O afirmacji życia i śmierci

„Harold i Maude" - reż. Tomasz Man - Teatr Rozrywki w Chorzowie

„Harold i Maude" w Teatrze Rozrywki to pogodna komedia o afirmacji życia, którą najlepiej oglądać z odrobiną dystansu do teatru.

Wyreżyserowany przez Tomasza Mana spektakl powstał z udziałem Marii Meyer, która w tym roku świętuje 45-lecie pracy artystycznej. Aktorka, która na scenie Rozrywki obdarzyła nas dziesiątkami ról (i miejmy nadzieję, że wciąż będzie to robić), tu kreuje tytułową Maude - radosną panią w podeszłym wieku, która zaprzyjaźnia się z młodym, przybitym życiem Haroldem - w tej roli raczej zachowawczy i powiedziałabym stoicko pesymistyczny Jakub Wróblewski.

Charakteryzacją przypomina, podobnie jak jego nieco snobistyczna matka - pani Chasen (Aleksandra Gajewska) członków słynnej rodziny Addamsów. Oboje mogą też kojarzyć się z bohaterami makabrycznych, acz pociesznych filmów Tima Burtona - chłopak nosi się na czarno, co podkreśla bladość jego lica, i lubi bywać na pogrzebach, pani Chasen zaś ma bardzo mocny makijaż i czarne jak smoła włosy.

Kolorowa Maude jest ich przeciwieństwem. Maria Mayer w tej roli kipi pozytywną energią, rozdaje uśmiechy i uściski, jest jednocześnie szalona, przenikliwa (choć czasem udaje niemądrą) oraz na swój sposób powabna. Jej kreacja jest do tego stopnia udana, że jesteśmy w stanie uwierzyć w to, że młodzieniec zaczyna pałać do niej uczuciem. Mimo jej osiemdziesiątki na karku, której nadejście zmienia tor wydarzeń zaplanowanych przez Harolda. Pilny widz niemal od razu wychwyci, że Maude coś na tę okazję przygotuje.

Sama sztuka należy raczej do średnio "wyrafinowanych" pod względem dramaturgicznym i charakterologicznym (i jest to spektakl nie muzyczny, choć taper przygrywa na fortepianie w tle, a Maude raz czy dwa podśpiewuje). Można zżymać się na kuriozalną czarną fokę - ulubienicę Maude, bardzo "creepy" (straszne) i niedorzeczne samobójcze pomysły Harolda, przerysowane czasem zachowanie niektórych bohaterów (w szczególności księdza, który po scenie biega w - nie wiadomo właściwie dlaczego - przykrótkiej sutannie odsłaniającej gołe nogi), ale można też przymknąć oko na owe głupiutkie "wypełniacze" tej komedii i bawić się podczas niej razem z aktorami i aktorkami.

Wśród pań, prócz Marii Meyer, na pewno wyróżnia się także Anna Surma, która koncertowo (choć oczywiście z przegięciem) wciela się w trzy zupełnie różne, potencjalne dziewczyny Harolda. Do tego stopnia, że można pomyśleć, iż grają je trzy aktorki. Zabawna jest jak zwykle Izabella Malik jako ogrodniczka i pani sierżant. Ciekawie też odegrana jest służąca pani Chasen (Zuzanna Marszał).

"Harold i Maude" to pogodna komedia o afirmacji życia. O tym, że warto być otwartym na nowe znajomości i doświadczenia. O tym, że życie w każdym wieku może być ciekawe i dawać nam powody do zachwytu. To także sztuka o tym, że śmierć jest ważną częścią życia, że nie trzeba się jej bać.

Parafrazując Maud: człowiek "poznał już to co znane, chętnie pozna też to, co czeka na niego za horyzontem". Tę cenną lekcję warto zapamiętać na dłużej.

Marta Odziomek
Gazeta Wybocza - Katowice
30 listopada 2022
Portrety
Tomasz Man

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia