O sobie i dla siebie

"Urodziny czyli ceremonie żałobne w czas radosnego święta" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Monumentalna, niezwykle ambitna w założeniach, próba zamknięcia historii Teatru Wybrzeże w formie spektaklu, wywołuje ambiwalentne odczucia. "Urodziny..." prowadzą widzów od nudnej, przegadanej wyliczanki faktów, dat czy nazwisk, przez ciekawe, momentami kontrowersyjne sceny pokazane ze scenicznym pazurem, po kilka zapadających w pamięć przejmujących obrazów. To jednak spektakl przynajmniej o godzinę za długi, a przy tym bardzo hermetyczny i skierowany przede wszystkim do ludzi ze środowiska teatralnego.

Autor sztuki "Urodziny czyli ceremonie żałobne w czas radosnego święta", Radosław Paczocha, po raz drugi w Teatrze Wybrzeże w duecie z reżyserem Adamem Orzechowskim zmierzył się formą biograficzną. Jednak "Broniewski" ograniczony był do barwnych losów jednego człowieka, rozdartego pomiędzy osobliwy patriotyzm i lojalizm wobec kraju, poezję oraz zdumiewający idealizm, co wybrzmiało na tle przemian w międzywojennej i powojennej Polsce, do której Władysław Broniewski nigdy do końca nie pasował.

W przypadku "Urodzin..." sytuacja jest o wiele bardziej złożona. Paczocha informuje o tym widza, umieszczając w spektaklu wiele śladów własnych wątpliwości odnośnie tego, jak opowiadać o teatrze, który zawiera nieskończenie wiele ludzkich losów, historii, bohaterów czy anegdot, rozgrywających się w określonym kontekście politycznym. Stąd próba skonfrontowania ze sobą dyrektorów "eskapistycznych", uciekających od zaangażowania społecznego z czasu rewolty robotniczej lat 70. i okresu stanu wojennego, nie podejmujących wtedy "aktualnych" tematów.

Stąd też dywagacje czym jest "prawda" o teatrze i gdzie jej poszukiwać. Stąd także garść anegdot poświęconych artystom-symbolom, jak Zbyszek Cybulski, Bogumił Kobiela czy Kalina Jędrusik. W kolejnych scenkach przywołane zostają również, niekiedy w formie żartu, spektakle Teatru Wybrzeże sprzed lat ("Zmierzch demonów" w reż. Jerzego Golińskiego, "Bal w Operze" w reż. Ryszarda Majora, "Kordian" w reż. Krzysztofa Babickiego, "Stąd do Ameryki" w reż. Mikołaja Grabowskiego czy "Wałęsa. Historia wesoła a okropnie przez to smutna" w reż. Moniki Strzępki).

Mniej lub bardziej jawne są nawiązania czy wręcz cytaty z rozlicznych postaci. Cybulski z właściwą sobie nonszalancją zarzuca więc Wajdzie, że nie obsadził go w roli Hamleta, wybierając do tej roli Edmunda Fettinga, rozpamiętując, że "nawet Baka zagrał tu Hamleta". Jędrusik opowie o swoim rozstaniu z Teatrem Wybrzeże. Ireneusz Iredyński podzieli się z publicznością tym, jak go witano w Sopocie.

Radosław Paczocha chętnie oddaje też głos dyrektorom teatru, przynajmniej przywołanym z nazwiska, a częściej nakreślonym aktorsko poprzez określoną postawę lub anegdotę. W dyrektorskiej sztafecie poznamy bliżej Iwo Galla, Antoniego Biliczaka czy Stanisława Michalskiego oraz kierowników artystycznych Wybrzeża: Zygmunta Hübnera, Jerzego Golińskiego, Stanisława Hebanowskiego, Macieja Prusa i Krzysztofa Babickiego. Nie zabrakło też porównania trzech ostatnich dyrektorów: Krzysztofa Nazara, Macieja Nowaka i Adama Orzechowskiego.

Wszystko dzieje się na Dużej Scenie, gdzie głównym elementem scenografii Magdaleny Gajewskiej jest potężny kontener, obwiązany urodzinową kokardą. W tak symbolicznej i odwołującej się do tradycji portowej Gdańska przestrzeni, Paczocha wspólnie z Orzechowskim starają się przedstawić biografię teatru za pomocą mechanizmów, jakie sprawdziły się w "Broniewskim". Dlatego bardzo ważna okazuje się historia Gdańska (ze szczególnym uwzględnieniem roli Solidarności) oraz ówczesna polityka, wprowadzona na scenę w osobie Pierwszego Sekretarza. Spektakl dynamizują trzej Marynarze, mający tu rolę performerów, demiurgów i groteskowych błaznów zarazem. Zestaw bohaterów uzupełniają starsi aktorzy z papierowymi koronami na głowach, nawiązujący wprost do rozlicznych fikcyjnych opowieści, jakie mogą powstawać w teatrze.

