Od Awinionu do Tanlay, czyli francuskie impresje.

Wybierałem się do Awinionu od lat, planując tę podróż – oczywiste marzenie teatromana - na rok 2020.

Cóż, nie miałem wtedy szans, nikt zresztą nie miał. Szczęśliwie - odwleczone, nie uciekło, dotrwałem i dotarłem nad Rodan z dwuletnim, post pandemicznym poślizgiem.

Miasto w festiwalowy czas urzeka wszechogarniającym, wielowątkowym bogactwem – artystycznym, architektonicznym, kulturowym i historycznym, jak na stolicę teatralnego świata przystało. Zdaje się być dla przybysza – debiutanta na początku chaosem, przechodzącym jednak w miarę wnikania weń w formę precyzyjnego tygla łączącego wszelkie teatralne żywioły. Awinion jest wtedy teatrem po prostu, w tyleż rudymentarnym, co wieloznacznym pojęciu, jest bezustanną, bezgraniczną jego afirmacją.

Skala Festiwalu budzi szacunek. W ciągu miesiąca na ponad stu scenach prezentowano tysiące spektakli z 23 krajów, wliczając w to Francję i jej terytoria zamorskie. Oficjalny katalog liczy 480 stron i waży ze dwa kilogramy. Bywa to czasem ciężarem ponad siły – na moich oczach jakiś znękany morderczą w tym roku kanikułą przybysz, przysiadłszy pod papieskim pałacem, począł porządkować plecak, bijąc się z myślami przez dobrych kilka minut, przekładając wydawnictwo z ręki do ręki, błądząc wzrokiem od nieba po bruk w poszukiwaniu decyzyjnego natchnienia, aby w końcu, z jakże transparentnym żalem, porównywalnym z tym w domu Raniewskiej w trakcie egzekwii po wiadomym sadzie, zostawić je na murku. Twardy rachunek strat bilansu wodnego organizmu przeważył. Racjonalna decyzja - mniej potu, więcej sił. A tych trzeba mieć tam wiele, bo do zobaczenia jest tyle, ile w katalogu, a nawet więcej, bo bezustannym spektaklem są też wysiłki artystów zachęcających do uczestnictwa. To swoiste preludium jest zjawiskiem endemicznym i wartym solidnego opisu. Awiniońskie ulice są bowiem sceną bezustannego targowiska różnorodności. Aktorki i aktorzy, najczęściej w kostiumach, krążą w obrębie tamtejszej starówki przekonując do kupna biletu. Konkurencja tu przeogromna, codziennie mamy do wyboru spektrum wyrażające się w liczbie trzycyfrowej, Awinion jest szczelnie oplakatowany anonsami, wspieranymi przez wspomniane aktorskie akcje ulotkowe. Pięć minut na ulicach i placach to dorobek kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu karteluszek w dłoni. Próbowałem liczyć plakaty, ale gdy dotarłem do setki w dwie minuty, przestałem, poprzestawszy na jednej zresztą uliczce. Tak, w te festiwalowe dni to urocze francuskie miasto jest teatrem, który tam i wtedy jest artystycznym wszechświatem.

Awiniońskie sceny to temat na tekst osobny. Są rozsiane przede wszystkim na obszarze Starego Miasta, świadectwa jego potęgi i rangi w czasach, często określanych w historii tyleż efektownie, co niesłusznie awiniońską niewolą papiestwa. Siedmiu francuskich następców św. Piotra, kierujących w XIV wieku rzymskim kościołem, dźwignęło niepozorną niegdyś mieścinę do rangi osi chrześcijańskiego świata, o populacji przewyższającej 40 000 osób! Znakomicie zachowane mury ciągną się przez prawie 5 kilometrów, obejmując zwarty obręb pełen urokliwych zaułków, ulic, placyków i placów, flankowanych przez tysiące zabytkowych budowli. Najważniejszą, najbardziej prestiżową scenę zaaranżowano na Dziedzińcu Honorowym Pałacu Papieży, monumentalnej, gotyckiej, dość zresztą ponurej budowli, niewiele z pałacem mającej wspólnego, uformowanej w potężny zamek, do dziś górujący nad miastem. Ma ponad tysiąc miejsc w schodkowym amfiteatrze, szczelnie wypełniającym wielopiętrową przestrzeń, która w średniowieczu musiała robić gigantyczne wrażenie boskiej niemalże potęgi i mocy sprawczości. Ta jest największa, zarezerwowana dla przedstawień i twórców najwybitniejszych. Pozostałe – średnie, małe i te najmniejsze, na ledwo kilkadziesiąt miejsc, dają szansę innym, tym mniej znanym i nieznanym, aspirującym, przybywającym do teatralnej stolicy świata z melanżem nadziei i determinacji. Wszelkie formy są tu reprezentowane: teatr dramatyczny – klasyczny i współczesny, monodramy, mimowie, balet, przedstawienia muzyczne wszelkiego autoramentu, magia, stand-up, a nawet teatr zwany obywatelskim. Ci którzy nie mieszczą się na scenach po dachem, uprawiają z powodzeniem klasyczny teatr uliczny, kreowany ad hoc na kilkunastu metrach kwadratowych asfaltu lub bruku, gromadzący natychmiast setki widzów, gratisowo, choć datki są mile widziane. Setki widzów in spe gromadzą także kolejki po bilety, warsztaty praktycznej cierpliwości, rozbuchane panele dyskusyjne, bywa bowiem, że trzeba odstać kilka godzin, więc wypada pogadać, wiadomo o czym.

Awinion w lipcu jest miejscem pasjonującym w wielu kontekstach – artystycznym, socjologicznym, kulturowym, jest polifonicznym zwierciadłem teatru w jego bezgranicznej potędze, żywym pomnikiem jego mocy i znaczenia. To miasto lubi przecież sprawować rząd dusz – wieki temu i współcześnie. Taki tu najwyraźniej klimat, gorący – dla ciała i ducha. Nikt nie przejdzie obojętnie, nikt nie może się wymówić, iż czegoś dla siebie nie znalazł. Byłoby to, biorąc pod uwagę przywołane wyżej liczby, nader nieuczciwe – statystycznie, logicznie i etycznie. Bowiem to, co ujmuje w Awinionie najbardziej, to praktyczna nieskończoność doznań, bezmiar emocji, uczuć, wrażeń, ten narkotyczny wręcz afekt, autopsja egzaltacji, ekscytacja w duecie z emfazą, słowem to wszystko, co można zawrzeć w jakże francuskim terminie. To po prostu impresja czerpana immanentnie wszystkimi zmysłami, wrażenie pozornie przelotne, co w pamięć najbardziej wewnętrzną zapada po kres. I po to przede wszystkim warto przyjechać, bowiem awiniońskie chwile chętnie trwają, mają niezaprzeczalną moc, zniewalający smak artystycznej klasy grand cru, misterny urok estetycznego gwiazdozbioru, są sublimacją istoty teatru, impresji właśnie...

Po wyjeździe z Awinionu podróżowałem po Francji jeszcze przez jakiś czas, nie licząc na to, że tamtejszym teatralnym, sensu largo, doznaniom cokolwiek może dorównać. Mój brak wiary został jakże sowicie i niezasłużenie wynagrodzony. Postanowiłem zwiedzić zamek w Tanlay, renesansową perełkę położoną w sercu Burgundii. Miejsce solidnie osadzone w historii, niegdyś należące do rodu Colignych, prominentnych protestantów, tych którzy, jak zapewne wielu z historii pamięta, zapłacili najwyższą cenę za marzenia o tolerancji, tracąc w noc św. Bartłomieja hugenockiego przywódcę – admirała Gaspara II de Coligny, zaszlachtowanego przez totalitarnych na wskroś katolików, bo przecież nie chrześcijan. Notabene - warto zobaczyć satyryczne freski w wieży, gdzie odbywały się tajne narady antypapistów. Przyjechałem na pół godziny przed zamknięciem muzeum, mogłem wejść już tylko do ogrodów, wnętrza zostawiając na dzień następny. Byłem w nich zresztą jedynym gościem. Niespodziewana szczodrość kończącego się dnia, pomyślałem, snując się leniwie wokół zamku dorównującego urodą tym najpiękniejszym znad Loary. Nagle, niczym spod ziemi, przy energetyzujących dźwiękach muzyki, pojawiły się postaci w kostiumach, pochłonięte gestykulacją, mimiką, ruchem i recytacją. Teatralna trupa zaczynała właśnie próbę przed jutrzejszym spektaklem. Mieli uczciwą nadzieję, że ostatni zwiedzający wyszli już z zamkowego parku, ja zaś nie miałem najmniejszej nadziei na to, że za moment będzie mi dane odbyć swoistą podróż w czasie. Zobaczyłem w cieniu wiekowych platanów niewielką scenę, profesjonalną reżyserkę dźwięku i światła oraz około 200 krzeseł, wszystko w orzeźwiającym chłodzie monumentalnych drzew. Tanlay to gmina licząca nieco ponad tysiąc mieszkańców, a artyści przygotowywali się do dwóch przedstawień – „Snu nocy letniej" w piątek i „Cyrana de Bergerac" w sobotę. Sztuka wysoka schodziła więc pod, chciałoby się rzec strzechy, ale w Burgundii zapomniano o nich daleko wcześniej niż w kraju skąd ten bon mot pochodzi, więc powiedzmy to prościej – w lud. Miejscowość była szczelnie oplakatowana anonsami, w sklepach i jedynej restauracji leżały ulotki, a bezpłatne wejściówki, jak się dowiedziałem, szły jak woda. Takich wędrownych zespołów, jeżdżących, niczym za czasów Moliera, od zamku do pałacu, od pałacu do placu, od placu do parku, wszędzie gdzie tylko można się zainstalować i grać, jest we Francji wiele, krążą w sezonie letnim po kraju wystawiając przeważnie klasykę, zarażają entuzjazmem i pasją do teatru. Grają dla widzów, jak sami piszą - od 7 do 107 lat. Miejscowych, przyjezdnych, dla wszystkich tych, którzy pragną doświadczyć impresji, a od niej już przecież bardzo blisko do iluminacji. To również bardzo francuskie słowo, bowiem stamtąd poczęto oświecać Europę i świat, czego do dziś dogmatyczni, czy raczej betonowi konserwatyści całego świata nie są w stanie Mariannie wybaczyć, wydalając z siebie wątpliwe enuncjacje – na przykład o widelcach, czy inne filipiki frustratów.

Radzę przyjechać, zobaczyć, ocenić uczciwie kulturalny, architektoniczny, cywilizacyjny dorobek tego kraju, dogłębnie rzecz porównać, skonstatować to co oczywiste, a nie pogrążać się w mrokach erudycyjnego i erystycznego średniowiecza. Niestety, nie mogłem zostać przez jeszcze jeden dzień, aby zobaczyć więcej, niż podejrzałem na próbie, wiem że byli w objeździe przez cały miesiąc, pod jakże stosowną nazwą – „Theatre de plein-air", krążąc już siódmy sezon po burgundzkiej prowincji, częstując wszystkich uśmiechem i refleksją, dając radość i wzruszenie, sól teatru, którym, co konstatuję z radością, Francja fundamentalnie stoi...

__

Festiwal Teatralny w Awinionie (Festival d'Avignon) - festiwal teatralny we Francji, jedna z najważniejszych tego typu imprez na Świecie.
Festiwal odbywa się corocznie w Awinionie. Jego twórcą był Jean Vilar, który zorganizował pierwszą edycję w 1947. Początkowo występowały na nim głównie trupy francuskie, obecnie jest imprezą międzynarodową, odbywającą się w sezonie wakacyjnym. Na festiwalu występują grupy teatralne poszukujące nowych środków wyrazu, wykraczające poza ramy tradycyjnego teatru. Od kilku lat wkład w ustalenie repertuaru festiwalu ma tzw. artysta stowarzyszony - twórca teatralny (każdego roku inny) współdecydujący o kształcie danej edycji. (wiki)

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Awinion
27 sierpnia 2022

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...