O mediach dramatycznie

czy Trójmiasto potrzebuje dziennikarstwa poświęconego kulturze?

30 grudnia, na zakończenie festiwalu "Metropolia Jest Okey", odbyła się ważna i potrzebna debata "Czy Trójmiasto potrzebuje dziennikarstwa poświęconego kulturze?". Wśród wielu ciekawych głosów szczególne miejsce zajęła wypowiedź Marka Weissa, dyrektora Opery Bałtyckiej, która została odczytana na początku spotkania. Prezentujemy ją w całości i zapraszamy do dyskusji - zachęca Gazeta Świętojańska.

Niebawem także pełna relacja z debaty. Mamy nadzieję, że inni uczestnicy czy zainteresowani, zechcą zabrać głos w szerszej i pełniejszej formie, wszak otwarta debata na żywo często zmusza wręcz do wypowiedzi niepełnych.

O mediach dramatycznie

Są dwie szkoły. Jedna powiada, że świat się zmienia i nie ma co dramatyzować, tylko trzeba się pogodzić i opanować sztukę dostosowywania się. Druga szkoła twierdzi uporczywie, że owszem, zmienia się nasz świat, ale możemy niektóre zmiany spowolnić, inne przyspieszyć, a jeszcze innym zapobiec. Dyskusję o przydatności mediów dla instytucji artystycznych traktuję jako wyraz hołdu dla tej drugiej szkoły i przekonania, że istnieje szansa spowolnienia, a może zapobieżenia agonii tych instytucji. To, że Operze Bałtyckiej pomoc mediów jest niezbędna i że w ostatnim roku odczuwamy poważny niedosyt współpracy z dziennikarzami zajmującymi się kulturą, jest sprawą oczywistą. Rzecz w tym, ilu jest w ogóle w Trójmieście dziennikarzy poważnie zajmujących się kulturą i sztuką? Z pewnością jest ich coraz mniej, a fakt, że "Gazeta Wyborcza" zlikwidowała odrębny dotąd dział kultury, jest wiadomością tragiczną.

Przez zajmowanie się instytucjami artystycznymi rozumiem przede wszystkim pisanie fachowych recenzji z premier, ale również śledzenie na co dzień oferty instytucji i monitorowanie zmian kadrowych, interesowanie się wybitnymi osobowościami i zadawanie pytań, dlaczego tak się sprawy toczą a nie inaczej. Wiadomo, że krytyka artystyczna była niegdyś dyscypliną ważną na mapie kultury. Znawcy wyspecjalizowani w swoich dziedzinach byli pomostem pomiędzy wydarzeniami muzycznymi, teatralnymi i innymi, a nie zawsze przygotowaną do świadomego odbioru dzieł sztuki publicznością. Rozszyfrowywali zawiłe metafory, klasyfikowali zjawiska, interpretowali je na tle szerszych struktur społecznych. Pomagali artystom zrozumieć siebie samych, utrzymywać dyscyplinę i dbać o proces samodoskonalenia się. Piszę o tym z przygnębieniem w czasie przeszłym, bo krytyka artystyczna została zepchnięta do rezerwatów specjalistycznych periodyków, które czytane są tylko przez piszących tam krytyków oraz przez artystów, o których coś zostało aktualnie napisane.

Recenzentów sztuk wszelakich w gazetach codziennych, czy popularnych tygodnikach można w Polsce policzyć na palcach jednej ręki. Góra pięć nazwisk na głowę każdej z Muz. Żeby się nie dać zepchnąć do rezerwatu jak reszta, piszą krótko, agresywnie i dowcipnie. Często realizują jedynie słuszną linię danej redakcji i dbają bardziej o sympatię czytelników, niż o jakąkolwiek sztukę, czy artystę, o którym aktualnie informują. No, chyba, że to koleżka z tego samego podwórka, czy wręcz osoba bliska i kochana, której działalność artystyczna jest przygotowywana wspólnie w zaciszu domowym. A przecież do oceniania i polemizowania z dziełem sztuki potrzebne są oprócz fachowej wiedzy jakieś jeszcze przekonania, pasja, upodobanie do obiektywizmu i bezstronności. Samotność takiego wojownika w imię wartości jest równie dojmująca jak samotność artysty. Jedynie potężna redakcja, której zależy na niezawisłych sądach swoich dziennikarzy, która poznała się na umiejętnościach swego wojownika i stoi za nim murem przynajmniej czas jakiś, bez względu na to co pisze, może zapewnić mu byt i poczucie sensu jego misji. Bo to jest misja.

A gdzież są te potężne redakcje? W świecie, który właśnie zmienił się tak, że wszystko jest do kupienia za odpowiednią cenę, niezależność krytyka staje się jakąś fanaberią, a brak podlizywania się prostymi tekstami rzeszy czytelników, których tylko ilość się liczy, a nie jakość, piętnowany jest jako elitarność. To piętno w czasach demokracji, równości, powszechności i oglądalności, jako głównego bożka w Panteonie bóstw medialnych, skazuje naszego wojownika na nędzne uposażenie, marny wikt i brak środków na podróże, bez których zawód recenzenta jest guzik wart. W mojej długiej pracy w teatrach przeróżnych spotkałem wielu takich "niezłomnych" krytyków, po których wszelki słuch zaginął. Ale to oni byli współtwórcami naszych spektakli i lustrami, w których przeglądały się nasze błędy i sukcesy. Tylko niezłomni, dysponujący własnym zdaniem i oryginalną wrażliwością, są czegoś warci. Reszta poddana trendom, układom i kumoterstwu tylko sieje zamęt i deprawuje tych nielicznych, którzy jeszcze czytają, czy oglądają telewizyjne dyskusje.

Może internet stanie się takim obszarem, gdzie będzie można wyłuskać ciekawe opinie i pożyteczne sądy. Są portale, gdzie pojawiają się ciekawi niezłomni. Są tam może bezpieczniejsi, niż w innych mediach. Jednak przedzieranie się przez śmietnik sieci, gdzie przeważają kłamstwa, bluzgi, bełkot i chamstwo, żeby tu i ówdzie odnaleźć uczciwy głos przekazujący sensowną myśl, wymaga cierpliwości i dużo dobrej woli. Coraz jej mniej. I tak pozostajemy sami wobec publiczności z naszymi niełatwymi często produkcjami. Próbujemy je tłumaczyć w programach, wywiadach, na blogach i w rozmowach z publicznością, ale przeważnie nam to słabo idzie, bo nie jesteśmy obiektywni, kochamy nasze dzieła i nie mamy cierpliwości tłumaczyć swojej poezji na prozę. A już w szczególnie niewygodnej sytuacji są ci, którzy pracują na posadach w instytucjach artystycznych dotowanych z kieszeni podatników.

Coraz więcej wątpliwości w skomercjalizowanym świecie budzi fakt, że coś nie zarabia na siebie, tylko trzeba do tego dopłacać. Opera jako najdroższa i najbardziej luksusowa zabawka społeczna jest pod szczególnym nadzorem. Jej elitarność i wymagania wobec widza, który jeśli spodziewa się tu rozrywki i tej samej bezmyślności jaką serwuje mu pop kultura, to wychodzi od nas rozżalony, wymagają specjalnego wsparcia ze strony mediów. Jest go coraz mniej. Ratuje nas jeszcze snobizm i skandale. Wtedy media są łaskawsze i wspomną o nas tu i ówdzie. Ale rzetelne recenzje, dyskusja o pryncypiach, szacunek dla jakości i kompetentna informacja należą do rzadkich rarytasów w naszym operowym mozole. Tak bardzo brakuje nam sojuszników, którzy rozumieją na czym polega piękno, jakie uprawiamy. Nawet gdyby nas ganili, że nie zawsze jesteśmy temu pięknu wierni i namawiali do większego wysiłku, już byłoby nam wtedy lżej i ufniej spoglądalibyśmy w przyszłość.

Marek Weiss - Grzesiński
Gazeta Świętojańska
4 stycznia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...