O „dżemie" po słowacku

„Chiński maharadża", reż. Klaudyna Rozhin, Divadlo Kontra

Literatura górska, to specyficzny rodzaj, który zabiera nas w świat opowieści o działaniach w skałach, lodzie i śniegu. Czytamy zwykle o zmaganiach z żywiołami, o czekaniu na pogodę, ale też – o partnerstwie, wspólnym działaniu. Wojciech Kurtyka napisał książkę zupełnie inną. „Chiński maharadża" to swego rodzaju metaforyczny majstersztyk, który porusza tematykę „dżemu" – nieokreślonego lęku, który jest w człowieku.

Czytamy o zmaganiach z samym sobą w sprawach najprostszych. Kurtyka prowadzi nas krętą ścieżką psychiki wspinacza-filozofa i tą ścieżką zapragnęła podążyć reżyserka Klaudyna Rozhin. Wraz z teatrem Divadlo Kontra stworzyła monodram, którego polska premiera miała miejsce w ramach 12. Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem.

Niemal wprost z zatłoczonych jak zwykle Krupówek znikamy we wnętrzu małego Kina Giewont. Siadamy w miękkich fotelach i patrzymy na scenę, na której tym razem nie zobaczymy filmu. Widzimy czarne krzesło, a za nim fragment sztucznej ścianki wspinaczkowej. Po lewej stronie leży niebieski plecak. Światło zostaje wygaszone, a po zapaleniu widzimy siedzącego na krześle mężczyznę. To Peter Čižmár, który gra rolę Wojtka Kurtyki – narratora i bohatera opowieści.

Aktor ubrany jest w czarną koszulkę, szare spodnie i kolorowe buty podejściowe. Spektakl jest w języku słowackim, więc z jego ust słyszymy fragmenty książki Kurtyki w tłumaczeniu na ten język. Ten, kto jest świeżo po lekturze lub po prostu dobrze zna książkę (pomijam teraz znajomość samego języka) – będzie w stanie wyłapać, w którym miejscu opowieści znajduje się bohater. Monodram jest oszczędny w środkach: mamy tu wykorzystane fragmenty muzyczne, które podkreślają nastroje oraz delikatną grę światłem. Bohater z plecaka wyciąga potrzebne rekwizyty, wszędzie unoszą się też opary magnezji od niemal ciągłego nacierania nią rąk.

Sam sceniczny Kurtyka na początku nie wykazuje wiele emocji i wydaje się bardzo spięty i zestresowany. Jednak przełom następuje po pojawieniu się jego alter ego – wspinacz w kolorowym ubraniu (Michal Sabovčík) w ciszy wchodzi na scenę i precyzyjnie pokonuje ściankę. Jest jak kolorowy cień głównego bohatera lub najlepszy pierwiastek jego duszy. Pojawienie się uśmiechniętego, rozluźnionego wspinacza rozładowuje napięcie i od tej pory główny aktor coraz bardziej „zanurza się" w historię. Osobista opowieść nabiera barw, staje się emocjonalna. Światło zapala się i gaśnie, a on wciąż tam jest: w tym małym pomieszczeniu, które może być zarówno jego realnym pokojem, a może też jego umysłem?

W „Chińskim maharadży" nie ma właściwie słowa o wyprawach w Himalaje. Kurtyka skupia się na małym, najbliższym świecie wokół „własnego ogródka". Idąc za tekstem – w monodramie też nie ma o tym, oczywiście, wzmianki. Jednak reżyserka postanowiła chyba jakoś zaakcentować przynależność bohatera do twórców „złotej ery" polskiego himalaizmu. To też ciekawostka: w czasie monodramu dwa razy pojawia się gitarowe intro utworu „51" polskiej grupy TSA. Sam utwór opowiada (też metaforycznym językiem) o... narkomanach i stracie przyjaciela. Wspinaczka to też swego rodzaju narkotyk, który „zagarnia" umysł i ciało pasjonata. Dodatkowo – Kurtyka o tym nie wspomina – jednak sam też doświadczył śmierci swoich kolegów, przyjaciół, którzy zostali w górach najwyższych. Na scenie najprawdopodobniej po to wybrzmiewają pierwsze akordy utworu TSA. I jest to, moim zdaniem, mocny akcent.

Klaudyna Rozhin w tym monodramie zamyka w swego rodzaju pigułce osobiste przeżycia wspinacza, który w pewien sposób rozlicza się sam ze sobą. Wspomina ludzi, którzy go ukształtowali, widzi konsekwencje swoich decyzji, ale przede wszystkim – prowadzi monolog wewnętrzny. Często żeby zrobić ze sobą coś konstruktywnego trzeba wyjść poza swoje własne ramy, swoje ograniczenia. Przejście tytułowej drogi w skałkach to przekroczenie samego siebie. Przełomowe decyzje podejmuje się o tyle spontanicznie, co pod wpływem wcześniejszych doświadczeń. Każdy ma swój „dżem" i swojego „Chińskiego maharadżę" – trzeba tylko umieć sobie z nimi radzić tak, żeby w naszym życiu wygrywała pasja i dawała nam siłę do życia.

„Chiński maharadża", reż. Klaudyna Rozhin, Divadlo Kontra, premiera polska: 4.09.2016.
Spektakl pokazywany w ramach 12. Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
13 września 2016
Portrety
Klaudyna Rozhin

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...