O odcieniach szarości, dobrze
„Alte hajm/Stary dom" – reż. Marcin Wierzchowski – scen. Michael Rubenfeld, M. Wierzchowski – Teatr Nowy w PoznaniuMoim debiutem w Dzienniku Teatralnym była recenzja „Grupy krwi" w reżyserii Macieja Gorczyńskiego, którą miałam okazję zobaczyć w Nowym Teatrze w Słupsku. Od tego czasu – ponad pół roku – szukałam doświadczenia teatralnego, które byłoby w stanie zapewnić mi podobne odczucia – kompletnego zaangażowania, rozemocjonowania, ale też zwykłego ludzkiego zaciekawienia – i muszę przyznać, że traciłam powoli nadzieję.
Teatr znany jest ze swojej skłonności do symboliczności, przekraczania granic umowy dzieło-widz, a czasem, po prostu, dziwności. Wszystko to składa się na interesujące, nieraz niezwykle wpływowe doświadczenia, jednak nie były one w stanie zaspokoić mojej potrzeby historii, która zaciśnie łapę napięcia wokół mojego gardła i nie da mi złapać oddechu, dopóki nie dojdzie do rozwiązania, do zapalenia świateł, do ukłonów i oklasków, a może nawet dopóki nie wrócę do mieszkania i nie pokrzyczę w poduszkę. Oczekiwania wygórowane, nic więc dziwnego, że przy niespełnieniu nadzieja nadwiędła. A jednak, gdy już zaczęłam się godzić z tym, że nie dogonię więcej tego uczucia, poszłam na „Alte hajm/Stary dom" i przekonałam się, że to niesamowite przeżycie da się powtórzyć.
Spektakl w reżyserii Marcina Wierzchowskiego, o scenariuszu napisanym przez Michaela Rubenfelda i Wierzchowskiego, opowiada wielowątkową historię rodzinny (a właściwie dwóch rodzin), prezentując zarówno problemy współczesne, jak i powoli otwierające się, nigdy niezagojone rany z przeszłości. Wielowarstwowa opowieść rozwija się przed nami jak zagadka kryminalna, odsłaniając usadowioną idealnie pomiędzy czernią a bielą historię – nic nie jest oczywiste, nic nie jest jednoznaczne, nie ma czegoś takiego jak „dobro" i „zło", jest tylko szarość. „Alte hajm" wysyła nas na pielgrzymkę po niechętnie odwiedzanej części historii Polski jaką był antysemityzm i udział Polaków w Holokauście, a także na wyprawę po rozdrożach tak zwanej moralności.
Dramat wyraźnie korzysta z motywu zataczania przez historię kół. Zachowania napawające gniewem i obrzydzeniem, przez sprawców zawsze koślawo usprawiedliwiane, kwestionujące reguły moralności ogólnoprzyjętej – nie są czymś charakterystycznym dla jednego czasu, jednej grupy. Ich wszechobecność i różnorodność objawiają się w prezentacji grzechów nieprzyzwoitości zarówno w retrospekcjach, jak i w wydarzeniach bieżących. Ale nie można też nie zwrócić uwagi na balans, jaki sztuka zachowuje między tragedią a nadzieją – przebłyski nadziei objawiają się cicho, delikatnie, a jednak nie można pozostać na nie obojętnym. Ludzie od zawsze czynili zło, jak i od zawsze czynili dobro, i robić będą to po kres czasów – tę ciągłość ludzkości „Alte hajm" prezentuje z niemalże dokumentalną troską, zachowując pewną dozę obiektywności wobec wydarzeń (czy też, starając się zaprezentować obie strony konfliktu) i ocenę pozostawiając widzom.
Innym aspektem budującym narrację „powtarzalności historii" jest wykorzystanie tych samych aktorów do grania postaci ze współczesności, jak i z przeszłości. Szczególnie głośno wybrzmiewa to w rolach najmłodszych braci (Dawid Ptak, Jan Romanowski) – kłócących się tak samo teraz i przed prawie setką lat, choć w ich współczesnej reinkarnacji widzimy przebłysk nadziei, gdy udaje im się znaleźć wspólny język i uniknąć zatraconego losu swoich poprzedników.
Spektakl utrzymany jest na naprawdę wysokim poziomie aktorskim, co jest nie lada wyzwaniem, biorąc pod uwagę, jak długi jest i jak dużo obecności na scenie wymaga od większości ról. Na równie wysokim poziomie jest warstwa wizualna – scenografia jest dużym przedsięwzięciem, w które włożono wiele troski, za co oklaski dla Magdaleny Muchy.
Moją ulubioną cechą spektaklu jest jego wielojęzyczność – „Alte hajm" operuje językiem polskim, angielskim i jidysz. Spektakl opatrzony jest napisami w języku angielskim (a w razie potrzeby też polskim), aczkolwiek dało się zauważyć lekkie opóźnienie bądź pomieszanie napisów angielskich, co mogłoby stanowić problem dla widza niemówiącego po polsku.
Jestem w stanie podać dwie rzeczy, które ujmowały przedstawieniu, i są to: momentami nagłe cięcia przy fragmentach video (szczególnie to kończące spektakl było rażące) oraz nadużycie tych samych wulgaryzmów w scenariuszu. Gwoli ścisłości, nie przeszkadza mi użycie wulgaryzmów w ogóle, ale nieustanne powtarzanie dwóch tych samych słów prowadzi do zatracenia przez nie ich wagi, stają się one czymś w rodzaju irytującego dźwięku bez znaczenia. Zauważmy jednak, jak nieważkie są to przywary, gdy spojrzymy na całość dzieła.
„Alte hajm" jest zbudowany inteligentnie, jest angażujący i nieoczywisty. Porusza tematykę trudną, a ważną, i robi to sprytnie – łapiąc widza w sidła zagadki, zatrzymuje go w fotelu, dopóki nie przyjmie on całej dawki gorzkiego lekarstwa. Nie jest teatrem domysłów – powiedziałabym wręcz, że jest całkiem konkretny w swojej prezentacji opowieści, ale robi to zbilansowanie, ani na sekundę nie tracąc widza.
„Alte hajm" dla mnie jest po prostu wyśmienity.