O kobietach, ofiarach męskich zachcianek

"Otello" - reż. Waldemar Raźniak - Teatr Miejski w Gdyni

Trudno jednoznacznie oceniać "Otella" Teatru Miejskiego w Gdyni. Ze scenami dużej urody sąsiadują wstydliwe ucieczki od reżyserowania scen w napisy wyświetlane zamiast nich, z popularnymi a zaczerpniętymi z mediów społecznościowych hashtagami, by było młodzieżowo i nowocześnie. Udanie w zespole Miejskiego debiutuje Mateusz Nędza.

Waldemar Raźniak z Teatrem Miejskim w Gdyni współpracuje od kilku lat. Przygotował na tej scenie interesujący "Scenariusz dla trzech aktorów" i niedocenioną, udaną "Joannę Szaloną; Królową". "Otello" - jedna z najbardziej znanych tragedii Williama Szekspira - to jego trzecia produkcja w Miejskim. Być może właśnie doświadczenia związane z odbiorem "Joanny Szalonej; Królowej", spektaklu wieloznacznego, długimi fragmentami finezyjnego i nieoczywistego, ale niedocenianego przez publiczność, zaowocowały tym, że od początku spektaklu "Otello" przedstawiony jest w sposób zadziwiająco dosłowny. Zdaje się wręcz, że reżyser w obawie przed niezrozumieniem, każdy fragment i sens artykułuje z szczególną dbałością o komunikatywny, jasny przekaz, nie licząc się specjalnie z inteligencją widzów.

I tak Jago wkraczając na scenę, od razu tłumaczy widzom, że nienawidzi Maura Otella, bo ten mianował na swojego zastępcę Cassia zamiast niego. Jago więc poprzysięga zemstę na Otellu. Zaraz znajduje też sojusznika w osobie Rodriga, zakochanego w żonie Otella, Desdemonie. Otello wraz z Desdemoną, zaufanym Cassio i adiunktem Jagonem trafia na Cypr, gdzie ma chronić wyspę przed Turkami. Jago korzysta z okazji, by podstępem odsunąć od Otella Cassia i podsunąć zarządcy wyspy myśl o zdradzie ukochanej żony. Zazdrość trafia na podatny grunt i szybko się rozprzestrzenia, a jej skutki, jak to w szekspirowskiej tragedii, muszą być opłakane.

Akcja sztuki podana jest w taki sposób, by żaden z widzów się w niej nie pogubił. Reżyser wraz z autorem adaptacji Piotrem Grzymisławskim odrzucili postać Błazna, skrócili dialogi, rezygnując z kwiecistego stylu bohaterów na rzecz konkretów, czyli tego, co mają do przekazania. Jak na dłoni widać konflikt władzy i diabelski plan Jagona, który w interpretacji Rafała Kowala, od początku ma coś z przebiegłego biesa. Jest konsekwentny w realizowaniu swojego planu, ale też bardzo jednowymiarowy. Miłość, od początkowej konfrontacji między ojcem Desdemony, Brabantiem (Eugeniusz Krzysztof Kujawski) a Otellem (grający gościnnie i notujący obiecujący debiut Mateusz Nędza) oznacza tu oddanie i bezwarunkowe posłuszeństwo. Na prawdziwe, wzniosłe uczucia nie ma miejsca, o czym Desdemona (Dorota Lulka) szybko się przekona.

Właśnie wątek Otella i Desdemony to jedno z większych rozczarowań spektaklu. On intryguje swobodnym, nieco lekceważącym stylem bycia i awangardowym strojem: intensywnie niebieską koszulą, garniturem w panterkę i lakierkami wykładanymi drogimi kamieniami. Ona w wykonaniu Doroty Lulki jest bezbarwna, mdła, bierna, wyciszona i w pewien sposób nierealna. Uczciwie trzeba przyznać, że postać Desdemony została tak zmarginalizowana, że ta wybitna przecież aktorka praktycznie nie ma szans na pokazanie swoich możliwości. Jednak Lulka wydaje się w tej roli zagubiona, a jej Desdemona porusza się jak przez sen. Różnica wieku i zawodowych doświadczeń tej dwójki nie ma w interpretacji Raźniaka kompletnie żadnego znaczenia. Sceny z nimi budzą emocje tylko w trakcie aktów przemocy Otella na Desdemonie.

Maur Otello odróżnia się od pozostałych kolorem skóry, pochodzeniem i zachowaniem. Wykonuje ćwiczenia rozluźniające Tai chi, a agresję wyładowuje na worku treningowym jak typowy Europejczyk. Jego twarz w pierwszym akcie szpeci ciemna, rdzawa plama, niczym zapowiedź krwi, która się na niej znajdzie w akcie drugim. To jednak czy jego skóra jest śniada, czarna czy żółta nie jest istotne. Jest zmetaforyzowanym "innym", kimś na zawsze wykluczonym, tolerowanym tylko przez wzgląd na swoją rangę i pozycję.

Uwagę budzi żona Jagona, Emilia (w tej roli Olga Barbara Długońska). Przez długi czas wydaje się skrytą, niemal bezpłciową postacią z dworu Desdemony, trzymającą się na uboczu, gdzieś na marginesie uwagi widzów. Jednak na pytanie żony Otella, czy są takie żony, co zdradziłyby mężów, odpowiada w pełnym pasji, oskarżycielskim monologu w imieniu kobiet zaniedbywanych, oszukiwanych i zdradzanych. Choć to rola drugoplanowa, Długońska wykorzystuje ją do maksimum, ujawniając skrzętnie skrywane wcześniej emocje i perfekcyjnie oddając dramat kobiety niekochanej. Podobny ton, choć nie tak efektownie, pobrzmiewa w miłosnych wyrzutach Bianki (Monika Babicka) wobec Caccia (Grzegorz Wolf). Bo spektakl Raźniaka jest przede wszystkim o kobietach uprzedmiotowionych, stanowiących zabawki w rękach mężczyzn. Tak jest w przypadku każdej żeńskiej bohaterki.

Kolejny raz zapadającą w pamięć rolę męską buduje Marta Kadłub (podobnie jak w "Joannie Szalonej; Królowej", gdzie wcieliła się w Karola V). Tym razem Marta Kadłub kreuje postać jeżdżącego na wózku inwalidzkim posła weneckiego Lodovica, bystrego i rozważnego obserwatora. Pomyłką jest stworzenie świata Cypryjczyków z aktorek Teatru Miejskiego (Agata Moszumańska, Marta Kadłub i Monika Babicka) i aktora Grzegorza Pacanowskiego oraz uczynienie z nich pseudotancerzy (nietrafiona choreografia Liwii Bargieł), podkreślających egzotykę Cypru.

W uniwersalnej scenografii Jana Polivki dominuje wypełniająca tył sceny blacha fragmentu kadłuba statku, częściowo odseparowanego od widzów sznurkowatą osłoną, więcej odsłaniającą niż zasłaniającą. Z boku sceny (oczywiście z połyskującą, "lustrzaną" posadzką odbijającą plugaewe czyny bohaterów niczym krzywe zwierciadło) widzimy krzesła teatralne, zdemontowane z widowni. W centralnym punkcie sceny wisi rzeźnicki hak, na którym Jago zawiesi worek bokserski pełen lodu, który poruszy podczas "infekowania" Otella zazdrością (to najciekawsza wizualnie scena spektaklu). Worek wraz z pobliskimi natryskami są zgrabnym, ale i bardzo dosłownym cytatem ze scenografii "Oczyszczonych" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego. Na tym cytacie kończą się subtelności przedstawienia Waldemara Raźniaka. Obok ciekawych scen (szczucie Rodriga na Otella przez Jagona, pełna jadu działającego z opóźnionym zapłonem rozmowa Jagona z Otellem czy wspomniane starcie Otella i Brabantia o Desdemonę), reżyser serwuje napisane na ekranie z hashtagami skrótowe opisy zdarzeń "zamiast" sceny - tak "rozegra się" brzemienna w skutkach bójka między Rodrygiem a Cassiem, w ten sposób podkreślona zostanie symboliczna rola Otella.

Dlatego też spektakl jest bardzo nierówny. Komu nie przeszkadza dosłowność, z jaką przedstawiono dramat Szekspira, podkreślony również przez ilustracyjną, budującą nastrój muzyką Karola Nepelskiego, wyjdzie z teatru usatysfakcjonowany. W końcu to dramat wielkich emocji. Które jednak, w tym spektaklu, niemal przez trzy godziny podziwiamy jak zza szyby.

Łukasz Rudziński
www.trójmiasto.pl
30 marca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...