O czym myślałem podczas "Hello, Dolly!"

Hello, Dolly!" - reż. Maria Sartova - Teatr Muzyczny Poznań

W roli tytułowej wystąpiła Grażyna Brodzińska. Niechże historycy polskiej sceny opiszą dla potomnych wszystkie jej wspaniałe sceniczne kreacje. Ja mogę tylko dziękować losowi, że pozwolił mi obserwować jej karierę od samego początku i do dziś nie ustawać w admiracji dla kunsztu, roztaczanego czaru, wielkiego talentu i najwyższego profesjonalizmu - o "Hello, Dolly!" w Teatrze Muzycznym w Poznaniu pisze Sławomir Pietras w Angorze.

Mało kto wie, że pierwszą Dolly była nie filmowa Barbra Streisand (cóż za wspaniała ekranizacja tego musicalu), tylko 94-letnia dziś Carol Channing. Również u nas, zanim zaistniała najsłynniejsza w Polsce Dolly - Barbara Kostrzewska, rolę tę w różnych teatrach wykonywały Maria Artykiewicz (Gliwice 1972), Irena Brodzińska (matka Grażyny) i Maria Popławska (Szczecin 1972), oraz Maria Wałcerz (Wrocław 1974).

We Wrocławiu byłem związany z tą produkcją w fazie jej przygotowań. Jeździliśmy z Barbarą Kostrzewską do Berlina oglądać "Hello, Dolly!" z Gisellą May w Metropoltheater. Ta realizacja podobała się najbardziej ówczesnej szefowej artystycznej Operetki Dolnośląskiej. Kostrzewska wysłała na specjalne stypendium swego ulubionego reżysera Leona Langera w celu skopiowania tej inscenizacji. Leon wprawdzie nie skopiował berlińskiego spektaklu, ale stworzył we Wrocławiu widowisko o podobnym rozmachu, wdzięku i stylu, z choreografią Barbary Bittnerówny i ze Stefanem Rachoniem przy pulpicie dyrygenckim.

Do dziś utrzymuję kontakt z sędziwą Gisellą May, każdorazowo wyrażając jej wdzięczność za wspaniały gest wobec Barbary Kostrzewskiej. W dniu naszego przyjazdu do Berlina dla obejrzenia "Dolly", Giselle spotkało wielkie nieszczęście. Kilka godzin przed spektaklem zmarła jej ukochana matka. Z oczywistych powodów postanowiono spektakl odwołać. Jednak gdy niemiecka gwiazda dowiedziała się o wizycie polskiej koleżanki, zdecydowała się mimo wszystko zagrać. Zagrała wspaniale, a po spektaklu przyjęła nas w garderobie. Obie z Barbarą najpierw płakały, a potem rozmawiały długo i serdecznie.

Myślałem o tym wszystkim, siedząc wśród rozentuzjazmowanej publiczności na marcowych spektaklach "Hello, Dolly!" [na zdjęciu] w poznańskim Teatrze Muzycznym, przeżywającym zaskakujący, zadziwiający, pełen udanych nowości renesans. Potwierdza to starą teatralną zasadę, że wystarczy jedna mądra i trafiona personalnie zmiana, a natychmiast otrzymuje się nową jakość w zbiorowych poczynaniach. W tym przypadku jest nią nowy dyrektor Przemysław Kieliszewski. Z zespołem takim, jaki zastał, natychmiast zabrał się do roboty, nie kazał długo czekać na pierwsze sukcesy (Domingo w Poznaniu, "Orfeusz w piekle", "Jekyl & Hyde") i szybko uzupełnił kadrę kierowniczą, trafnie dobierając grono najbliższych współpracowników: Adam Banaszak (kierownik muzyczny), Katarzyna Liszkowska (kierownik literacki i koordynator), Zbigniew Łakomy (kierownik techniczny), Agnieszka Nagórka (dyrygent i korepetytor).

A "Hello, Dolly!"? Wiązanie którejkolwiek muzycznej produkcji z nazwiskiem, talentem, uporem i kompetencją Marii Sartovej to gwarancja sukcesu i długotrwałego powodzenia. Tak było również tym razem. Wybitna śpiewaczka, pedagog, reżyser z referencjami samego Bronisława Horowicza, przy tym artystka wychowana i wykształcona w najlepszych gremiach sztuki operowej, operetkowej i musicalowej na Zachodzie, pozostawiła na poznańskim zespole piętno wysokiej próby profesjonalizmu w warstwie inscenizacyjnej, ruchowej, wokalnej oraz - co ważne w musicalu - dykcyjnej, dialogowej i wyrazistości podawanego tekstu. Przywiozła z sobą z Paryża scenografa Yves'a Colleta, z którym pracuje na francuskich scenach. Artysta - jak nikt inny przedtem - rozwiązał trudne problemy przestrzeni scenicznej, a Barbara Ptak świetnie ubrała w kostiumy liczne grono wykonawców. Adam Banaszak dyrygował z wigorem, udzielającym się dobrze grającej orkiestrze, a choreografia Jacka Badurka skutecznie eksponowała urodę tancerek i elegancję tancerzy, wśród których dojrzałem Cegiełkowskiego i Manowskiego, moich dawnych współpracowników jeszcze z Opery.

W roli tytułowej wystąpiła Grażyna Brodzińska. Niechże historycy polskiej sceny opiszą dla potomnych wszystkie jej wspaniałe sceniczne kreacje. Ja mogę tylko dziękować losowi, że pozwolił mi obserwować jej karierę od samego początku i do dziś nie ustawać w admiracji dla kunsztu, roztaczanego czaru, wielkiego talentu i najwyższego profesjonalizmu.

Podobali mi się również: Maciej Ogórkiewicz (Kornel), Anna Lasota (kapeluszniczka Molloy), Wiesław Paprzycki (Horacy) i Agnieszka Wawrzyniak (Dolly w II obsadzie).

Sławomir Pietras
Tygodnik Angora
21 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia