Novecento, Nowak, Sieklucki

"Novecento" - reż: Iwo Vedral - Teatr Nowy w Krakowie

"Novecento" to spektakl dla Teatru Nowego szczególny z co najmniej kilku powodów. Pokaz przedpremierowy był ostatnim przed przerwą związaną z ograniczeniem przez władze miejskie funduszy dla teatru (całe szczęście dziś sytuacja przedstawia się mniej dramatycznie niż miesiąc temu). Ale był też pierwszym, otwierającym, jak zapowiedział po oklaskach Tomasz Kireńczuk, nowy cykl teatru przy Gazowej, polegający na tworzeniu przedstawień jednego aktora. Debiut należał do, chyba najbardziej zasłużonego dla tej sceny aktora, Dominika Nowaka, który poprzez wcielenie się w rolę narratora, opowiedział widzom historię o artyście i jego losie.

Iwo Vedral stworzył spektakl bardzo oszczędny w środkach, a mimo to utrzymujący zainteresowanie widza na stałym poziomie. Na tle starej, wyblakłej zasłony, przypominającej kurtynę, widzimy prosty stolik ze sklejki, tandetny wazon ze sztucznym bukietem, szklankę wody i krzesło. Zasłona znajduje się blisko proscenium, przed nią zostało bardzo mało przestrzeni na samą grę. Ten zabieg wywołuje w widzu wrażenie oczekiwania na opadnięcie prowizorycznej kurtyny. Marzymy cały spektakl o tym, by naszym oczom ukazał się jazzowy zespół Novecenta, by zabrzmiała ta wspaniała muzyka, której, zgodnie ze słowami monologu narratora „przecież nie sposób opisać”. Chcemy poznać geniusza, choćby przez medium aktora. Nic takiego jednak się nie dzieję. Nowak toczy swoją opowieść, mówiąc różnymi językami. Na początku, wyraźnie wystylizowany na Elvisa Presleya (znak, że jego opowieść będzie wtórna, jak kolejne sobowtóry króla rock & rolla ?) krzyczy niczym showman z taniego teleturnieju, podśmiechując się idiotycznie. Jednak w tę pozę szybko wkradają się tony liryczne, niemal konfesyjne. Przez to pomieszanie nastrojów i zmianę masek (a także przez zakładanie i odkładanie okularów, sięganie po mikrofon i rezygnację z nagłośnienia) opowieść zostaje odarta z obiektywizmu. Dla twórców spektaklu nie najważniejsza jest sama treść historii (opowiadającej o genialnym, urodzonym na statku muzyku, który nigdy nie zszedł na ląd), ale pytanie o znaczenie narracji, o fragmentaryczność pamięci. 

W „Novecencie” pobrzmiewają też nuty osobiste. Pod koniec monologu, gdy dowiadujemy się, że główny bohater wybrał śmierć na statku, który miał zostać wysadzony, zamiast zejść jak reszta na ląd, obok wyszeptanego Novecento padają też inne nazwiska- między innymi nazwisko samego Nowaka. Poprzez ten zabieg do spektaklu wkrada się refleksja dotycząca kondycji artysty, nieustannej walki, jaką musi toczyć ze światem zewnętrznym, by robić to, co do niego należy. Tym sposobem spektakl stał się autokomentarzem twórców, dotyczącym sytuacji Teatru Nowego. W tej sytuacji kameralny charakter spektaklu wydaje się jak najbardziej na miejscu.

Katarzyna Pawlicka
Dziennik Teatralny Kraków
7 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...