O umieraniu
"Król Lear" - reż. Jan Klata - Narodowy Stary Teatr w KrakowieZazwyczaj w tej rubryce robię sobie śmieszki, ale idzie Wszystkich Świętych i pozwolą Państwo, że pobiorę krótki urlop od robienia z siebie błazna. Jest błazen na scenie, taka postać w tym dramacie, on przejmuje dyżur. Czeka Państwa teraz duża podaż słowa "umrzeć", bo nie lubię eufemizmów.
Idzie święto Wszystkich Świętych i spektakl mi przypasował w sensie tematycznym. Dawno go nie grali. Dawno znaczy ze dwa lata. Kiedyś, w okresie wczesnoblogowym, niepochlebnie i nieładnie o nim napisałem, i już wiem dlaczego. Nie chciałem się zgodzić, że jest o tym, o czym jest, a nie o czym innym. Przedstawienie jest na temat tak zwanego umierania. "Tak zwanego" piszę, bo to nie jest jasne, co my przez to rozumiemy, każdy podkłada tu swoje.
Wtedy go nie rozumiałem i szczęśliwi, którzy nie rozumieją. Rok temu umarł mi Tata i teraz chcę czy nie, lecz dobrze rozumiem "Leara". To jak z testralami z "Harry'ego Pottera", trochę końmi, a trochę nietoperzami, które widzisz dopiero, kiedy śmierć zobaczysz. Po spektaklu podszedłem do znajomych w Bombie, którzy też wyszli właśnie z teatru, i im mówię rewelację: to jest o umieraniu! Nie wiedzieli, czy ja żartuję i czy mają się śmiać, ale ja na serio. Musiałem pocierpieć w życiu osobistym, żeby pojąć taki banał. Wcześniej ten "Lear" w Starym był dla mnie o niczym, co zresztą jest chyba również trafnym odczytaniem, skoro śmierć jest trochę pustką.
"Król Lear" Jana Klaty nie tylko jest o umieraniu, ale też jest umieraniem. Aktor w roli tytułowej podobno już wiedział, gdy była premiera, że jest ostatecznie chory. Potężny facet o potężnym głosie, aktor Jerzy Grałek. Pół roku później opada kurtyna, a ja widzę pół faceta Zagrał jeszcze latem w Gdańsku i wygrali ten festiwal. Przychodzę jesienią, opada kurtyna, a na tronie nikt nie siedzi. Dwa tygodnie później pogrzeb.
To może niedziwne, że aktorzy w roli "Leara" szybciej umierają niż aktorzy w roli Puka, por. Łomnicki, który zagrał obie role, a tylko od jednej umarł - ale jednak te przesądy to jest chyba prawda Szekspir jest dość przejeany, jeśli chodzi o przesądy. Najsłynniejszy z najnowszych napadów Szekspira to jest "Makbet" z Capitolu, reżyseria Duda-Gracz. Premiera była w piątek trzynastego, a na scenie była trumna, a tytuł był niezmieniony. Ja to widziałem, tę bolesną katastrofę również w sensie artystycznym. Reżyserka sama opowiada, ile było nieszczęść dokoła spektaklu. Latest update: rok po premierze aktor grający Duncana, niesiony martwy na scenie, umarł także poza sceną.
Wracając do Leara: spektakl jest PRZEPIĘKNY, bo przy takim temacie choć tyle możemy zrobić, zrobić coś pięknego. Umyć płytę na cmentarzu, kwiatki położyć, zrobić piękny spektakl Tutaj efekciarstwo Klaty jest bardzo niepuste, bardzo jest na miejscu. Słynna procesja otwarcia do Sinéad O'Connor śpiewanej po "chińsku" (gdy grali w Pekinie, lyricsy się okazały nieczytelne dla widowni), proroctwo prorokowane w języku chyba arabskim, Ojcze nasz po aramejsku, czerwona mandala z ludzi, jakby pokot z polowania. Błyskotki sceniczne, którym tutaj pozwalamy na wszystko, niech będą piękne, niech zadadzą bobu. Zwłaszcza że mają pokrycie w tekście, są takim, a nie innym odczytaniem scenariusza. Takiej ciszy jak na Learze nie ma na innych spektaklach, i to nie jest cisza nudy.
Człowiek, póki coś ma, to nie docenia. Dopóki Jaśmina Polak i Bartek Bielenia po prostu byli w zespole Starego Teatru, braliśmy ich bez dziękuję. Teraz to jest święto, gdy przyjadą do Krakowa. Wybitni młodzi artyści, wypełniający nie tylko zadania, ale całą przestrzeń sceny. Dwa generatory prądu, które nas elektryzują jakby od niechcenia. Jaśmina, jedyna laska w obsadzie, nie licząc Brzyskiego, musi wyrabiać normę za wszystkie kobiety, a jeszcze za błazna.
To był dobry pomysł, żeby grać po śmierci aktora tytułowego. Zgodnie chyba z jego wolą, skoro wiedząc, w jakim jest stanie, i to grał, i to nagrał, by potem się dało włączyć nagranie w przebieg sceniczny. Dziwnie to zabrzmi, ale nie umiem inaczej i proszę się nie doszukiwać banalnych intencji: Lear grany zza grobu to jest jeszcze więcej, niż mógł dać za życia. Wiem, że nie wierzycie w duchy, ja także nie wierzę, bo nie muszę wierzyć, kiedy czuję je ze sceny.