja spektaklu, który z urokliwego portretu na moment staje się czymś w rodzaju społecznej diagnozy, prezentującej krytyczne spojrzenie na otaczającą  nas rzeczywistość. Zapewne Teatr Współczesny jest, z tytułu nazwy, zobowiązany do artystycznej refleksji nad bieżącymi problemami. Nie spełni jednak tej funkcji, zapraszając na swoje deski Łukasza Czuja. Jego specjalnością jest bowiem sprawne operowanie nastrojem dla nakreślenia czarującego obrazu wycinka minionego świata. Reżyser proponuje widzom rozrywkę z nutką nostalgii a, sądząc po powodzeniu „Cafe Panika”, taki teatr jest skazany na sukces.

Urszula Lisowska
Dziennik Teatralny Wrocław
1 marca 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia