O spektaklu...

"Czy Pan to będzie czytał na stałe?" - reż. Michał Kmiecik - Teatr Polski we Wrocławiu

"To nie jest bunt przeciwko jednemu człowiekowi, choć wiadomo, że trochę jest!" - krzyczał w czwartkowy wieczór ze sceny Teatru Polskiego Michał Opaliński. A adresat tych słów, wicemarszałek województwa Radosław Mołoń, siedział w pierwszym rzędzie i z zaciekawieniem się uśmiechał. Po zakończeniu spektaklu "Czy Pan to będzie czytał na stałe?" też wykazał się poczuciem humoru. I wręczył aktorom, którzy wystawieniem sztuki zaprotestowali przeciwko pomysłowi zastąpienia dyrektorów dolnośląskich teatrów (w tym Polskiego) menedżerami, bukiet tulipanów.

Nie o żarty jednak tu chodzi. Sprawa jest poważna, bo spektakl - protest dramaturżki Teatru Polskiego Marzeny Sadochy i reżysera Michała Kmiecika to istotny i odważny głos w dyskusji o polityce finansowania polskich teatrów w ogóle. "Tak się wkurwiłam, że aż osłabłam z tego wszystkiego" - Ewa Skibińska cytuje reżyserkę Monikę Strzępkę, która wyszła ze studia Radia TOK FM podczas rozmowy o teatrze. Skibińska próbuje przekonać urzędnika (Rafał Kronenberger), że nie można jednocześnie malować ścian i robić sztuki. A ten uporczywie wspomina coś o brudnym kominie i konieczności oszczędzania na za drogich, jego zdaniem, szminkach i stanikach, które potrzebne są do przedstawień (aluzja do konfliktu sprzed kilku lat na linii dyrektor Polskiego Krzysztof Mieszkowski - ówczesny marszałek województwa).

Kiedy przejęty Michał Opaliński mówi o cięciach na kulturę, marnotrawieniu 3, 5 miliona złotych na zasypanie dziury przy wrocławskim stadionie, a z publiczności słychać okrzyki aprobaty i gromkie brawa, czuć, że mamy do czynienia z małą rewolucją. Na telebimie widzimy protest aktorów jeleniogórskiego Teatru im. Norwida z 2009 r. przeciwko zwolnieniu jego ówczesnego dyrektora Wojciecha Klemma i aktora Jacka Poniedziałka, odczytującego podczas tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych list otwarty w obronie teatru artystycznego "Teatr nie jest produktem. Widz nie jest klientem". Słychać też głos prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz -Waltz, która mówi, że ucięła dotację na teatr, by dofinansować strefę kibica.

O ile wicemarszałek Mołoń dzielnie znosił parodię własnej osoby (Michał Mrozek kilkakrotnie odczytywał jego identyczny list gratulacyjny do dyrektorów Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, Polskiego we Wrocławiu i Opery Wrocławskiej, w którym Ewa Michnik też jest rodzaju męskiego), Jacek Gawroński - szef wydziału kultury w urzędzie marszałkowskim, był wyraźnie skonfundowany.

Mimo że decyzja o powstaniu spektaklu powstała spontanicznie, a Kmiecik i Sadocha nie mieli na jego przygotowanie nawet dwóch tygodni, aktorzy wyszli z tej próby obronną ręką. Tworzony w większości na bieżąco, w konsultacji z aktorami, tekst, pokazuje w krzywym zwierciadle relacje między dwoma światami - ludźmi teatru i urzędnikami. A te relacje w wielu teatrach w Polsce są mocno zaburzone. Polityka kadrowa i finansowa musi się zmienić. A jeśli się nie zmieni, spektakl "Czy Pan to będzie czytał na stałe?" z dużym prawdopodobieństwem trafi na stałe do repertuaru wrocławskiego teatru.

A sztukę warto zobaczyć także dla przezabawnego Tomasza Lulka w roli prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego. I dla "roli" Michała Opalińskiego, który właściwie mówi od siebie, dlaczego kultura jest ważna.

Marta Wróbel
Polska Gazeta Wrocławska online
17 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia