O zwyczajnym szaleństwie

"Kuszenie cichej Weroniki" - reż: K.Lupa - Teatr Polski, Wrocław

"Kuszenie cichej Weroniki" w reżyserii Krystiana Lupy to spektakl-przypowieść o niedojrzałości i samotności kobiety uwikłanej w skomplikowane związki uczuciowe. Weronika (w wykonaniu Ewy Skibińskiej) - centralna postać historii opartej na tekście opowiadania Roberta Musila niepodzielnie króluje na scenie. Scena przedstawiająca dom, który jest światem, rezonuje zwierzeniami bohaterki, powtarzanymi obłędnie niczym monolog szaleńca.

Weronika, zamknięta w domu ze starą ciotką, poszukuje okruchów innego życia w kontaktach z dwoma mężczyznami – melancholijnym intelektualistą Johannesem (Adam Szczyszczaj) i brutalnie męskim Demetrem (Mariusz Kiljan). Pierwszemu powierza najskrytsze myśli i duchowe rozterki, a równocześnie poddaje się rozbuchanemu pożądaniu drugiego. Gubi się w rzeczywistości, która pozostaje dramatycznie rozpięta między uduchowieniem a zwierzęcością. Jej nieskoordynowane, niekiedy rozpaczliwie bełkotliwe wywody stanowią główną treść przedstawienia.

Wspaniała kreacja Ewy Skibińskiej nadaje tej postaci psychologicznej głębi, czyni ją intrygująco niejednoznaczną. To ona panuje na scenie, kształtuje rzeczywistość, niekiedy przerażająco nierealną. Wypowiadane na scenie słowa, podejmowane działania mogą być postrzegane jako wytwór chorej wyobraźni Weroniki, męscy bohaterowie zaś – jako projekcje jej niespełnionego pragnienia miłości (kobieta kilkakrotnie powtarza Johannesowi: nie mogę kochać, nie mogę wyjść za mąż, nie mogę opuścić ciotki). Wypowiedzi Johannesa są jedynie preludium do jej własnych, psychoanalitycznych monologów.

Spektakl mimo wielosłowia ma w sobie dużo milczenia, chwil zatrzymania, konsternacji. Wiele tekstów wypowiadanych jest więcej niż raz, w odmiennych konfiguracjach, z różnym nacechowaniem emocjonalnym. Zahipnotyzowany melodią słowa widz ma uczucie permanentnego dèjà vu.

Bohaterowie mają ukazywać pełnię prawdy o sobie, całą bezradność wobec świata wykraczającego poza zdolności pojmowania. Stąd wykorzystywany kilkakrotnie motyw nagości (Adam Szczyszczaj wygłasza swój pierwszy monolog w pozycji imitującej wpisanego w okrąg człowieka Leonarda da Vinci), bezbronnej i przeraźliwie śmiertelnej. Cztery postacie zestawione zostały na zasadzie kontrastu, a równocześnie paradoksalnego podobieństwa: stara ciotka (Krzesisława Dubielówna), potrafi zachowywać się jak mała dziewczynka, choć zdaje się uosabiać samotną przyszłość Weroniki; walka męskich bohaterów opiera się na starciu chłodnego osądu z brutalnością, lecz zaowocuje chłopięcą niemal bójką.

Spektakl, mimo ważkości poruszanych kwestii, nie do końca jest w stanie obronić się przed monotonią. Motyw powtarzania słów, gestów, zachowań, zrazu zaskakuje, z czasem staje się denerwująco przewidywalny. Napięcie to wznosi się, to opada, by w długich monologach głównej bohaterki ulec całkowitemu zawieszeniu. Przedstawienie przepełnione jest gwałtownymi emocjami, które pozostają jednak zbyt uładzone – mimo chwilowych wybuchów gniewu czy namiętności pełno na scenie melancholii i dojmującego smutku. I właśnie ten niejasny, lecz jakże prawdziwy smutek tęsknoty i samotności towarzyszy nam długo po zakończeniu spektaklu.

Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
13 maja 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia