Od Amfitriona do... Łyska
13. Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej InterpretacjeNiezły płodozmian zafundowali nam organizatorzy "Interpretacji" we wtorek, w pierwszym dniu konkursowych zmagań o Laur Konrada. Podczas wieczoru obejrzeliśmy dwie kompletnie odmienne inscenizacje, w różnych przestrzeniach, a nawet w różnych miastach!
Na pierwszy ogień poszedł "Amfitrion" Heinricha von Kleista, zagrany w chorzowskiej "Rozrywce" przez aktorów Starego Teatru z Krakowa, w reżyserii Wojtka Klemma. Mitologiczny bohater tej komedii inspirował dramaturgów od starożyt- ności, ale Kleist traktuje wątek rozgrywki między Jupiterem a Amfitrionem bardziej ironicznie niż poprzednicy. A Wojtek Klemm idzie dalej, tworząc widowisko świadomie wyprane z emocji i rozgrane we wnętrzu, przypominającym skrzyżowanie laboratorium z fotograficznym atelier. W prowokacyjnie sztucznych dekoracjach, bóg Jupiter przybiera postać Amfitriona, by uwieść żonę tego ostatniego. Ona zaś, miotając się między poczuciem winy, a wspomnieniem rozkoszy, próbuje odnaleźć po prostu siebie, choć w świecie rządzonym przez mężczyzn jest to niemożliwe.
Klemm nie współczuje żadnej z postaci, punktuje raczej ich egoizm i obojętność. Każdy ma tu swój kawałek podłogi i nie zamierza go opuścić, a kradzież tożsamości przypomina bezrefleksyjną kradzież intelektualnych wartości w internecie. Przedstawienie, z precyzyjnie rozpisanymi sytuacjami i wyrazistą rolą Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik jako Alkmeny, nie jest specjalnie odkrywcze, ale dobrze wpisuje się w zimną rzeczywistość naszych czasów.
W zupełnie inne rejony scenicznej estetyki i klimaty emocjonalne zabrał natomiast widzów Radosław Rychcik, w swoim "Łysku z pokładu Idy".
Kto spodziewał się jednak w miarę wiernej adaptacji opowiadania Gustawa Morcinka, ten oberwał od aktorów Teatru Dramatycznego z Wałbrzycha i samego reżysera po łapkach. Bo to jest spektakl głównie o tym, że rzeczonego "Łyska" nikt dziś nie czyta. Z wyjątkiem uczniów, choć i oni robią to pod przymusem lekturowego rygoru. Pomysł reżysera polegał więc na tym, żeby dydaktyczną nowelkę Morcinka pokazać z punktu widzenia dzieci. Jednak dzieci współczesnych, a te jak wiadomo są okrutne, nietolerancyjne i nie znają takich uczuć jak przyjaźń i życzliwość. Zderzenie sentymentalnych fragmentów oryginału z okrutnym komentarzem małych dziewczynek brzmi jednak momentami zbyt, o paradoksie, dydaktycznie właśnie! Po kilkunastu minutach wiemy, jaka jest intencja realizatorów i morał spektaklu. Ale biedny koń w otoczeniu sadystycznych dziewczynek robi wrażenie, dzięki ekstremalnej grze Andrzeja Kłaka. Podobać się może też sama inscenizacja. Niepokorna i prowokacyjnie rozbuchana. A Kuźnia na terenie byłej kopalni Katowice okazała się wręcz idealną przestrzenią dla wałbrzyskiej inscenizacji. To miejsce ma przyszłość!