Noworoczne remanenty

Sławomir Pietras w tygodniku Angora

Myślę o tych zjawiskach, które zaistniały w starym roku i po noworocznym remanencie przejdą na rok następny - pisze Sławomir Pietras w tygodniku Angora.

Przede wszystkim nowe inscenizacje perły naszej opery narodowej - "Strasznego dworu". O ile należy czym prędzej wyrzucić na śmietnik kosztowne warszawskie wypociny pana Pountneya, o tyle piękny spektakl Krystyny Jandy w Teatrze Wielkim w Łodzi [na zdjęciu] powinno się grać jak najczęściej, a najnowsza inscenizacja Marka Weissa (słusznie dawniej zwanego Grzesińskim) niechże wreszcie powstrzyma licznych oponentów jego działalności w Operze Bałtyckiej. Wśród protestów tego dotyczących list rodziców uczniów gdańskiej szkoły baletowej w sprawie odwołania dyrektora Opery, odczytałem jako sztubacki wygłup anonimowych dowcipnisiów. Sytuacja jest poważna i będziemy uważnie obserwować, jak zachowa się komisja konkursowa, jeśli Marek - co zapowiedział - stanie do walki o drugą kadencję. Gdyby nie przesada z Bałtyckim Teatrem Tańca i wielkością choreograficzną Izadory, miałbym więcej zaufania do kompetencji mojego dawnego współpracownika.

Bohater konfliktów w warszawskim teatrze "Studio" Roman Osadnik moim współpracownikiem wprawdzie nigdy nie był, ale znam go od dawna. Udzielałem mu nawet rekomendacji, kiedy przed laty, zajmując się sprzedażą biletów w Bytomiu i administrowaniem w Chorzowie, aplikował na stanowisko dyrektora Teatru Polonia w Warszawie. Żałuję. Pomyliłem się, mniemając, że młode lata są ważnym atutem, aby kierować teatrem. W remanentach występuje zjawisko spisywania na straty. To jest właśnie taki przypadek.

Z oddalenia obserwuję sytuację Opery Podlaskiej w Białymstoku, której kubatura znacznie przekracza wyobraźnię miejscowych decydentów, zwłaszcza w dziedzinie finansowania tego kosztownego przedsięwzięcia. Po katastrofie z jej poprzednim dyrektorem Roberto Skolmowskim mianowano również młodego, ale odpowiedzialnego, rozważnego i dobrze wyszkolonego w administracji i zarządzaniu Damiana Tanajewskiego. Jego dodatkowym atutem jest to, że pochodzi z Białegostoku, zna środowisko i region, jest pracowity i oddany operowej sprawie. Należałoby tylko postawić obok niego rzetelnego fachowca operowego, dobrze znającego repertuar, artystów, upodobania publiczności i koordynację pracy artystycznej. Nie musi to być gwiazda dyrygentury lub prorok reżyserii. Tacy - jak wskazują białostockie doświadczenia - albo rozgrzebią sprawę i narobią deficytu, albo trochę podyrygują, zawiną ogon i znikną.

Od czasu, kiedy Ewa Wycichowska zapowiedziała abdykację z Polskiego Teatru Tańca, nie mogę spać spokojnie. Przed czterdziestu kilku laty u boku Conrada Drzewieckiego współtworzyłem i przez sześć sezonów prowadziłem ten zjawiskowy, twórczy zespół, zaświadczający w świecie o sile i atrakcyjności polskiego baletu, złożony z wielu indywidualności, które następnie rozeszły się po kraju i zagranicy. Sytuację uratowała Wycichowska, która kierowała Polskim Teatrem Tańca aż 27 sezonów.

Kto teraz po niej? Broń Boże żadnych konkursów! Nie da się ustanowić w ten sposób następcy tak wielkich indywidualności. Trzeba szukać, rozważać i pertraktować najpierw w kraju. Może ktoś ze Szczecina, może z Gdańska? Pastor proponuje swoje warszawskie "stare meble", ale to wszystko nie to!

Za granicą działają z wielkimi sukcesami pedagogicznymi Tadeusz Matacz (Stuttgart), Anna Grabka (Zurich), czy Sławomir Woźniak w Arizonie. Ale czy któreś z nich rzuci wszystko, aby skazać się na baletową harówę w skłóconej Ojczyźnie? Oby tylko Polski Teatr Tańca nie dostał się w ręce byle jakie. To już lepiej teraz zakończyć jego blisko pół-wieczną działalność.

Na koniec noworocznego remanentu informacja, że mój przyjaciel Bogusław Kaczyński zdrowieje wprost proporcjonalnie do sukcesów PiS-u, na rzecz którego śle entuzjastyczne orędzia prosto ze szpitalnego łoża. Moja radość z poprawy jego zdrowia jest bezgraniczna. Natomiast coraz bardziej wątpię, aby odezwał się inny mój przyjaciel i wieloletni towarzysz teatralnej pracy Emil Wesołowski. Po mojej prośbie do Boga, aby wybaczył mu choreografię mazura do kuriozalnego warszawskiego "Strasznego dworu" - zamilkł jak zaklęty. Licząc na noworoczne cuda, mam jednak nadzieję, że się kiedyś odezwie.

Sławomir Pietras
Tygodnik Angora
30 grudnia 2015

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia