O granicach człowieczeństwa

"Zmierzch bogów" - reż. Maja Kleczewska - Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

Wstrząsające przedstawienie Mai Kleczewskiej o granicach człowieczeństwa z brawurową rolą Macieja Namysły jako Martina. Przedstawienie w Teatrze Kochanowskiego ma przepiękną oprawę plastyczną Katarzyny Borkowskiej i muzyczną Michała Gorczycy

Przedstawienie zaczyna się od długiej milczącej sceny kolacji w domu Essenbecków. Elegancki stół, wytworni biesiadnicy. Symbol ustalonego porządku ludzi, rzeczy i wartości. Ustawiony na obrotówce stół wolno się kręci, niczym kosztowny eksponat w muzealnej gablocie. "Jest dokładnie tak jak rok temu" - mówi mała Thallmanówna

Jest tak po raz ostatni. Już za chwilę na tym stole odtańczy swój perwersyjny taniec najmłodszy z rodu, Martin. Ruszy machina ludzkiego szaleństwa. Stary porządek zostanie wywrócony w każdej sferze życia - społecznej (gdy nowy reżim pokaże swe najgorsze oblicze w niesłychanie okrutnej scenie przesłuchania Elisabeth), rodzinnej (mordują się najbliżsi) i moralnej (męska orgia).

Głośny film Viscontiego z 1969, ukazując upadek możnego niemieckiego rodu Essenbecków w latach 30., odsłaniał mechanizmy ulegania złu, jakim była władza nazistów. Maja Kleczewska tej historii nadaje uniwersalny charakter. Nie ma nazistów, są przedstawiciele jakiegoś nowego reżimu, którzy potrzebują broni, produkowanej ze stali Essenbecków. Uosabiający nowy reżim Aschenbach (Krzysztof Wrona) knuje intrygę, napędza spiralę zbrodni, wykorzystując zło, jakie już zagnieździło się w duszach Essenbecków. Nieposkromioną żądzę władzy makbetowskiej pary: Sophie (Judyta Paradzińska) i Friedricha (Michał Czernecki), ambicję i perwersję Konstantina (Andrzej Czernik), nienawiść Martina Kleczewska ukazuje zło tkwiące w ludziach w całej jego grozie i ohydzie, chwilami badając granice wytrzymałości widzów, ale w najbardziej nawet brutalnej scenie nie gubi nadrzędnego sensu - kiedy ludziom zaczyna wydawać się, że są bogami, czeka ich zagłada. Wydobywając to, co w człowieku najgorsze, pokazuje, jakie są tego skutki, ale też szuka przyczyn. To dzięki temu scena zemsty Martina na matce - gdy przez chwilę jakby chciał powrócić dzieckiem do jej łona ale wchodzi weń jak mężczyzna ("chcę ciebie zatrzeć w sobie na zawsze" - mówi) jest tak wstrząsająca. A finałowy taniec śmierci ma wymowę aktualnego ostrzeżenia.

Maciej Namysło zagrał Martina brawurowo. Nieludzki w swoim absolutnym narcyzmie, odrażający w seksualnych perwersjach, ten nigdy nie kochany syn jest zarazem postacią tragiczną. W scenie (przywodzącej skojarzenia z Pietą), gdy spowiada się matce słowami Stawrogina z "Biesów" ze swej najohydniejszej zbrodni na małej dziewczynce, jest wręcz doskonały.

Iwona Kłopocka
Nowa Trybuna Opolska
10 listopada 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia