Obronić Księcia Niezłomnego

Rozmowa z Pawłem Świątkiem

Nawet jeśli nie będzie zapamiętany czy doceniony, okazuje się, że jest w stanie obronić swoje społeczeństwo. To był nasz punkt wyjścia. Chcieliśmy bardzo obronić Księcia Niezłomnego. Dlatego też nie pokazaliśmy ostatniej sceny z dramatu Słowackiego. Musielibyśmy wtedy zabrać jakieś stanowisko.

Z Pawłem Świątkiem, reżyserem "Księcia Niezłomnego" w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi rozmawia Alexandra Kozowicz.

Alexandra Kozowicz: Kim jest Książę Niezłomny?

Paweł Świątek: Człowiekiem, który sprzeciwił się rzeczywistości wojny i zero-jedynkowej walce o materię.

I przegrywa podejmując heroiczną decyzję. Decyzję, która w dramacie Słowackiego nadaje całości tonu niemal mistycznego.

Najciekawsze jest właśnie to, co jest duchowe, niematerialne, wspólne dla pewnej grupy ludzi, którą chroni podjęcie pewnej decyzji. Fernand dokonuje jej w konkretnym momencie. Nie jest tak, że on przychodzi będąc gotowym na nią.

Warto było umrzeć za Ceutę?

Ceuta, o którą toczył się (religijny) spór, to nie tylko kościoły. To coś, co Maurom może zapewnić przetrwanie. Świetne strategicznie miejsce, które umożliwia pewne wymiany handlowe, i które daje im możliwość poprawy swojego bytu. Maurowie walczą, żeby przetrwać, a Portugalczycy podbijają będąc już na starcie konfliktu dużo bogatsi i potężniejsi. Mamy wreszcie człowieka - Fernanda, który zupełnie serio bierze ideały. A nikt już nie wierzy. I paradoksalnie ratuje tym swoich ludzi.

Czemu paradoksalnie?

Ponieważ robi ruch, którego nikt się nie spodziewa. Przypuszczam, że Portugalczycy bardzo się ucieszyli z tego powodu, że Książę Niezłomny umarł. Obawiam się tego, jak tak to mogłoby się rozegrać dalej: Alfons przybyłby po wuja, któremu z pewnością postawiłby kościół, jednocześnie mając świadomość, że gdyby Fernand nie był martwy to być może mógłby zając jego miejsce. I być może potraktowałby jego śmierć jako przyczynek do zemsty na Maurach. W tym sensie wolałem się skupić na człowieku, który zajął jakieś stanowisko idealistyczne i oddaje się mu bez reszty. Nawet jeśli nie będzie zapamiętany czy doceniony, okazuje się, że jest w stanie obronić swoje społeczeństwo. To był nasz punkt wyjścia. Chcieliśmy bardzo obronić Księcia Niezłomnego.
Dlatego też nie pokazaliśmy ostatniej sceny z dramatu Słowackiego. Musielibyśmy wtedy zabrać jakieś stanowisko.

A co zamiast gotowych odpowiedzi?

Pytania: Czy bylibyśmy gotowi poświęcić życie? Czy bylibyśmy gotowi budować wspólnotę opartą na dobrach niematerialnych? We współczesnym świecie ciężko nam sobie wyobrazić kogoś takiego. I gdyby mnie teraz zapytać kto dziś byłby Księciem Niezłomnym - mam duży problem, żeby kogoś takiego wskazać. Gdybyśmy się musieli cofnąć dwadzieścia lat wstecz, mogę mówić o Solidarności czy o Kuroniu, wymienić wiele pięknych postaci. Żyjemy w świecie pragmatycznym: żeby utrzymać władzę trzeba być pragmatycznym. Świat wojny także jest światem bardzo pragmatycznym. Nie ma wojny, choćby religijnej, bez ekonomii. A decyzja księcia była taka: chronimy Ceute, dlatego, że jeśli ją oddamy, to my zginiemy, jak społeczeństwo, jako ludzie wierzący. On to wiedział i dokonał wyboru, który mu wcale nie przysporzył mu sławy.

Nikt nie chce jego poświęcenia?

Absolutnie. To jest bardzo nie na rękę. Nie podjęliśmy ostatniej sceny, ponieważ nie chcieliśmy decydować, jasno wskazywać, czy była ona komuś potrzebna czy nie. Przybycie Alfonsa z armią i wymiana ciała Fernanda za Feniksanę dałoby nam inną jakość, przesunęło środek ciężkości na kwestię transakcji. Nie na tym chcieliśmy się skupić. Stąd nasza decyzja dramaturgiczna. Nie wiem czy jest opłacalna czy nie. Wolałem, żebyśmy zauważyli Fernanda niż Alfonsa, ta decyzja wynikała z kwestii światopoglądu. Chciałem zwrócić uwagę na ludzi, którzy nie brylują w sferach a mają moc zmian, dużo większą niż osoby bezpośrednio związane z polityką.

W tej inscenizacji więcej polityki niż transcendentalności?

Perspektywa dramatu politycznego był dla nas istotna. Pokazujemy świat, w którym ktoś kto mówi „wierzę w coś" wygrywa dla swojego społeczeństwa więcej, niż w gdyby po prostu stanął do walki na miecze. Dzisiaj potrzebujemy ewidentnie ludzi idei, których postawa z wynika z przekonań niematerialnych, a nie jedynie ze strategii, które służyłyby jedynie do sprawnego utrzymania władzy.

Skąd pomysł na inscenizację, tak ściśle związaną z tworzonym na żywo dźwiękiem, z tyloma efektami elektro-akustycznymi?

Chcieliśmy wykreować świat, który w sposób sensualny pokazywałby zero-jedynkowy świat wojny, w którym walka, konfrontacja jest zawsze oparta na sytuacji wygrywamy-przegrywamy . Temu światu sprzeciwia się Fernand, i za to cierpi. Sprzeciwia się rzeczywistości wojny opartej na ekonomi celu. Umiera nie tylko za idee ale i za swoich ludzi. To jeden z moich spektakli, które dotyczą wspólnoty. A mamy z nią ewidentnie problem. Dzisiejsza wspólnota jest bardzo rozproszona. Pewna niezłomność w budowaniu grupy może się przerodzić w jakąś siłę na pewien czas, która jest w stanie zmieniać rzeczywistość.

Alexandra Kozowicz
Dziennik Teatralny Łódź
9 listopada 2015
Portrety
Paweł Świątek

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...