O Absolwencie, co się nie obronił

"Absolwent" - reż. Jakub Krofta - Teatr Dramatyczny w Warszawie

To nie byle jaka odwaga i wyczyn wziąć na warsztat utwór, który stał się ikoną, przenieść go z ekranu na deski sceniczne, postawić aktorów zaangażowanych w przedsięwzięcie w sytuacji oczywistych wręcz porównań z pierwotnymi odtwórcami głównych ról, i nie polec.

W przypadku "Absolwenta", w reżyserii Jakuba Krofty, odwagę zastąpił niestety brak inscenizacyjnego konceptu, a o wyczynie można mówić jednie ironicznie, w kontekście spektakularnej porażki i rozczarowania.

Nowy, odświeżający nieco oryginał, przekład tekstu autorstwa Jacka Poniedziałka na niewiele się tutaj zdaje, bo w samym realizacyjnym zamyśle ten spektakl rozjeżdża się już od samego początku. Można nawet powiedzieć, że ewidentny jest raczej brak reżyserii niż przemyślany i konsekwentnie zrealizowany pomysł autora dzieła scenicznego. Soczyście krwisty, pełen emocjonalnych meandrów i zakamarków romans młodego chłopaka, Beniamina, z o wiele starszą od siebie Panią Robinson, który pamiętamy tak dobrze z kina, na scenie Dramatycznego wypada po prostu niewiarygodnie i groteskowo. Niekiedy można nawet odnieść wrażenie, iż sporym nadużyciem jest w ogóle opowiadanie tej historii - w tym przypadku jednowymiarowej, płytkiej i nużącej. Fabuła, nie wiadomo dlaczego pocięta na urywki poprzez ciągłe wygaszanie świateł i zmiany dekoracji zbudowanych z przesadnym rozmachem i niczym nie uzasadnioną dosłownością w skali 1:1, bez cienia symbolicznego zamysłu, poważnie cierpi na tempie narracji, a widza skutecznie wytrąca się z właściwego strumienia uwagi i drażni na zasadzie - jeden krok do przodu, dwa wstecz.

Angażując do spektaklu dwoje początkujących aktorów - Annę Szymańczyk (Elaine) i Krzysztofa Brzazgonia (Beniamin) - reżyser powinien dołożyć wszelkich starań, by ciężką i mozolną pracą nad rolami, wykrzesać na tym etapie ich kariery aktorskiej maksimum potencjału gwarantującego przynajmniej wiarygodność kreowanych postaci. Tymczasem Krofta, zamiast przyznać się do błędu obsadowego i uniknąć aktorskiego blamażu, rzuca niedoświadczonych jeszcze artystów na głęboką wodę, patrząc jak toną w odmętach przerastającego ich wyzwania. W efekcie nie tylko główne, ale i drugoplanowe postaci wypadają jak wycięte z kartonu, a wiele scen przypomina poczynania amatorskiego teatru szkolnego. Jedynie rola Agnieszki Warchulskiej (Pani Robinson) ma w tym przedsięwzięciu jakąkolwiek wartość i aż szkoda tak dobrze zagranej postaci dla całej, już dużo mnie wyrazistej, reszty obsady. Tym bardziej, że rozdźwięk w grze aktorskiej momentami rodzi dysonans wprost trudny do zniesienia i logicznego zrozumienia - jak to w ogóle możliwe? Warchulska, jako jedyna, bez kompleksów i z niezbędną swobodą oraz pewnością siebie kreuje postać na tyle barwną, że mogącą konkurować z samą kreacją aktorską Anne Bancroft. Tworzy przy tym odrębny byt sceniczny, kompletny, spójny i poprzez swoją naturalność i autentyzm godny zaufania.

Jest w tym przedstawieniu zdecydowanie zbyt wiele scen konstruowanych jakby bez jakiejkolwiek kontroli, popadających w krzykliwie męczący chaos, który niczemu nie służy i wydaje się być dziełem zupełnie przypadkowym i nieuzasadnionym.

Wobec tak słabej jakości przedstawienia, opowiadana historia staje się po prostu anachroniczna, również w sposobie inscenizowania, i trudna do wyobrażenia w dzisiejszych czasach. A może trzeba sobie postawić pytanie, czy w tym całym kultowym podejściu do "Absolwenta" nie zatraciliśmy gdzieś po drodze smutnej prawdy, iż opowieść ta nie przetrwała próby czasu i we współczesnym świecie wydaje się śmieszna i nienaturalna? Czy w nowym pokoleniu tacy 21-latkowie jeszcze w ogóle istnieją? Jakie dylematy i emocjonalne problemy dotykają dzisiaj współczesnych równolatków Beniamina? Czy przy wpisanej w definicję młodości niedojrzałości emocjonalnej, nadwrażliwości na pewne zjawiska i nie zawsze umiejętność uporania się z tym, co szumi w młodej głowie, jest w tych ludziach wciąż potrzeba romantyzmu, jest bunt przeciwko narzucanym regułom, nonkonformizm, głód wiedzy i potrzeba poznawania różnorodnych smaków życia? Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że tak, nawet jeśli taki spektakl jak "Absolwent" wytrąca optymistom argumenty z rąk.

Marek Kubiak
Teatr dla Was
9 lipca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...