Pięter kolejnych odniesień, z jakich zbudowano spektakl jubileuszowy, jest bardzo wiele. Niestety, całość przytłacza nadmiar tekstu, faktów, dat i nazwisk. Niektóre scenki są ze sobą ściśle powiązane, inne funkcjonują jako odrębne byty, żyjące własnym życiem, jak efektowna scena z recenzentem teatralnym, której podczas premierowego spektaklu zostałem mimowolnym bohaterem. Spektakl rozbija rwana dramaturgia, niemal senne tempo statycznych, przegadanych fragmentów, umieszczonych na przykład obok brutalnej sceny gwałtu na autorytecie z przywołaniem Wandy Stanisławskiej-Lothe (Dorota Androsz). Przedstawienie traci swoją płynność poprzez nadmiar wątków, bo twórcy postanowili nakreślić jeszcze napięcia panujące w teatrze między młodymi a starszymi aktorami, przybliżyć ich lęki, obawy czy frustracje, łącząc to wszystko z historią Teatru Wybrzeże, Gdańska i Polski.

Najciekawszym elementem przedstawienia są trzej Marynarze - ekscentryczni, groteskowi i komiczni mistrzowie ceremonii, w jakiej wszyscy podczas "Urodzin..." bierzemy udział. Cała trójka - Piotr Biedroń, Marcin Miodek i Jakub Mróz - tworzy bardzo udaną kreację zbiorową błazeńskich demiurgów - to osobliwy chórek, rewers teatru reprezentowanego przez pozostałych, papierowych przeważnie bohaterów. Jednak nawet intrygujące postaci błaznów, przyciągające uwagę także w drugim lub trzecim planie, nie są w stanie udźwignąć dramaturgii spektaklu przez trzy i pół godziny. Udaną, potraktowaną z dystansem i humorem postać Pierwszego Sekretarza, która śmieszy i przeraża zarazem, buduje Piotr Łukawski.

Ciekawe postaci epizodyczne tworzy Michał Jaros, szczególnie udanie grający Iredyńskiego czy niepokornego Golińskiego. Zabawnie i z polotem Kalinę Jędrusik portretuje Marta Herman. Z kolei Robert Ninkiewicz rolą Zbyszka Cybulskiego parafrazuje swojego Broniewskiego. Pozostali wypadają poprawnie, nie mając zbyt wielu szans by zaistnieć, bo sprowadzono ich do roli mówiących głów lub dano do dyspozycji strzępy ról, nierzadko pojedyncze zdania. Godny zapamiętania jest jeszcze monolog Krzysztofa Matuszewskiego poświęcony wartości i spełnieniu aktora. Warto odnotować również debiut nowego aktora w zespole Wybrzeża, Grzegorza Otrębskiego, który nie ma zbyt wiele szans, by wyraźniej zaistnieć w spektaklu, jednak jego Hübner należy do ciekawszych bohaterów drugiego planu.

Spektakl Adama Orzechowskiego pełen jest skrajności. Niektóre obrazy (np. pomysł na litery "Solidarności" i ich koniec) urzekają prostotą i siłą teatralnego przekazu. Takich błysków jest tu jednak na lekarstwo. Ważnym gestem jest również wskazanie na ludzi teatralnego zaplecza - magazyniera, palacza, teatralnego kierowcę, sprzątaczkę czy praczkę - często pomijanych w mówieniu o teatrze, a których wkład w kształt teatru jest nie do przecenienia.

Niestety, część cytatów bez wiedzy teatrologicznej pozostaje zupełnie niezrozumiała, zaś scenki nawiązujące do dawnych spektakli Wybrzeża z pozostałymi tworzą niekiedy nieprzyjemny dysonans (tak jest z m.in. z "Kordianem"). Historyczny wytrych, jakim Paczocha z Orzechowskim starają "otworzyć" kolejną po "Broniewskim" biografię, nie pasuje do historii teatru nawet w części tak dobrze, jak do opowieści o burzliwych losach poety. Reżyserii "Urodzin..." brakuje także konsekwencji, jaką cechował "Broniewski", który był precyzyjnie zaplanowany od początku do końca. Tu wkrada się chaos i przypadkowość oraz liczne (zwłaszcza w drugim akcie) próby skorzystania z inscenizacyjnych chwytów "Broniewskiego".

Dlatego powstał spektakl niespójny i niemiłosiernie przegadany, z pewnością nadający się za to na wnikliwą analizę teatrologiczną. To zarazem w pełni zasłużony hołd złożony tak istotnemu dla Trójmiasta teatrowi i wszelkim (nie tylko związanym z nim bezpośrednio) twórcom teatralnym. W sam raz na jednorazową, okolicznościową celebrę wyjątkowego jubileuszu. Obawiam się, że przedstawienie ma niewielką szansę podbić serca widzów nie związanych ze środowiskiem teatralnym. Łączy w sobie gawędę, imprezę "jak u cioci na imieninach" oraz imponującą ilość faktów historycznych, z klimatem szkolnego apelu i żywiołem teatru, wchłaniającym aktorów i publiczność, niestety, tylko od czasu do czasu.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
10 kwietnia 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia