O trudnej sztuce leżenia

rozmowa z Wojciechem Kaproniem

Mam pomysł na spektakl dotykający problemu wojny w Afganistanie. Samego początku konfliktu, postaci prezydenta Busha, armii amerykańskiej - rozmowa z WOJCIECHEM KAPRONIEM, tancerzem Lubelskiego Teatru Tańca.

Agnieszka Dybek: W sześcioosobowej obsadzie "Śmierci szczęśliwej", nowego spektaklu lubelskiej Sceny Prapremier InVitro, jest pan i pięciu artystów z Wrocławia. Reżyser Łukasz Witt-Michałowski robił casting?

Wojciech Kaproń: Chyba miał w głowie wizję postaci i pasowałem. Zaproponował mi rolę, dostałem kartkę z tekstem Alberta Sumaka i od razu się zgodziłem.

Specjalista od tańca współczesnego gra w sztuce teatralnej? Długiej roli musiał się pan uczyć?

- Reżyser wykorzystał mnie i pięciu członków Wrocławskiego Teatru Pantomimy jako postacie. Jest w spektaklu warstwa tekstowa, ale z offu. W "Śmierci szczęśliwej" jest stary kaleka na wózku, który chce umrzeć i młody przystojny, którego stary namawia, by dokonał eutanazji.

Ten młody i przystojny to pan?

- Tak.

To znaczy, że jest pan główną postacią w sztuce? Można o niej coś opowiedzieć, oprócz tego, że nie mówi?

- Bohater mówi. Ja nie mówię. Ale nie chcę opowiadać o sztuce, jeszcze nad nią pracujemy (rozmawiamy we wtorek, premiera jest w sobotę - przyp. red.).

Dlaczego tancerz nie zastanawia się nad przyjęciem roli w eksperymentującym teatrze?

- Ja ciągle szukam, a dzięki takim sytuacjom mam możliwość pracy z różnymi osobami. Z Łukaszem już pracowałem przy "Głodzie Knuta Hamsuna", ale wówczas podział na sferę tańca i teatru był wyraźniejszy. Tam razem z kolegami z Lubelskiego Teatru Tańca tworzyliśmy coś równoległego do roli Jacka Brzezińskiego. Tu jest inaczej, bardziej się wszystko miesza, przenika. Po tylu tanecznych projektach, warsztatach i spektaklach teatru tańca ciągnie mnie do teatru dramatycznego.

To teraz, co? Propozycja z Teatru Osterwy?

- Nie, nie tej bym nie przyjął. Teatr mieszczański - zdecydowanie nie, choć choreografem w "Śmierci" jest Zbigniew Szymczyk (dyrektor Wrocławskiego Teatru Pantomimy - przyp. red.), który pracował także z aktorami w Osterwie. Na razie nie pojawiła się tam produkcja, w której bym wziął udział. Ale gdyby taka sytuacja powstała... Poza tym ciekawe, czy moja osoba jest interesującą postacią dla tego rodzaju twórczej działalności.

Ale tak na papierze to jest pan magistrem animacji kultury?

- Tak i to na dodatek absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego i proszę napisać, że tam mają ciekawsze studia tego typu niż w Lublinie. Więcej rzeczy się nauczyłem, na przykład z teatru alternatywnego.

I szermierki?

- Nie, szermierki nie, ale wiele rzeczy ze studiów i własnych doświadczeń przydało mi się w spektaklu "Trzej muszkieterowie" Teatru Andersena. A udział w tym przedsięwzięciu był świetną przygodą i pracą z grupą przyjaciół i znajomych.

Nie miewa pan napadów wątpliwości "rany w co ja się wpakowałem"? Leży pan w jakiejś scenie na scenie i żałuje?

- Czasami mam fizycznie gorszy dzień i mam dość. Ale po tylu tysiącach godzin na sali prób człowiek się umie zebrać. A leżenie faktycznie jest męczące. Więcej - jest najgorsze. W "Śmierci" jest scena, kiedy reżyser wymaga ode mnie absolutnego bezruchu. Trwa bodaj 14 minut.

E, to prawie pół spektaklu pan nic nie robi...


- Nie, nie całość trwa około półtorej godziny, ale ten bezruch jest niesamowity.

Trzeba rozluźnić mięśnie i nie myśleć o niczym?

- Ból mięśni czy kręgosłupa to jedno, ale trzeba wyłączyć myślenie, bo nie może nic zaswędzieć, ani nic załaskotać. Ale, na szczęście, więcej jest dynamicznych, szybkich scen, które bardziej mi odpowiadają.

Lubi pan być wykonawcą,choreografem i reżyserem jednocześnie? Będzie kontynuacja autorskiego "Kosmosu"?

- Ze sobą samym najlepiej się pracuje. Bez dyskusji, w swoim rytmie, no i ma się do siebie zaufanie. Mam nadzieję, że Szymonowi Pietrasiewiczowi uda się zdobyć pieniądze na międzynarodowy projekt "Bio-obiekt", który będzie okazją do takiej pracy solo. Szymon zaprosił mnie do udziału w przedsięwzięciu, które polega na stworzeniu mobilnej sceny (projektu Roberta Kuśmirowskiego). Na niej będę występować i mam zupełną swobodę twórczą. Nie pamiętam, czy widzów ma być 16 czy 18, każdy z nich będzie miał swoje okienko do oglądania i słuchawki. Będziemy z tym jeździć po różnych miastach Europy.

To coś między fotoplastykonem a peep-show?


- Rozbierających się panienek nie będzie. Mam pomysł na spektakl dotykający problemu wojny w Afganistanie. Samego początku konfliktu, postaci prezydenta Busha, armii amerykańskiej. Mam dwa miesiące na myślenie i pracę nad tym projektem.

Artysta tancerz się bierze za wojskowe klimaty?

- Raczej chodzi o problem. Wierzę w inteligencję widza i w przestrzeń do interpretacji. Widz nie musi wszystkiego widzieć. Na grudzień planuję swój spektakl pokazujący przemoc obozu koncentracyjnego. Jest tekst pary Żydów, dziś bodaj 88-letnich, którzy przeżyli 4 lata w obozie i to opisali. Ale tu już bym chciał zaprosić ludzi do współpracy. Będzie mi potrzebna grupa wykonawców, wojskowych. W jednej z ról widzę Beatę Mysiak z naszego teatru (Lubelski Teatr Tańca - przyp. red.). Jeszcze nie wiem, czy to będzie kobieta w męskiej roli, ale taka zamiana może być dobra. Albo postać-hermafrodyta, bo chodzi mi o dwoistość postrzegania tragedii w sensie subiektywnym: kobiety i mężczyzny. Dlatego uzasadnione by było - w moim subiektywnym odczuciu - stworzenie hybrydy dwóch postaci w jednej.

Takie zło bez płci?

- Może tak?

Tancerka o tym pomyśle obsadowym wie?

- Nie, jeszcze nie. Dowie się z gazety.

Wojna, Żydzi w obozie śmierci. To nie są rozrywkowe tematy...

- Jestem zafascynowany historią, zwłaszcza współczesną, może dlatego takie pomysły mi przychodzą do głowy. I chyba w ogóle interesują mnie poważne tematy.

To tak poważnie: proszę coś powiedzieć o swoim bohaterze z jutrzejszej premiery...


- Z jednej strony to postać w konkretnej przestrzeni, z konkretnego dramatu. Podczas trwania spektaklu przeistacza się w bezosobową formę ludzkiej egzystencji.

WOJCIECH KAPROŃ

Najpierw zajmował się tańcem towarzyskim, później tańczył w Grupie Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej. Od 10 lat jest w Lubelskim Teatrze Tańca. Uczestnik warsztatów tańca: technika releasing, contact improvisation, body conditioning, BMC, polska technika tańca współczesnego, improwizacja

Agnieszka Dybek
Dziennik Wschodni
29 stycznia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...