O glistach i roślinach bagiennych

"Z życia glist" - Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego w Radomiu

Teatr radomski pod kierunkiem Zbigniewa Rybki w kończącym się roku zaskakiwał nas pozytywnie co chwila. Spektakl "Z życia glist" zaspokaja wyrafinowane gusta i szkoda tylko, że jest tak rzadko grany

Kiedy patrzymy na plakat do spektaklu, z trzema majestatycznie spoglądającymi na nas postaciami, jakby siłą sugestii przenosimy się do świata bohaterów mistrza psychologicznego kina Ingmara Bergmana. Każda z postaci patrzy przed siebie i w inną stronę, są wyraźnie obok siebie, choć na jednym portrecie. Przywołany Bergman to w powszechnej świadomości najsławniejszy ze współczesnych Skandynawów i jak się wydaje, ma wielu pojętnych uczniów w swojej ojczyźnie. Per Olov Enquist zdążył debiutować w latach 60., już w epoce triumfów "Siódmej pieczęci" i innych filmów, a studiował w rodzinnym mieście Bergmana, w Uppsali.

To przywoływanie Bergmana ma na celu przybliżenie aury spektaklu w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Faktycznie dramat Enquista "Z życia glist" na deskach Teatru Powszechnego jest psychologicznym horrorem w surowej konwencji szwedzkiego mistrza. I niech nas nie zwiedzie Hans Christian Andersen jako bohater dramatu. To nie jest sztuka dla dzieci! Trzeba mieć naprawdę mocne nerwy i choć trochę doświadczenia, by wyczytać zgrozę międzyludzkich relacji.

Rzecz dzieje się w stolicy Danii, w pokoju państwa Heiberg, artystów Królewskiego Teatru, których nawiedza H. Ch. Andersen, genialny twórca baśni i kiepski dramaturg. To między tymi artystami toczy się pełen napięcia dialog dotyczący fatalnego dla Andersena występu przed królem. Odbywa się na naszych oczach swoista wiwisekcja, odkrywamy po kolei ciemne strony duszy bohaterów i stają przed nami (sobą) odarci z osłon, nadzy w swych okaleczeniach psychicznych, jakby cała nędza świata zawitała na ich dziecięce podwórka. I nie trzeba już współczesnych brutalistów, by przerazić się skutkami potwornych młodzieńczych doświadczeń Hanny i Hansa. Jak mówi Hanna: "Nikt się nie odważa ruszać tego, co boli, miejsc bolesnych", ale nie tym razem. Wszyscy są tu obolali, a perspektywę mają (mamy) jeszcze straszniejszą. Na naszych oczach od początku spektaklu odbywa się scena umierania. Nie wiadomo właściwie do końca, kto siedzi w fotelu bez ruchu, nie mogąc wyartykułować z siebie potrzebnego zdania. Domyślamy się tylko, że ta bolesna kukła to ktoś bliski państwu Heiberg. W istocie swojej to postać, która ciąży na życiu każdego z bohaterów, jak ciągłe przypomnienie przeszłości i zarazem nasza przyszłość. 

Główny ciężar sztuki spoczywa na aktorach grających Hannę Heiberg i Hansa Christiana Andersena. Ta kameralna scena, na której odbywa się dramat pokaleczonych ludzi, sprawdza okrutnie aktorskie umiejętności. Bliskość bohaterów nie pozwala na jakiekolwiek uchybienie, a w tym wypadku nie można na to sobie pozwolić, tym bardziej że historyczne postaci sztuki to najwyższej klasy artyści teatru. To tak jak grać Modrzejewską albo Łomnickiego. Kto z aktorów odważy się na to, musi liczyć się z konsekwencjami.

Krzysztof Babicki starannie dobrał główne persony i mamy w naszym spektaklu mistrzów gry psychologicznej. Katarzyna Słomska i Błażej Wójcik, nadzwyczaj skoncentrowani, oddają niuanse pokiereszowanych dusz z iście okrutną precyzją. To Hanna jest stalowo zimna, ale zaatakowana potrafi się unieść w swoim gniewie i dotkliwie ukąsić, a ciapowaty Hans broni swojej prawdy i jest równie groźny, kiedy jest obnażony. Samym rodzynkiem w tej strawie duchowej jest zazwyczaj milcząca i przerażająca w swych usiłowaniach porozumienia postać Starej, to dopiero aktorskie zadanie (!), na szczęście dobrze poprowadzone i zagrane.

Reżyser spektaklu zasłużył na nasze oklaski. Pokazał już w Radomiu różne przedstawienia - od metafizycznego "Hioba" do kameralnego horroru psychologicznego "Z życia glist". Ciekawe, co będzie następne?!

Teatr radomski pod kierunkiem Zbigniewa Rybki w kończącym się roku zaskakiwał nas pozytywnie co chwila. Ten spektakl zaspokaja wyrafinowane gusta publiczności i szkoda tylko, że jest tak rzadko grany. Ludzie! Nie pozwalajcie dzieciom wypełniać widowni, tu naprawdę możecie przeżyć coś ważnego!

Zbigniew Wieczorek
Gazeta Wyborcza Radom
17 listopada 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...