O średniowiecznym rabinie z Poznania

Rabin Maharal i Golem reż: Lech Raczak - na Malcie

"Rabin Maharal i Golem" to nie tylko opowieść o średniowiecznym rabinie z Poznania, który według legendy ulepił z gliny ożywioną istotę. W swoim najnowszym spektaklu reżyser Rech Raczak mówi też o nas - ksenofobicznych mieszkańcach miasta, w którym "warto żyć".

Przestrzeń Starej Rzeźni, gdzie we wtorek przed północą odbyła się jedna z najgłośniejszych premier festiwalu Malta, pozwala na teatralny rozmach. I reżyser Lech Raczak, współscenarzysta Maciej Rembarz, a także scenograf Piotr Tetlak w pełni te możliwości wykorzystują. Na scenę, której dwa końce zamykają podczas spektaklu potężne ekrany z wyświetlającymi się literami hebrajskiego alfabetu, wyjeżdża raz po raz potężna metalowa konstrukcja w kształcie konia i kolejna - toczące się koło. Są jak wehikuły czasu, łączące przeszłość z przyszłością, odległe zakątki ziemi i życie ze śmiercią. 

Oświetlane reflektorami mury Starej Rzeźni, choć elektryzują, nie są u Raczaka symbolem. Przedstawienie można zagrać praktycznie wszędzie. I taki jest zamysł twórców. 

Historia rozgrywa się pod koniec XVI w., gdzieś między Pragą a Poznaniem. To właśnie stąd pochodził Juda Loew ben Bazalel, znany jako Maharal z Pragi - twórca Golema, ożywionego glinianego fantomu. Po zakończeniu kadencji rabina Pragi Maharal pełnił tę samą funkcję w miejscu, w którym się urodził. 

Golema, mającego bronić praskich Żydów, posądzanych przez miejscową ludność o okultyzm i bezbożne praktyki, rabin opatrzył słowem "Emet", czyli "prawda". Po wymazaniu pierwszej litery powstawało inne słowo, oznaczające "śmierć" i odbierające człekokształtnej istocie życie. 

Postacie plenerowego widowiska - Maharal, jego córki, widma, duchy i sam Golem - opowiadają tę historię, budując jednocześnie współczesne nawiązania. Wśród bohaterów jest m.in. ksiądz, który nakazuje swoim pomocnikom utopić nierządnicę. Pozorowana egzekucja dokonuje się na oczach widzów w wielkim szklanym akwarium. Po odejściu zakonnika wykonawcy zbrodni mówią o kolejnych planowanych "widowiskowych" uciechach, jakimi zwykło się bawić gawiedź jeszcze kilka wieków temu. 

Ich symbolem jest pręgierz miejski, stojący po dziś dzień na poznańskim Starym Rynku. I o nim wspominają w spektaklu aktorzy Raczaka. Mimochodem, jak nagłe mrugnięcie okiem, z ust jednego z artystów pada też współczesne promocyjne hasło "Poznań - tu warto żyć". I choć publiczność reaguje na nie śmiechem, to można się w tym wybuchu chwilowej radości doszukiwać nuty konsternacji. 

Powód? Poznań do dziś nie załatwił ważnych, budzących negatywne emocje spraw. Do dziś w budynku dawnej synagogi, przebudowanej przez hitlerowców na miejski basen, regularnie pluskają się w wodzie odziani w kąpielówki amatorzy pływania. - Ile można przepraszać za winy popełnione nie przez nas, i to wieki temu? - zastanawiała się po spektaklu moja znajoma. Teatr nie odpowiada. Teatr tylko pyta.

Marta Kaźmierska
Gazeta Wyborcza Poznan
27 czerwca 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia