Obraz depresyjnych lęków, czyli balet "Čiurlionis

5. Dni Sztuki Tańca

9 listopada, w Teatrze Wielkim Operze Narodowej, w ramach V Dni Sztuki Tańca, na scenie głównej w Sali Moniuszki pojawiła się taneczno-muzyczna opowieść pod tytułem "Čiurlionis", w choreografii Roberta Bondary, z muzyką Giedriusa Kuprevičiusa, w wykonaniu Litewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu.

Inspiracją dla twórców baletu był życiorys Mikalojusa Konstantinasa Čiurlionisa, litewskiego artysty, twórcy prawdziwie światowego, a mimo to bardzo "litewskiego", który z powodzeniem czerpał z litewskiego folkloru, polskiej literatury romantycznej oraz atmosfery nurtów artystycznych rosyjskiego środowiska twórczego progu ubiegłego wieku. Twórczość Čiurlionisa nie jest znana szerokim kręgom odbiorców i nie jest zbyt spopularyzowana. Szkoda, bowiem był on człowiekiem bardzo uzdolnionym, z powodzeniem malował, komponował, tworzył fluoroforty, plakaty, ilustracje do książek, a także próbował swoich sił na polu literatury. "To co interesowało mnie najbardziej, to Čiurlionis jako człowiek z krwi i kości - taki jak każdy z nas, konkretna osoba, ktoś zdolny odczuwać, posiadający unikalny światopogląd. O czym myślał, co czuł? Jakie miał aspiracje, marzenia, nadzieje? Czego pragnął, a czego się obawiał? Ostatecznie dlaczego nie przezwyciężył przytłaczających go myśli, piętrzących się nad jego głową chmur?" - mówi o swojej pracy nad spektaklem Robert Bondara.

Mam nieoparte wrażenie, że Robert Bondara chciał pokazać również coś więcej - brak granic pomiędzy sztukami. "Muzyka łączy poezję i malarstwo, ma swoją architektonikę. Malarstwo może posiadać także takąż architektonikę jak muzyka i w farbach wyrażać dźwięk" - to słowa samego "litewskiego symbolisty", częściowo związanego z Warszawą, w której spędził wiele lat swojego życia. Czy można powiedzieć, że balet "Čiurlionis", właśnie to ukazuje widzom? Spektakl nie jest długi, a jednak nużący. Tancerze poruszają się niespiesznie, wszystko dzieje się w półmroku, na punktowo oświetlonej scenie. Pogłębia to jeszcze duszną, depresyjna atmosferę towarzyszącą tancerzom. I niestety, nie sprawdza się na sporej scenie, przy tak dużej widowni, bowiem słaba widoczność i zmęczenie oczu utrudnia wizualny odbiór baletu. Przygnębiająco działa też muzyka autorstwa Giedriusa Kuprevičiusa, skądinąd niesamowita, z litewskimi akcentami, przepięknymi partiami chóralnymi, ale i ciężkimi, przytłaczająco wibrującymi momentami. Niezaprzeczalnie wszystko to doskonale oddaje psychiczne przeżycia bohatera, jego postępującą chorobę, jednak nie wszystkie sceny są czytelne, język tańca nie zawsze staje się zrozumiałym dla widzów. Przysłuchując się rozmowom podczas przerwy, dowiedziałam się, iż część widzów nie od razu zauważyła, że w balecie pojawia się dwóch Čiurlionisów (Marius Miliauskas i Martynas Rimeikis) - w moim odczuciu wspaniały i trafiony zabieg reżyserski - jeden śmiertelnie chory, umierający w sanatorium i drugi, początkowo bardzo młody, przeżywający swą drogę twórczą i zdarzenia z życia od momentu przyjazdu na studia do Warszawy aż po smutny kres. Ich los splata się, dzieje równocześnie. "Čiurlionis" silnie przypomina teatr tańca, mało w nim czystego tańca baletowego, choć artyści są znakomici i trudno nie docenić ich umiejętności, techniki. Są w tym spektaklu niezwykłe perełki, poruszające sceny: gdy chory artysta interweniuje, próbuje wpłynąć na młodego, zmienić, poruszyć nim. Poza tym wspaniała scena z grupą tancerzy pod parasolami, ze świecami w ręku. I jeszcze zmagania bohatera z szatanem, ich gra w szachy - niesamowity, silnie przemawiający motyw. A jednak patrząc na całość, mało w niej emocji, choć w miłosnych, bardzo wysublimowanych scenkach pojawia się więcej ekspresji i klarowności. Pozostaje niedosyt. Czy to właśnie chciał pokazać choreograf, uwypuklając tragiczne popadanie w obłęd - rozpadającą się osobowość bohatera, odnalezioną w rozmytych śladach, które po sobie pozostawił?

Na koniec muszę wspomnieć o fascynującej scenografii, projekcjach autorstwa Ewy Krasuckiej, chwilami silniej przemawiającej niż sam ruch sceniczny. Na ekranie, w tle, archiwalne stare pożółkłe fotografie przedstawiające Warszawę, z poruszającymi się postaciami, jakby wyciętymi z papieru. Widzowie mogą zobaczyć rękopis kompozycji Čiurlionisa i jego rysunki, pejzaże z jednej strony bardzo nowoczesne, a z drugiej naiwne, jakby rodem z prymitywistów. Fantastyczne krajobrazy, rozmyte, prześwietlone, tworzą kształty pejzaży wyobraźni. Formy z pogranicza muzyki i plastyki, w jakiś sposób przerażają precyzją i jakby natrętną harmonią, a w szkicach obsesyjnie powraca motyw śmierci - czyżby przepowiednia choroby i przedwczesnej śmierci malarza? Artystę dręczyła przecież pogłębiająca się depresja, która pozbawiała go chęci do życia. Zmarł w 1911 roku na zapalenie płuc, w sanatorium w Pustelniku koło Warszawy (dzisiejsze Marki).

Anna Czajkowska
Teatr dla Was
13 listopada 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia