O potrzebie bliskości, czyli o "Ślubach panieńskich"w reżyserii Andrzeja Błażewicza
"Śluby panieńskie" - reż. Andrzej Błażewicz - Teatr Polski w PoznaniuDo tej pięcioaktowej komedii hrabiego Aleksandra Fredry twórcy podeszli w sposób odważny i nowatorski. Po pierwsze sam tekst radykalnie skrócili do zgrabnego półtoragodzinnego spektaklu. Po drugie wzbogacili go o fragmenty "Uczty" Platona oraz protest-songi śpiewane przez Klarę, Anielę i Albina. Po trzecie stworzyli nowoczesną i prostą scenografię, którą skonfrontowali z tradycyjnymi kostiumami z epoki. Po czwarte we wszystkich rolach obsadzili aktorów-mężczyzn (Wiesław Zanowicz - Radost, Piotr B. Dąbrowski - Gustaw, Paweł Siwiak - Albin, Mariusz Adamski - Klara, Konrad Cichoń - Aniela). Jedynym żeńskim elementem jest kobiecy głos, czytający fragmenty wspomnianej Uczty, wydobywający się z fragmentu żółtej remontowej rury.
Reżyser bardzo dobrze poprowadził aktorów. Ujął im nieco Fredrowskiej komediowości, pogłębiając każdą z postaci o egzystencjalne i filozoficzne dylematy.
Radosta spotykamy dwukrotnie - na początku i na końcu spektaklu. Zanowicz stworzył postać życzliwą, ciepłą, pełną wyrozumiałości wobec młodego Gustawa, który niejako wbrew swej własnej woli żąda od niego decyzji o małżeństwie. W bratanku widzi bowiem siebie sprzed lat, lecz o ileż ten młodszy jest od niego pewniejszy siebie.
Dąbrowski jako Gustaw jest stabilnym psychicznie i emocjonalnie, dojrzałym, młodym mężczyzną. Nie ma w nim cienia fircykowatości, jest za to spokojna pewność siebie i świadomość własnych dążeń.
Całkowitym jego przeciwieństwem jest rozhisteryzowany Albin grany przez Pawła Siwiaka, który przechodzi przez rozmaite skrajne stany emocjonalne. Targają nim na przemian rozpacz, apatia, histeria, rezygnacja, błaganie o litość, upokarzanie siebie czy Klary.
Adamski jako Klara jest zdystansowany, do bólu konsekwentny w swoich decyzjach. Bawi się emocjami Albina, szantażuje go, śmiało sobie z nim pogrywa. Jest do granic chłodny i wyniosły. Dane słowo i honor do końca są dla tej postaci najważniejsze. Mimo boleśnie odczuwanej samotności nie złamie danego raz słowa.
Konrad Cichoń graną przez siebie postać Anieli prowadzi niezwykle precyzyjnie i delikatnie. Rozwija ją od uległego i wpatrzonego w Klarę niewinnego podlotka, przez quasi-zbuntowaną nastoletnią feministkę, po podążającą za własnym głosem młodą kobietę.
Scenografia i światło autorstwa Aleksandry Grabowskiej budują czysty i symboliczny świat. A właściwie dwa światy. Przestrzeń bowiem zbudowana jest z wielkiej kratownicy - trochę podestu, trochę klatki, dzielącej świat na dwie strefy - na to, co widoczne dla wszystkich, świat konwenansów i na to, co ukryte, biologiczne, podskórne, osobiste. Przestrzeń "nad" jest pozbawiona wyraźnych kolorów. Przestrzeń "pod" jest zielona, miękka niczym wiosenna łąka. W przestrzeni "nad" realizują się umowy społeczne i międzyludzkie, w przestrzeni "pod" realizują się pragnienia i rzeczywiste potrzeby. Nad tymi światami w narożniku zwisa ów żółty fragment remontowej rury. Staje się widoczny tylko w momentach, kiedy z jego wnętrza, jakby z innego/wyższego świata dobiega kobiecy głos, a naszym oczom ukazuje się jabłko niczym symbol poznania dobra i zła. Kobiecy głos przytacza fragment Uczty Platona, podczas której Arystofanes opowiada mit o dwóch płciach. Kiedyś bowiem, wedle owego mitu, żyły istoty posiadające w sobie dwie płcie jednocześnie. Były pełne i szczęśliwe, lecz bogowie obawiali się ich siły i dlatego rozcięli je na dwie połówki - żeńskie i męskie. Od tego momentu istoty ludzkie, dążąc do harmonii, doskonałości i szczęścia, jakie im bogowie odebrali, szukają swoich połówek. Gdy męska spotka żeńską, powstaje nowa istota ludzka i to jest dobre, lecz gdy męska trafi na męską (żeńska na żeńską), to niech to spotkanie chociaż radość im przyniesie.
Dlatego tak mocna okazuje się scena Gustawa i Anieli, kiedy chcąc zdemaskować prawdziwe intencje (nie)chcianego narzeczonego bohaterka, zaczyna się mechanicznie rozbierać i dotykać dłonią Gustawa intymnych części własnego ciała, pytając go retorycznie za każdym razem, patrząc mu prosto w oczy: "Tego chcesz"? Śmiech pojawiający się wśród publiczności Konrad Cichoń ucina jednym spojrzeniem. Ofiary? Nie, świadomej swojej kulturowej i politycznej roli istoty seksualnej. Płeć bowiem okazuje się nie mieć żadnego znaczenia. Gdy Aniela później decyduje się na relację z Gustawem i powoli, nieśmiało, wciąż pozostając zawstydzoną, śpiewa piosenkę "Beautiful Boys" ma to dla mnie znacznie głębszy wymiar niż opis romansu dwóch chłopców. Oto bowiem spotkały się dwie mityczne połówki.
Klara, oglądając na ekranie miłosną scenę Anieli z Gustawem, ich fizycznego, sensualnego i seksualnego spełnienia widzi pełnię, harmonię. To nie o złamanie ślubów chodzi, ale o potrzebę bliskości. Bo czymże innym jest miłość jak nie harmonią i szczęściem, wynikającym ze spotkania dwóch połówek?