Nowoczesny Lir we Współczesnym
"Król Lear" - reż: Cezarijus Graužinis - Wrocławski Teatr WspółczesnyWrocławski "Król Lear" to znakomite przedstawienie, na wysokim poziomie inscenizacyjno-aktorskim. Rzecz, z którą można podróżować przez kontynenty i wszędzie będzie zrozumiała i oklaskiwana. Teatr objazdowy i odjazdowy.
Znamienne, że w programie przedstawienia Bogusław Kierc, który gra tutaj postać tytułową, został wymieniony na miejscu ósmym, po paniach, wśród panów, według alfabetu. Lear bowiem jest, jest ważny, ale trudno powiedzieć, że to rola główna. Spektakl Cezarisa Graužinisa może burzyć porządek myślenia o inscenizacjach tej tragedii Shakespeare\'a. Są tacy, co otwierają szeroko oczy i po niespełna dwóch godzinach wychodzą zawiedzeni, rzucając "- Tragedia". Ale to nieprawda. Graužinis wymyślił zupełnie innego, własnego Leara, uszczuplając tekst, krojąc podteksty, wydobywając prywatny, a nie egzystencjonalny element. I stworzył jedno z najlepszych przedstawień sezonu.
Znajdujemy się raczej w domu wariatów niż w pałacu. Dziwaczne córki Leara recytują wyuczony tekst. Wszyscy, z wyjątkiem króla, brzmią od początku nienaturalnie. Gloucester (Szymon Czacki) mógłby wziąć udział w teatrzyku lalek lub animowanej bajce, podkładając piskliwy skrzek pod jakąś zrzędzącą postać. Edgar i Edmund zdają się być chłopcami specjalnej troski. Nie coś, lecz wszystko jest nie tak, a widz bije się z myślami: to już tak (nie tak) do końca czy przyjdzie moment, kiedy sztuka zbliży się do realności, Lear wygłosi swój słynny monolog. Bo że nie pojawi się Kent, jedyny rozsądny z Learowej galerii Shakespeare\'a, wiadomo od razu. Na rozum, rozsądek, przywiązanie, szczerość i współczucie niewiele tu przestrzeni. Mamy za to Błazna, który nie opuszcza sceny ani na chwilę (choć u stratfordczyka znika w trzecim akcie). Teraz to on (ona, Maria Czykwin) rozdaje karty, królowi pokazując głupotę, rządzę, nienawiść, zemstę, małoduszność, zazdrość. Lear ma u Graužinisa niewiele do powiedzenia, co wcale nie kłóci się z przesłaniem oryginału. Skoro sam się pozbawił władzy i wpływów, milczenie jest jego resztą.
"Król Lear" Wrocławskiego Teatru Współczesnego to tragikomedia o ludzkiej naturze, więc rzecz z ducha bardzo szekspirowska. Dzieci potrafią być okrutne wobec rodziców (i odwrotnie), człowiek łatwo się degeneruje, od świadomości do szaleństwa niedaleko, tak jak od życia do śmierci, od życia do teatru. Prawdy oczywiste, tysiąckrotnie w różnych Learach i nie Learach podawane. Mimo to wersja litewskich artystów zaskakuje. Zwłaszcza inscenizacyjną konsekwencją, także niezwykłą dbałością o detale (Edgar-Tomek ma komplementarne białe łzy na twarzy, gdy stoi obok Gloucestera, któremu z oczodołów płynie czarna maź). Cały czas gra muzyka Martynasa Bialobžeskisa, w jej rytmie dzieją się sceny z komedii i z horroru, z niemego filmu i teatru absurdu. Marijus Jacovskis tak wymyślił scenografię (z niesięgającymi nieistniejącego sufitu filarami), by była połączeniem zamknięcia i otwarcia, odzwierciedleniem kruchej stabilności ludzkich stanów. Nic dziwnego, że aktorzy poczuli sceniczną krew. Bogusław Kierc miał pewnie większe oczekiwania po koronnej roli teatralnych gwiazd, lecz potrafił przyjąć to, co mu Graužinis zostawił z tego tortu i bezbłędnie to zagrać. Partnerzy nie zostają w tyle, uważając, by groteskowa szarża nie zmieniła się w farsę. Krzysztof Boczkowski dużo ciekawiej wypada tu jako bękart Edmund niż w wiodącej roli z "Cementu", a jego teatralny brat Tomasz Cymerman (Edgar) rozbija w Learze aktorski bank, kreując najlepszą postać spektaklu. Maria Czykwin dostała najtrudniejszą rolę Błazna, z jednej strony podatną na przerysowanie, z drugiej wymagającą subtelności i dystansu. Czasami jeszcze przesadza, utrzymując przeponowy ton lub zbyt często udając klauna.
Wrocławski "Król Lear" to znakomite przedstawienie, na wysokim poziomie inscenizacyjno-aktorskim. Rzecz, z którą można podróżować przez kontynenty i wszędzie będzie zrozumiała i oklaskiwana. Teatr objazdowy i odjazdowy. To wartka współczesna opowieść o tym, że gdy chcemy porzucić swoją rolę, wystawiamy się na łaskę królewskiego żywiołu. Żywiołu życia.