O Chopinie przy jego muzyce

"Czekając na Chopina" - reż. Michał Znaniecki - Opera Śląska w Bytomiu

Sala kameralna im. Adama Didury zmieniła się na ten jeden wieczór w XIX-wieczny salon mieszczański. Wszystko było tu prawdziwe – zabytkowa sceneria, bohaterowie (aktorki wcielały się w postacie historyczne), a widzowie popijając szampana przy stolikach, mogli poczuć jak goście spotkania, na które zaproszono Chopina.

Już na schodach Opery Śląskiej widz czuje się jak gość. U progu przywitała nas sama Maria Kalergis, (w tej roli niezwykle urocza Aleksandra Stokłosa) pytając także o nasze imiona, a Iwona Noszczyk w roli Delfiny Potockiej, zaproponowała nam wygodne miejsce w reprezentatywnej części sali. Spektakl zaczął się więc na dobre zanim wszyscy goście zdążyli się zebrać, wszystko po to, aby skrócić dystans między widzami a aktorami.

Centralną część tego salonu zajmował fortepian. Przy nim siedziała - George Sand (Joanna Kściuczyk-Jędrusik), która czekała na nas wszystkich, aby rozpocząć to show, którego zakończenia tylko ona mogła się spodziewać. George Sand i w życiu i tu na scenie była charyzmatyczna. Od pierwszej chwili doskonale potrafiła przykuć uwagę publiczności, kiedy na przykład nonszalancko wyjęła notatki Chopina na temat jego uczniów i zaczęła je na głos czytać, co z miejsca wprowadziło nas w tę nieco „plotkarską" konwencję spektaklu.

Ta konwencja miała w sobie coś z komedii. Kobiecej komedii, zwłaszcza kiedy później to uczennice Chopina przejęły spektakl - Maria Kalergis (wspomniana wcześniej Aleksandra Stokłosa, świetna sopranistka, w swej roli najbardziej charakterystyczna z wszystkich uczennic), Maria Wodzińska (Roksana Wardenga), która niestety dała się przyćmić innym uczennicom; Marcelina Czartoryska (Ewa Zug) – bardzo utalentowana pianistka, w której wykonaniu usłyszeliśmy wiele pieśni oraz Delfina Potocka, przyjaciółka kompozytora, która sypała anegdotami jak z rękawa. Świetnie wypadła Pauline Viardot (Anna Wiśniewska-Schoppa), którą można był usłyszeć w rzadko wykonywanej arii „Casta Diva"(utwór ten jest aranżacją jeden z operowych arii Belliniego), a poruszyła ona nas wszystkich, zwłaszcza, że towarzyszący artystce w chór zostali zaangażowani... widzowie spektaklu. Wspólnie wykonano również „Życzenie", w którym Pauline kolejny raz zrobiła niesamowity pokaz swoich zdolności - swoim aktorskim temperamentem i przerysowanym zachowaniem idealnie podkreśliła cechy stereotypowej wokalistki.

Wszystkie chórem, a czasem na zmianę starały się być kokietujące, zabawne, a dramaturgii temu spektaklowi dodawały, budując mistyczny obraz maestro w bardzo przerysowany sposób. Napięcie rosło z każdy kolejnym dzwonkiem, który doprowadzał uczennice niemal do omdlenia z ekscytacji, ponieważ spodziewały się w drzwiach Fryderyka Chopina. Były w tym wszystkim tak bardzo przekonywujące, że widz czuł niemal namacalnie tę niesamowitą otoczkę babskiego spotkania – z wszystkimi charakterystycznymi przepychankami i docinkami, a przede wszystkim – ich fascynacją osobą i kompozycjami Chopina, (które bardzo często, o czym się rzadko mówi, są właśnie im dedykowane). Tych kompozycji nie mamy okazji słuchać często - ze względu właśnie na użytkową rolę, jaką pełniły na takich właśnie wieczorach. Niesłusznie są zapomniane, bo w swej prostocie właśnie są- bardzo piękne.

Prawdziwym "gwoździem programu" był recital Michała Kryworuczko (wcielającego się w postać tajemniczego maestro) – świetnego pianisty, który wykonał nieznany szerszej publiczności utwór - "Hexameron". Na scenie opowiadał trochę o nim, zaznaczając czyjego autorstwa w danym momencie wykonuje wariację - a były to swoiste improwizacje sześciu wybitnych ówczesnych pianistów - Liszta, Thalberga, Herza, Czernego Pixies, a także Chopina, który (warto podkreślić – jako jedyny) dodał tej kompozycji nutę nostalgii. Była ona kontrastująca w porównaniu do wariacji pozostałych kompozytorów. Piorunujący efekt Chopin uzyskał poprzez... niewielkie środki wyrazu. I właśnie ta siła muzyki Chopina wprowadza słuchaczy - w stan refleksji. Wirtuozeria utworu to jedno, a niemałą sztuką jest wykonać utwór tak stylowo, dlatego Kryworuczce należą się wielkie brawa.

Spektakl może się okazać przygodą dla lubiących zabawę, otwartych na nowe doświadczenia, które odkrywają przed nami styl paryskich zabaw salonowych z XIX wieku. A zwłaszcza dla tych, którym biesiadny klimat takich spotkań nie przeszkadza.

Reżyser Michał Znaniecki zaproponował zupełnie nowe spojrzenie na Chopina. Zazwyczaj mówiąc o kompozytorze, myślimy o nim jak o maestro, o kimś dla nas zupełnie nieosiągalnym. W tym spektaklu jest również człowiekiem, który lubił kobiety, zabawę a nade wszystko - muzykę. I nawet jeśli jego muzyka ma funkcję użytkową to nie traci nic z idiomu muzyki mistrza – jego wielkiej siły rażenia.

Wiktoria Walerczyk
Dziennik Teatralny Katowice
7 maja 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia