Oby nie zagubili siebie
"Szkice z Dostojewskiego" - reż. Maja Komorowska - Teatr Collegium NobiliumNie ma tu rozdzielenia sceny od publiczności rampą, jak to zazwyczaj bywa w teatrach. Umieszczona w kilku rzędach na scenie widownia jest dosłownie na wyciągnięcie ręki przestrzeni gry aktorów. Ta minimalna odległość sprawia, że widz nie tylko ma możliwość zaobserwowania każdej zmiany na twarzy aktorów, każdej najdrobniejszej nawet mimiki, gestu, mowy oczu, ale czuje się niejako wciągnięty i obecny w zdarzeniach rozgrywających się przed nim.
Dla aktorów to sytuacja zapewne niezwykle trudna, nie mają gdzie się "schować", za czym się ukryć, dekoracje im tego nie ułatwiają, bo właściwie ich nie ma. Pusta scena, a na niej aktorzy zdani wyłącznie na swoje umiejętności. I to świeżo nabyte, bo spektakl "Szkice z Dostojewskiego" w Teatrze Collegium Nobilium jest dyplomem aktorskim studentów Akademii Teatralnej w Warszawie.
Przedstawienie w warstwie inscenizacyjnej jest mało interesujące. To spektakl nadzwyczaj statyczny, właściwie pozbawiony jakiejś ciekawej, kreatywnej formy artystycznej. W zawodowym teatrze byłaby to rzecz podlegająca ocenie negatywnej. Ale tutaj, w sytuacji przedstawienia dyplomowego, które jest przecież egzaminem z warsztatu aktorskiego mającym pokazywać umiejętności, różnorodność środków wyrazu, itp. - owa skromna i "surowa" inscenizacja stanowi zaletę. Żadne reżyserskie fajerwerki bowiem nie przesłaniają celu, w jakim przedstawienie zostało zrealizowane.
Portret z wnętrza
"Szkice z Dostojewskiego" to spektakl powstały w oparciu o fragmenty dwu niezwykle ważnych dla twórczości Fiodora Dostojewskiego powieści: "Idioty" i "Braci Karamazow". Przedstawienie składa się z dwóch części wyraźnie wyodrębnionych tytułami: część pierwsza zasadza się na "Idiocie" i nosi tytuł "Wokół Myszkina", część druga "Wokół Aloszy" oparta jest na "Braciach Karamazow". Ale mimo oddzielenia obie części łączą bohaterowie. Książę Myszkin z powieści "Idiota" ma w pewnym sensie swoją kontynuację w osobie Aloszy z "Braci Karamazow". Myszkin i Alosza to postaci uosabiające dobro, miłość do ludzi i przebaczanie ich win. Nastazja Filipowna z "Idioty" oraz Gruszeńka z "Braci Karamazow" to kobiety typu femme fatale, a cechy Rogożyna z powieści "Idiota" można odnaleźć w Dymitrze, bohaterze "Braci Karamazow". Uchwycenie owej paralelności bohaterów jest wyraziście zaprezentowane w przedstawieniu. A niezwykle bliski plan gry aktorów i przestrzeń widza wchodzą ze sobą w relacje. Publiczność ma tu możliwość nie tylko zewnętrznej obserwacji działań scenicznych, ale też wchodzenia niejako w głąb postaci bohaterów.
Nie jest łatwo grać bohaterów powieści Dostojewskiego. Bez dotarcia do ich głębi psychologicznej nie ma możliwości zrozumienia takich czy innych zachowań postaci. Dodatkowym utrudnieniem dla aktora, zwłaszcza młodego, początkującego, jest nadmiernie skomplikowana struktura osobowości bohaterów Dostojewskiego. Niejednorodna natura psycho-emocjonalna postaci powoduje, iż ich sposób bycia, funkcjonowania ulega raptownym zmianom. Postaci te budowane są niejako w kontrze nawet wobec samych siebie, co powoduje, że ich stany emocjonalne i psychiczne są w ciągłym ruchu. Dynamika owych zmian wpływa na zachowania zewnętrzne postaci, które to zachowania wymagają wyrazistej i czytelnej ekspresji aktorskiej. I to silnie zróżnicowanej pod względem użycia środków wyrazu.
Myszkin i inni
Młodzi aktorzy Akademii Teatralnej w Warszawie w większości świetnie uchwycili specyfikę charakterologiczną bohaterów Dostojewskiego. Ich interpretacja postaci jest w zasadzie w pełni wiarygodna. Spektakl zrealizowany został w konwencji realistycznej i stosownie do niej grany przez aktorów. Myszkin w wykonaniu Karola Dziuby jest bardzo prawdziwy. Jego stan ducha rysuje się na twarzy aktora, wyraża się w jego ułożeniu sylwetki, sposobie mówienia, w łagodnej barwie głosu. Nawet wtedy, gdy doświadcza obrażających i ośmieszających go zachowań ze strony innych, jest uosobieniem dobroci i chrześcijańskiego pochylenia się nad drugim człowiekiem. Znakomicie poprowadzona rola przez Karola Dziubę. Wprawdzie można się przyczepić do tego nieszczęsnego tobołka, z którym Myszkin przez długi czas się nie rozstaje. Stanowczo za długo, co powoduje, że ów tobołek w którymś momencie przestaje "grać" i zaczyna być elementem zbędnym. Ale to mała sprawa, która nie zaważyła przecież na całościowym wizerunku postaci Myszkina.
Jego scenicznym przeciwieństwem jest Rogożyn w świetnym wykonaniu Juliana Świeżewskiego. Aktor znalazł przekonujące środki interpretacyjne na mocne, dynamiczne zaprezentowanie swego bohatera, będącego połączeniem brutalności z czułością i namiętnością do Nastazji. Postać pięknej Nastazji, pogubionej i rozdartej wewnętrznie, gra doskonale Małgorzata Mikołajczak, prezentująca jakże dojrzałe już aktorstwo. A przecież to dopiero początek drogi zawodowej. Jeśli właśnie u początków tej artystycznej drogi aktorka nie skręci za bardzo na ścieżkę seriali telewizyjnych, gdzie funkcjonuje zupełnie inny alfabet aktorski, inna estetyka, inny proces budowania roli, gdzie nie ma czegoś takiego, jak dochodzenie do prawdy postaci, którą się gra itd., itd. - to myślę, że czeka ją w przyszłości wspaniała kariera wielkiej aktorki.
Sceniczną rywalkę Nastazji, Agłaję, gra bardzo wyraziście Ewa Jakubowicz (aczkolwiek można by "ździebko" umniejszyć ilość ekspresji w scenie spotkania u Nastazji).
Prawda i dobro
W drugiej części wątek Lizy zachwycająco zagrała Paulina Szostak. Wspaniale wyeksponowała cechy charakteru, stan ducha i osobowość Lizy. Piękna rola. Także rola Gruszeńki świetnie poprowadzona przez Julię Trembecką; wyrazisty, dynamiczny, a potem dramatycznie nieszczęśliwy w scenie w więzieniu Dymitr w dobrym wykonaniu Tomasza Olejnika; wyciszony, skupiony Alosza Kamila Mrożka itd., itd. Wszyscy, cały zespół młodych aktorów tym przedstawieniem zdał egzamin z profesjonalnego aktorstwa. Jedni bardzo dobrze, drudzy dobrze. A przynajmniej dwie, trzy osoby rokują bardzo dobrze. Jeśli znajdą prawidłowe oparcie w teatrze, w mądrze dobranych rolach, w wartościowych przedstawieniach inteligentnych reżyserów z prawdziwego zdarzenia - to czeka ich wspaniały rozwój artystyczny i wielka satysfakcja zawodowa.
Pod warunkiem wszakże, iż wchodząc już zawodowo do teatru, ci młodzi ludzie będą postrzegać swój udział w nim jako przestrzeń budowania prawdy i dobra. No i że po drodze nie zagubią siebie, nie dadzą się omamić złudnymi modami i niebezpiecznymi ideologiami demoralizującymi artystycznie i moralnie oraz deformującymi osobowość tych młodych ludzi. A jak wiemy, ideologie te masowo zalewają dziś sceny teatralne i niszczą to, co powinno być istotą misji teatru, a więc budowania na fundamencie podstawowych wartości, jak prawda, dobro i piękno. I oczywiście bez relatywizacji. Ale do tego trzeba mądrych dyrektorów teatrów i reżyserów, którzy swoimi przedstawieniami odważnie dają wyraz i świadectwo wyznawanemu systemowi wartości opartemu na odwiecznym Dekalogu. A że tacy są, wiem o tym na pewno.